Louisa May Alcott

Mali mężczyźni


Скачать книгу

na ścianach, ładny serwis porcelanowy stał szeregiem: jednym słowem była to tak ładna kuchenka, jakiej tylko mogło dziecko zapragnąć.

      Po pierwszym okrzyku Daisy stała cichutko, ale oczki jej, żywo przenosząc się z jednego przedmiotu na drugi, błyszczały coraz bardziej, a gdy nareszcie spoczęły na uradowanej twarzy cioci Jo, uścisnęła ją, mówiąc: „Ach ciociu, jakaż to wspaniała zabawka! Czy naprawdę będę mogła gotować w tym ślicznym piecyku, wydawać obiady, bale i palić prawdziwy ogień? Jakże mi się to wszystko podoba! Co cioci nasunęło tę myśl?”.

      – Twoja chętka robienia ciasteczek z Asią – odrzekła pani Bhaer, przytrzymując Daisy tak podskakującą, jak gdyby miała pofrunąć w górę. – Wiedziałam, że Asia nie pozwoli ci gospodarować zbyt często w kuchni – i to byłoby nawet niebezpieczne przy dużym ogniu – więc sobie postanowiłam wyszukać małą kuchenkę i nauczyć cię gotowania, żeby ta zabawka była połączona z pożytkiem. Przeglądałam pilnie sklepy, ale wszystkie duże sztuki były drogie i sądziłam już, że mi wypadnie wyrzec się tej przyjemności, kiedy spotkałam wuja Teddy’ego. Dowiedziawszy się, czego szukam, obiecał swą pomoc i nie dał spokoju, póki nie nabyłam największej ze wszystkich kuchenek. Łajałam go za to, ale śmiał się i prześladował obiadem, który ugotowałam na jego przyjęcie, gdyśmy oboje byli jeszcze bardzo młodzi. Nareszcie, gdy poprosił, bym nie tylko ciebie, ale i Bess uczyła gotować – uległam i poszliśmy razem po różne smaczne rzeczy do moich „wykładów kuchennych”, jak się wyraził.

      – To najładniejsza, najśliczniejsza kuchenka w świecie i będę wolała uczyć się gotowania niżeli innych lekcji. Czy będę mogła robić torciki, ciasteczka i makaroniki? – zawołała Daisy, tańcząc wkoło pokoju, z nową patelnią w jednej rączce i z obcążkami w drugiej.

      – Wszystko nastąpi we właściwym czasie; ale ponieważ ta zabawka ma służyć do pożytku, więc ci muszę mówić, co i jak masz robić. Będziemy się zaopatrywały w wiktuały i nauczysz się gotować na małą skalę. Nazwę cię Sally, bo będziesz na niby nowo przybyłą dziewczyną – dodała pani Jo, po czym wzięła się do roboty, Ted zaś siedział na ziemi z paluszkiem w buzi i z takim zajęciem wpatrywał się w kuchenkę, jak gdyby to był żyjący przedmiot.

      – Ach! Jakże to będzie miło! Od czego mam zacząć? – zapytała Sally z tak uradowaną twarzyczką i gorliwą minką, że ciocia Jo zapragnęła, żeby wszystkie nowe kucharki były choć w połowie tak ładne i miłe.

      – Przede wszystkim ubierz się w czepeczek i w fartuszek. Trochę staroświecka ze mnie gospodyni, więc lubię, żeby kucharka była bardzo schludna.

      Sally ukryła loczki pod czepeczkiem i fartuszek przypasała bez szemrania, chociaż zazwyczaj buntowała się przeciw bawetowi2.

      – Teraz możesz wszystko poustawiać porządnie i umyć nową porcelanę. Stary serwis także należy oczyścić, bo dawna służąca miała zwyczaj zostawiać go w opłakanym stanie po gościach.

      Chociaż ciocia Jo powiedziała to z wielką powagą, Sally roześmiała się, wiedząc, że ona sama jest ową niedbałą dziewczyną. Potem zawinęła rękawy i z rozkosznym uczuciem zaczęła się krzątać koło kuchni, zachwycając się od czasu do czasu to „miluchnym wałeczkiem do ciasta”, to „ślicznym szafliczkiem do zmywania naczyń”, to „zgrabniutką pieprzniczką”.

      – Teraz, moja Sally, weź koszyk i pójdź na targ; oto masz spis, czego mi potrzeba do obiadu – rzekła pani Jo, oddając jej kawałek papieru, gdy naczynia zostały uporządkowane.

      – A gdzie jest targ? – zapytała Daisy, której ta nowa zabawka wydawała się coraz bardziej zajmującą.

      – U Asi.

      Oczywiście spowodowała zamieszanie w klasie, gdy pokazawszy się w nowym stroju, szepnęła do Demiego: „To przewyborna zabawka!”.

      Starą Asię bardzo to wszystko bawiło i roześmiała się wesoło, gdy dziewczynka wpadła do pokoju w czepku przekrzywionym na bakier i z koszyczkiem w ręce, trzepoczącym przykrywką jakby kastanietami.

      – Moja pani, ciocia Jo żąda tych oto rzeczy i muszę je dostać – rzekła Daisy z powagą.

      – Pokaż kochaneczko co tam jest napisane. Dwa funty mięsa, kartofle, groch, jabłka, chleb i masło. Mięsa jeszcze nie przyniesiono: jak je dostarczą, to ci przyślę na górę, a reszta jest tu, pod ręką.

      Zapakowała więc Asia jeden kartofel, jedno jabłko, trochę grochu, po kawałku masła i ciasta i zaleciła Sally, żeby się pilnowała, bo chłopiec od rzeźnika umie czasami figle płatać.

      – Któż to jest? – spytała Daisy w nadziei, że to będzie Demi.

      – Zobaczysz – odrzekła zwięźle Asia; Sally zaś odeszła, śpiewając sobie:

      Mabel, grzeczna dziewczyna,

      Mabel, dziewczynka mała,

      Miała butelkę wina,

      I smaczne ciastka miała.3

      – Teraz włóż do spiżami to wszystko, prócz jabłka – rzekła pani Jo, skoro kucharka wróciła do domu.

      Pod środkową półką w kuchence stała szafka; otworzywszy drzwiczki, Daisy doznała nowego zachwytu: jedna połowa była widocznie przeznaczona na piwnicę, bo zgromadzono w niej drzewo, węgle i łuczywa; w drugiej stało pełno słoików, pudełek i różnych zabawnych naczyń do mąki, cukru, soli i wszelkich domowych zapasów. Były też i konfitury, piernik w blaszanym pudełeczku, sok porzeczkowy we flaszce od wody kolońskiej i herbata w skrzynce; ale największe bogactwo stanowiły dwie miseczki mleka i warząchew do zebrania śmietanki. Daisy klasnęła w rączki na ten widok i chciała natychmiast wziąć się do roboty, lecz ciocia Jo powiedziała:

      – Jeszcze nie teraz; będziesz potrzebowała śmietanki do torciku przekładanego jabłkiem, który się poda na obiad, więc niech się ustoi do tego czasu.

      – Będzie torcik! – zawołała Daisy, niedowierzając prawie, że ją taka radość czeka.

      – Jeżeli piecyk okaże się dobry, to będą nawet dwa torciki: jeden z jabłkiem, drugi z poziomkami – rzekła pani Jo.

      –Więc cóż mam teraz robić? – zapytała Sally, niecierpliwie wyglądając chwili, kiedy rozpocznie przygotowania.

      – Zamknij niższe drzwiczki od pieca, żeby się rozgrzał, potem umyj rączki i wydobądź mąkę, cukier, sól i cynamon. Zobacz też, czy stolniczka jest czysta, i obierz jabłko, bo je położysz na nią.

      Daisy zebrała te wszystkie rzeczy, a ile przy tym narobiła szczęku i brzęku, łatwo się domyślić, kiedy tak młodą była jeszcze ta kuchareczka.

      – Doprawdy, nie wiem, ile czego wziąć na tak małe torciki. Muszę je chyba zrobić na chybił trafił, a jak mi się udadzą, to spróbujemy więcej – rzekła pani Jo trochę zakłopotana, chociaż ją bawiły odrobinki leżące przed nią. – Weź teraz pełną miseczkę mąki, wsyp szczyptę soli, a potem dodaj tyle masła, ile się zmieści. Pamiętaj, że przede wszystkim trzeba rozcierać suche rzeczy, a potem dodawać płynne: w ten sposób lepiej się wymieszają.

      – Ja to umiem, bo widziałam, jak Asia robi. Czy wysmarować blachę masłem? Ona zawsze od tego zaczyna – powiedziała Daisy, z wielkim pośpiechem sypiąc mąkę.

      – I owszem, wysmaruj. Zdaje mi się, że będzie z ciebie dobra kucharka, bo się zręcznie bierzesz do roboty – rzekła ciocia Jo dla zachęty. – Teraz wlej kropelkę wody: tyle tylko, żeby zamoczyć; potem nasyp trochę mąki