Генрик Сенкевич

Krzyżacy


Скачать книгу

nim goście zdołali wychylić do dna ostatnie kufle, wrócił jeszcze pośpieszniej, wołając:

      – Dwór jakowyś wali!

      W chwilę zaś później we drzwiach zjawił się pachołek w błękitnym kubraku i składanej czerwonej czapce na głowie. Stanął, spojrzał po obecnych i ujrzawszy gospodarza rzekł:

      – Wytrzeć tam stoły i światła naniecić104: księżna Anna Danuta105 na odpoczynek się tu zatrzyma.

      To rzekłszy zawrócił. W gospodzie uczynił się ruch: gospodarz począł wołać na czeladź106, a goście spoglądali ze zdumieniem jeden na drugiego.

      – Księżna Anna Danuta – mówił jeden z mieszczan – toć to Kiejstutówna107, żona Janusza Mazowieckiego108. Ona już od dwóch niedziel109 w Krakowie, jeno110 że wyjeżdżała do Zatora, do księcia Wacława w odwiedziny, a ninie111 pewno wraca.

      – Kmotrze Gamroth – rzekł drugi mieszczanin – pójdźmy na siano do stodółki; za wysoka to dla nas kompania.

      – Że nocą jadą, to mi nie dziwno – ozwał się Maćko – bo w dzień upał, ale czemu, mając pod bokiem klasztor, do gospody zajeżdżają?

      Tu zwrócił się do Zbyszka:

      – Rodzona siostra cudnej Ryngałły, rozumiesz?

      A Zbyszko odrzekł:

      – I mazowieckich panien siła112 musi z nią być, hej!

      Rozdział drugi

      A wtem przez drzwi weszła księżna113 – pani średnich lat, ze śmiejącą się twarzą, przybrana w czerwony płaszcz i szatę zieloną, obcisłą, z pozłoconym pasem na biodrach, idącym wzdłuż pachwin i zapiętym nisko wielką klamrą. Za panią szły panny dworskie, niektóre starsze, niektóre jeszcze niedorosłe, w różowych i liliowych wianuszkach na głowach, po większej części z lutniami114 w ręku. Były i takie które niosły całe pęki kwiatów świeżych, widocznie uzbieranych po drodze. Zaroiła się izba, bo za pannami ukazało się kilku dworzan i małych pacholików115. Weszli wszyscy raźno, z wesołością w twarzach, rozmawiając głośno lub podśpiewując, jakoby upojeni pogodną nocą i jasnym blaskiem księżyca. Między dworzanami dwóch było rybałtów116, jeden z lutnią, drugi z gęślikami117 u pasa. Jedna z dziewcząt, młódka118 jeszcze, może dwunastolatka, niosła też za księżną małą luteńkę, nabijaną miedzianymi ćwiekami.

      – Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – ozwała się księżna stając w pośrodku świetlicy.

      – Na wieki wieków, amen! – odpowiedzieli obecni, bijąc zarazem niskie pokłony.

      – A gdzie gospodarz?

      Niemiec, usłyszawszy wezwanie, wysunął się naprzód i przyklęknął obyczajem niemieckim.

      – Zatrzymamy się tu dla wypoczynku i posiłku – rzekła pani. – Żywo się jeno zakrzątnij, bośmy głodni.

      Mieszczanie już byli odeszli, teraz zaś dwaj miejscowi szlachcice, a wraz z nimi Maćko z Bogdańca i młody Zbyszko, skłonili się powtórnie i zamierzali opuścić świetlicę, nie chcąc dworowi przeszkadzać.

      Lecz księżna zatrzymała ich.

      – Szlachtą jesteście: nie przeszkodzicie! Zróbcie znajomość z dworzany119. Skądże Bóg prowadzi?

      Oni wówczas zaczęli wymieniać swoje imiona, herby, zawołania i wsie, z których się pisali. Dopieroż pani, usłyszawszy od Maćka, skąd wraca, klasnęła w dłonie i rzekła:

      – Otóż się przygodziło120! Prawcie nam o Wilnie, o moim bracie i o siestrze121. Zali zjedzie tu się książę Witold122 na połóg królowej i na krzciny?

      – Chciałby, ale nie wie, czy będzie mógł; dlatego kolebę srebrną przez księży i bojarzynów123 naprzód w darze królowej przysłał. Przy której kolebce i myśmy z bratańcem przyjechali, strzegąc jej w drodze.

      – To kolebka tu jest? Chciałabym obaczyć. Cała srebrna?

      – Cała srebrna, ale jej tu nie ma. Powieźli ją do Krakowa.

      – A cóż wy w Tyńcu robicie?

      – My tu nawrócili do klasztornego prokuratora, naszego krewnego, by pod opiekę zacnych zakonników oddać, co nam wojna przysporzyła i co książę podarował.

      – To Bóg poszczęścił. Godneż łupy? Ale powiadajcie, czemu to brat124 niepewien, czy przyjedzie?

      – Bo wyprawę na Tatarów gotuje125.

      – Wiem ci ja to; jeno mnie trapi, że królowa nie prorokowała szczęśliwego końca tej wyprawie, a co ona prorokuje, to się zawsze ziści126.

      Maćko uśmiechnął się.

      – Ej, świątobliwa nasza pani, nijak przeczyć, ale z księciem Witoldem siła naszego rycerstwa pójdzie, chłopów dobrych, przeciw którym nikomu niesporo127.

      – A wy to nie pójdziecie?

      – Bom z kolebką przy innych wysłan i przez pięć roków128 nie zdejmowałem z siebie blach129 – odrzekł Maćko, pokazując na bruzdy powyciskane na łosiowym kubraku od pancerza – ale niech jeno wypocznę – pójdę – a choćbym sam nie szedł, to tego oto bratanka, Zbyszka, panu Spytkowi z Melsztyna130 oddam, pod którego wodzą wszyscy nasi rycerze pójdą.

      Księżna Danuta spojrzała na dorodną postać Zbyszka, lecz dalszą rozmowę przerwało przybycie zakonnika z klasztoru, który powitawszy księżnę, począł jej pokornie wymawiać, że nie przysłała gońca z oznajmieniem o swoim przybyciu i że nie zatrzymała się w klasztorze, ale w zwyczajnej gospodzie, niegodnej jej majestatu. Nie brak przecie w klasztorze domów i gmachów, w których nawet pospolity człowiek znajdzie gościnę, a cóż dopiero majestat, zwłaszcza zaś małżonki księcia, od którego przodków i pokrewnych131 tylu dobrodziejstw opactwo doświadczyło.

      Lecz księżna odpowiedziała wesoło:

      – My jeno tu nogi wstąpili rozprostować, a na ranek trzeba nam do Krakowa. Wyspaliśmy się w dzień i jedziemy nocą dla chłodu, a że to już kury132 piały, nie chciałam pobożnych zakonników budzić, zwłaszcza z taką kompanią, która więcej o śpiewaniu i pląsach niżeli o odpocznieniu myśli.

      Gdy