i on dobrze o tym wie.
– Chyba raczej: „Pieprz się, zarozumiały dupku”. Skończyłeś już swoje pseudofilozoficzne wywody? Bo jeśli tak, to pozwól, że sobie pójdę i jednak wypiję martini do końca. Wszystko, byleby zapomnieć o spotkaniu z tobą.
– Wiesz, jaki jest twój problem? Mówisz jedno, a myślisz drugie. Alkohol nie sprawi, że o mnie zapomnisz. Gdy będziesz leżeć w łóżku i zamkniesz oczy, przypomnisz sobie moje palce na twoich ustach i będziesz marzyć tylko o tym, by znalazły się głęboko w tobie.
Czy on sam wymyśla te teksty? Założę się, że znajduje je w internecie i uczy się ich na pamięć. Niemożliwe, by ktoś, w dodatku po pijaku, mówił takie rzeczy. Tak cholernie dobre rzeczy, które sprawiają, że każda komórka mojego ciała go pragnie.
– A wiesz, jaki jest twój problem? – Chwieję się i staram się mówić bardzo wyraźnie, ale średnio mi to wychodzi. – Myślisz, że mnie znasz, rozkładasz moją psychikę na czynniki pierwsze, ale jest tak, jak przed chwilą powiedziałeś: zmieniłam się. Nie jestem już tą samą Amy, którą zostawiłeś.
– Przez te dwa miesiące dowiedziałem się o tobie znacznie więcej, niż chciałbym wiedzieć.
O czym on mówi? Przecież go tutaj nie było.
Nagle odpuszcza. Zabiera swoje dłonie, a moje ciało od razu umiera z tęsknoty. Nie mogę zostać tutaj dłużej. Nie, kiedy on nie chce nic wyjaśnić i otwiera moje prawie zabliźnione rany. Nie, kiedy chcę go, choć nie powinnam.
Popycham drzwi i spoglądam na niego po raz ostatni. Znów siedzi na krześle i patrzy na mnie z tym swoim zarozumiałym uśmieszkiem. Zero wstydu i poczucia skruchy.
Przywołuję się do porządku. On na mnie nie zasługuje.
A wy nie sterczcie tak na jego widok! Nie po tym, co wam zrobił! A raczej: po tym, czego wam nie zrobił, gdy wyjechał – w myślach zwracam uwagę swoim sutkom. Tym razem bardzo się pilnuję, aby nie powiedzieć tego na głos.
Postanowienie: od dziś nie gadać z sutkami, żelkami, urządzeniami typu ksero. Ogólnie unikać rozmów z przedmiotami i częściami ciała. Dopuszcza się nadal rozmowy ze ślimakami.
– Miłego wieczoru, Amy. Baw się dobrze, tylko uważaj na Olliego. Cały czas gapi się na twoje cycki. – Barry wznosi butelkę na znak toastu i bezczelnie patrzy na mój dekolt.
Mam ochotę się zakryć. A potem złamać mu szczękę. I wziąć duży łyk martini. Moje sutki oczywiście mają gdzieś moją wcześniejszą przemowę i sterczą sobie radośnie, co zapewne widać, bo sukienka jest z cienkiego materiału, a ja nie włożyłam pod nią stanika.
Nie! To, że jest zimno, nie jest żadnym wytłumaczeniem! Już ja wiem, dlaczego sterczycie!
To była moja ostatnia rozmowa tego typu, obiecuję. Tym bardziej że zamiast wyjść, stoję i gapię się na swój dekolt, a Barry przygląda się temu wszystkiemu.
– I jeszcze jedno – mówi takim tonem, jakby to on był szefem, a ja jego podwładną. – Jeśli myślisz, że jesteś tutaj górą, bo Steve przeniósł mnie do innego działu, to się mylisz. Pamiętaj, jeśli będziesz niegrzeczna, zamienię twoją pracę w piekło.
Zasycha mi w gardle, gdy słyszę groźbę w jego głosie. Szybko wychodzę.
Nie takiego Barry’ego zapamiętałam. Zmienił się. Jest wyrachowany i patrzy na mnie z góry. Tak jakby to, co mi zrobił, nie miało znaczenia. Tak jakbym to ja mu coś zrobiła.
***
Kilkanaście minut później siedzę w taksówce i analizuję naszą rozmowę.
Sugeruje, że przytyłam. Nienawidzę go.
Ale zauważył, że moje piersi są większe. To znaczy, że na nie patrzył. I zauważył, że Ollie patrzył. To znaczy, że mnie obserwował!
Uśmiecham się, choć nie powinnam. To na pewno przez alkohol.
To nienormalne. Cieszę się, że mój szalony, nieobliczalny, niedoszły chłopak, który teraz jest eksniedoszłym, nieobliczalnym chłopakiem, komentuje wygląd moich piersi.
Co by nie powiedzieć, urosły – to jedyny plus mojego obżarstwa. Chociaż jedno się w nich nie zmieniło: sutki sterczą, tak jak sterczały, i w ogóle mnie nie słuchają!
– Nic z tego nie rozumiem, ale wiem jedno: cycki zawsze są dobre. Nieważne jakie. A jak sterczą, to nic, tylko się cieszyć.
Taksówkarz spogląda na mnie w lusterku.
– Proszę tak na mnie nie patrzeć.
– Nie moja wina, że gada pani do siebie.
***
– Farbowany rudy sukinsyn! Z całym szacunkiem do Laury oczywiście. Zrobił wielki błąd, że wrócił. Zabiję go! – Becky miota się po kuchni i rozrzuca dookoła siebie tarty ser, który powinien trafić raczej na pizzę, a nie na podłogę.
Siedzimy razem w jej mieszkaniu w sobotni poranek. Ostatniej nocy po powrocie z imprezy prawie nie zmrużyłam oka, a teraz albo coś zjem, albo umrę.
Właśnie podzieliłam się z nią wiadomością, że Barry wrócił i że w dodatku będziemy razem pracować. Najpierw zmyła mi głowę za to, że dowiaduje się tak późno. Potem zaczęła wyzywać Barry’ego, tak jak to ona ma w zwyczaju. Teraz przygotowuje pizzę, a ja opowiadam jej wszystko ze szczegółami.
Zdążyła już nieco ochłonąć, chociaż gdy z moich ust pada jego imię, ona wykrzykuje dramatyczne: „Już ja się z nim policzę!”.
Tak czy siak, Becky w kuchni jest raczej kiepska, a rozwścieczona Becky w kuchni to już totalna porażka. Zastanawiam się, czy ta pizza w ogóle powstanie.
– Jakim cudem on może mieć do ciebie jakiekolwiek pretensje?!
– Też się nad tym zastanawiam – odpowiadam, po czym wgryzam się w kawałek sera. – Nie żebym za dużo sobie wyobrażała, ale nasze pierwsze spotkanie powinno raczej wyglądać tak: on pada na kolana i mówi te wszystkie bzdury w stylu „Byłem niedojrzałym dupkiem, bałem się zaangażować, nie zasługuję na ciebie”. No wiesz, jakakolwiek skrucha. Tymczasem on zachowuje się tak, jakbym to ja była przyczyną wszystkich jego nieszczęść.
– Chyba przyczyną wszystkich jego wzwodów. – Becky przykłada zamkniętą dłoń do ust i wykonuje rytmiczne ruchy.
– Czy możemy chociaż przez pięć minut nie rozmawiać o penisach? – Rzucam w nią kawałkiem sera, ale robi doskonały unik.
– Jesteś w moim domu. Ciesz się, że w ogóle rozmawiamy o czymś innym niż penisy! – prycha, udając obrażoną. – I skończ wreszcie z podjadaniem. – Odsuwa ode mnie paczkę sera, chociaż sama nieustannie wyjada coś z miski.
– Bo jestem gruba?
– Nie jesteś gruba. Po prostu zaokrągliłaś się tu i tam i wyglądasz super. Założę się, że dopiero teraz twoje BMI jest w normie. – Becky spogląda na mnie wymownie i zabiera się za krojenie papryki. – Poza tym mam lepsze poprawiacze nastroju niż jedzenie. Są w mojej sypialni.
– O nie. Nie mam zamiaru otwierać twojej szuflady pełnej perwersyjnych, gumowych wibratorów – jęczę.
– Gumowe? Szuflada? Chyba mnie nie doceniasz! Mam tam kolekcję de luxe, tylko najlepsze i najbardziej wytrzymałe materiały, doskonała imitacja ludzkiej skóry, ergonomiczne kształty. No i proszę cię! Naprawdę myślisz, że przeznaczyłabym na nie tylko jedną szufladę?! Tak robią amatorzy.
– Fakt, zapomniałam, że królowa