Szczepan Twardoch

Pokora


Скачать книгу

rozdzierające mi wnętrzności, palące ostrze, kiedy już się wpisałem do twojego zeszytu, a ty poleciłaś mi przeczytać zaznaczone strony, na których nieznani mi młodzieńcy o imionach Bertram, Heinrich, Udo i Frederik, starsi ode mnie, wyznawali ci, czego poszukują w kobiecie, czego zaś w mężczyźnie, i przyglądałem się przyklejonej do jednej ze stron fotografii Frederika, szykownego kawalera w korporanckim deklu i surducie, w białych rękawicach z długimi mankietami i ze szlegrem[26] w dłoni. Chciałaś, żebym to zobaczył, zobaczyłem więc.

      Jego marzenie o szczęściu: „Całować twoje ramiona, Agnes”. Tak napisał.

      Moje marzenie o szczęściu: „Mieć spokój, by poświęcić się lekturze”. Tak napisałem ja. Wtedy, kiedy nocą schodziłem do piwnicy konwiktu, było to prawdą, bo jeszcze cię nie poznałem. Kiedy wpisywałem się do twojego kajetu, Agnes, to było już kłamstwem.

      Na prowadzących do piwnicy schodach minąłem uradowanego palacza Bienka, który nieudolnie próbował ukryć przede mną butelkę sznapsa i nie zawracał sobie głowy tym, po cóż podopieczny konwiktu miałby schodzić do piwnicy w środku nocy. Ucieszyłem się. Jeśli Bienek ma flaszkę, to znaczy, że zaszyje się z nią gdzieś, zapali fajkę, opróżni butelkę i zaśnie, być może nawet pozwoli na to, by w piecach wygasło, co zdarzyło mu się już parę razy i za każdym prefekt groził mu, iż zostanie odprawiony. Dla mnie oznaczało to, że mogę usiąść w kotłowni i czytać. Zamierzałem nawet dorzucić samemu do pieca, żeby nie zgasło, żeby prefekt nie odprawił palacza Bienka i żeby ten jeszcze chętniej opuszczał nocami swój posterunek, dając mi miejsce, w którym mogłem bezpiecznie, w spokoju i w cieple czytać.

      Nie zastanowiłem się nad tym, dlaczego w kotłowni pali się światło. Otwarłem drzwi i ujrzałem Chłopaczysko, był zupełnie nagi i na stojąco przyciskał do ściany zupełnie gołą siostrę Consolatę, która zaplotła nogi dookoła jego pośladków, rękami zaś uwiesiła się na jego szyi. Nie zauważyli mnie, pochłonięci swoim zajęciem, a ja wycofałem się w pośpiechu, jednak na schodach ponownie natknąłem się na palacza Bienka.

      Tym razem schodził do piwnicy bardzo strapiony, z głową zwieszoną jak u psa przyłapanego przez swojego pana na jakiejś niegodnej psocie. Towarzyszył mu prefekt Münzberg w koszuli nocnej i szlafmycy, purpurowy na twarzy z wściekłości. W dłoni trzymał odebraną Bienkowi, nieodkorkowaną jeszcze butelkę sznapsa.

      Jeszcze ciebie tu brakowało, Pokora! – krzyknął, widząc mnie stojącego w piwnicznym korytarzu z książką w ręku. Co to ma znaczyć? Palacz mi się szwenda po konwikcie z flaszką, w piwnicy uczeń z książką, który powinien spać, co to ma wszystko znaczyć!? Marsz do łóżka, a wy, Bienek, do swoich obowiązków, żebym ja też mógł się wyspać jak człowiek!

      Prefekt odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę schodów, a ja zrozumiałem, że mam sekundę na reakcję. Jeśli zadziałam teraz, coś może się zmienić w moim życiu. Wybór, przed jakim stanąłem, był dla mnie tak jasny, jakbym stanął na rozdrożu i wiedział, dokąd obie drogi prowadzą.

      Mogłem wydać Chłopaczysko i siostrę Consolatę. Nie wiedziałem, jakie konsekwencje mogą ich spotkać za cielesne obcowanie w kotłowni konwiktu, ale byłem pewien, że będą to konsekwencje straszne.

      Mogłem też przeprosić prefekta i odmaszerować do swojego łóżka w głównej sypialni. Chłopaczysko byłby mi sporo dłużny. Siostra Consolata również. Czy jednak mógłbym odzyskać ten dług? Czy dłużny mi Chłopaczysko zaprzestałby prześladowań? Gdybym jutro powiedział mu, że widziałem go w kotłowni z siostrą Consolatą, co by się wydarzyło? Przecież nawet nie mógłbym go szantażować, zlałby mnie za wszystkie czasy.

      Siostra Consolata, jedyna, która okazała mi serce, w objęciach Chłopaczyska. Nie rozumiałem tego wtedy, ale tak bardzo czułem się zdradzony, Agnes. Sama wiesz jak bardzo.

      I wtedy wypowiedziałem słowa, które doprowadziły mnie do ciebie.

      W kotłowni są siostra Consolata z jakimś chłopcem, powiedziałem, bardzo ładnie i po niemiecku, i bardzo głośno.

      Prefekt Münzberg odwrócił się, spojrzał na mnie, nie rozumiejąc, co ty gadasz, chłopcze?

      W kotłowni jest siostra Consolata i jakiś chłopiec, powtórzyłem. Dotykają się.

      Prefekt Münzberg ruszył w stronę piwnicznych drzwi i otwarł je na oścież.

      Próbowali ubrać się w pośpiechu, ale nie zdążyli. Chłopaczysko idiotycznie zaczął ubierać się od góry, stał więc w koszuli i bez spodni, acz koszula szczęśliwie zakrywała to, co zakryć powinna. Siostra Consolata również nie zdążyła okryć swojej nagości. Przyciskała do piersi habit, najbardziej zaś naga była jej pozbawiona welonu głowa z krótkimi zmierzwionymi jasnymi włosami. Słyszeli moje słowa. Zobaczyli mnie przez otwarte drzwi, za prefektem. Wiedzieli, że to ja ich wydałem.

      Nie wiem, co stało się potem z siostrą Consolatą, która była dla mnie dobra. Nigdy więcej jej nie widziałem, dziś mogę tylko domyślać się jej losu gdzieś w klauzurze albo jeszcze gorszego.

      Ojciec Chłopaczyska był tylko niezbyt zamożnym aptekarzem, nikim ważnym, gimnazjum i konwikt stanowiły dlań i tak wielki wydatek, nie miał wpływów ni władzy, by zapobiec wydaleniu syna ze szkoły i z konwiktu za nieobyczajne prowadzenie się. Chłopaczysko nie przystąpił do Abitur. Byłem pewien, że prędzej czy później mnie znajdzie i przynajmniej dotkliwie pobije, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Ojciec jego sprzedał aptekę i wyprowadził się do Kattowitz, nie wiem, co stało się z nim dalej, od tamtej nocy nigdy więcej go nie widziałem.

      Mnie dwa dni później prefekt zaprosił do swojego gabinetu. Był tam już markotny ksiądz Scholtis. Prefekt oświadczył, że nie powinienem tego rozumieć jako kary, bo nie zrobiłem nic karygodnego, jednak nie mogę zostać w konwikcie po tym, co zaszło, gdyż obawia się o wpływ, jaki traumatyczne wydarzenie, którego stałem się mimowolnym uczestnikiem, mogłoby wywrzeć na innych, szczególnie młodszych wychowanków. Z tego powodu przeniosę się na stancję do miasta. Tak się składa, że znajomy prefekta, przedsiębiorca budowlany i kupiec Herr Gustaw Novack posiada wolny pokój, niedrogo, który ksiądz Scholtis gotów jest opłacić. Są to co prawda ewangelicy, ale przecież to nie problem.

      Scholtis westchnął głęboko, ale to potwierdził, pokiwał głową.

      Chłopaczysko zniknął z mojego życia i ja to sprawiłem, ja, nikt, syn nikogo. Ja, Alois Pokora. Zwyciężyłem. Ceną, jaką za to zapłaciłem, jest to, że złamałem życie siostrze Consolacie, ubolewam nad tym, ale siostra Consolata zdradziła nie tylko swoje śluby zakonne. Siostra Consolata zdradziła mnie i słusznie poniosła za to karę.

      Wtedy, w kotłowni konwiktu chłopięcego przy Coselerstraße w Gleiwitz, po raz pierwszy w życiu poczułem moc.

      Zwyciężyłem. Jednak to wszystko, czego doświadczyłem z rąk mojego prześladowcy, wcale nie uczyniło mnie silniejszym, wcale mnie nie zahartowało. Wiele lat później, na studiach, zacząłem czytać Nietzschego i próbowałem odnaleźć się w mądrościach Zaratustry, ale dziś wiem, że oszukiwałem sam siebie. Oszukiwałem siebie również, myśląc, że zapomniałem o Chłopaczysku, że bardzo starannie wyparłem wszystkie związane z nim wspomnienia, jakby nigdy nie istniały, jakbym ja nie musiał nigdy więcej wspomnieć Aloisa Pokory, który na rozkaz Chłopaczyska stał na jednej nodze na krześle, na środku sypialni konwiktu i powtarzał na głos, że jest gównem, co powtarzać mu Chłopaczysko kazał.

      To nie mogłem być ja. To nie byłem ja, Alois Pokora, który zwyciężył, powtarzałem sobie całe życie, tak bardzo tego nie pamiętając, jakby to ktoś inny stał na tym krześle, a jednak to byłem właśnie ja, nikt inny, na tym krześle w wielkiej sypialni konwiktu. Teraz to wiem i rozumiem.

      Herr Leutnant, der Krieg ist vorbei.

      Kto do mnie mówi? Jak to: wojna się skończyła? Jak się skończyła?

      Herr