ze strony prasy, akurat przeczytałem o tym, zaciekawiłem się i skontaktowałem z nimi. I w ten sposób… to już historia. Inwestycje dotyczą przede wszystkim pracowników firm. Chodzi bardziej o to, żeby znać się na ludziach, niż na wynikach księgowych. Niektórzy mają to coś, co sprawia, że są skazani na sukces, bo nie poddadzą się, dopóki go nie osiągną. Tych ludzi należy znajdować. Wielu z tych, którzy przychodzą do mnie ze swoją ofertą, to uprzywilejowani synkowie bogaczy, nigdy nie musieli o nic walczyć i myślą, że biznes to bułka z masłem.
– Owszem, z niektórymi studiowałam na Handels11.
David wskazał jej drinka.
– Nie chcesz dziś matrioszki?
– Mam swoje przyzwyczajenia i najczęściej trzymam się klasyków.
– Nie bez powodu stały się klasykami – odparł, unosząc swój kieliszek dry martini.
– Prawda.
Spojrzała na Davida znad swojej szklanki. Zaimponował jej swoim dynamizmem. Bycie aniołem biznesu wymagało zręczności, intuicji, wiedzy i dużego kapitału.
– Jednak to na pewno bardzo ryzykowna sprawa?
– Picie martini?
– Ha, ha. Nie, inwestowanie własnych pieniędzy. Widziałam niejedną spółkę, która poszła z torbami mimo świetnego pomysłu albo produktu. W przedsiębiorczości występuje wiele zagrożeń, do tego jeszcze kapryśny rynek.
– Ty o tym wiesz bardzo dobrze. Muszę wtrącić, że jestem pod ogromnym wrażeniem tego, co zrobiłaś z Revenge. Podręcznikowy przykład, jak w relatywnie krótkim czasie rozwinąć firmę i osiągnąć miliardowe zyski. Imponujące.
– Dzięki.
– Ale wracając do twojego pytania… oczywiście, że to ryzyko, ale ja to kocham. Kto nie ma odwagi ryzykować, nie ma odwagi żyć.
– Prawda.
Faye w zamyśleniu jeździła palcem po brzegu szklanki. Bar coraz bardziej się zapełniał, głośny gwar wznosił pod sufit. Barman Brasse skinął pytająco na ich prawie puste szklanki. Faye spojrzała na Davida, który pokręcił głową.
– Chętnie zostałbym z tobą na jeszcze jednego drinka albo dwa. Albo trzy. Ale akurat dziś mam biznesową kolację, muszę ją jakoś przecierpieć. I owszem, w Teatergrillen…
Faye odpowiedziała uśmiechem. Sama się zdziwiła, że jest rozczarowana. Dobrze się czuła w jego towarzystwie.
Przywołał Brassego.
– Proszę wpisać na mój rachunek również drinka tej pani. Żadnego sprzeciwu – zwrócił się do Faye, wkładając kurtkę. − Zrewanżujesz mi się przy okazji.
– Bardzo chętnie – odparła. Szczerze. Długo patrzyła za nim, jak szedł przez bar do wyjścia.
Siedząc na tarasie, Faye dopiła swoje smoothie i wytarła usta serwetką. Sięgnęła po smartfona. Powinna pójść sprawdzić maile otrzymane w nocy, ale z tęsknoty za Julienne aż coś zabolało ją w brzuchu. Wybrała numer i niecierpliwie czekała na połączenie.
Odebrała matka, po krótkiej rozmowie Faye poprosiła, żeby dała telefon Julienne. Zrobiło jej się ciepło na sercu na dźwięk głosu córki, z którego biła radość, że udało jej się dopłynąć do dna basenu.
A potem padło nieuniknione pytanie.
– Wracasz dziś, mamo?
– Nie – odparła schrypniętym ze wzruszenia głosem. – Muszę tu jeszcze trochę zostać. Ale już niedługo, naprawdę niedługo. Kocham cię bardzo, strasznie za tobą tęsknię i całuję mocno, mocno.
Po rozłączeniu się musiała wytrzeć uparte łzy. Znów zabolał brzuch, tęsknota uwierała jak cierń, ale Faye mówiła sobie, że córce jest w Ravi dobrze z babcią. Teraz musi odsunąć myśli o Julienne i zaadaptować się do otoczenia, które myśli, że jej córka nie żyje.
Przeszła do pokoju i dalej do szafy po przyszykowane granatowe spodnium.
Świeciło słońce i choć nie było jeszcze południa, panował dotkliwy upał. Przeglądając gazety, odnotowała zapowiedzi meteorologów, że lato ma być wyjątkowo ciepłe.
W poniedziałek wreszcie dostanie klucze do mieszkania.
– Mogło być gorzej – mruknęła i uśmiechnęła się, gdy przypomniał jej się wczorajszy wieczór z Davidem Schillerem.
Miał prawdziwy charme, co ją zaskoczyło. Jego słowa, że kto się nie odważy ryzykować, ten nie będzie miał odwagi żyć, wprawiły ją w zadumę. Choćby nad tym, że w pracy nad Revenge potrafiła mocno ryzykować, natomiast w prywatnym życiu otoczyła się tak wysokim murem, że pokonanie go wymagałoby naprawdę wysokiej drabiny. Bardzo dawno żaden mężczyzna nie powiedział jej niczego takiego, co by ją skłoniło do zastanowienia się nad sobą. Jednak David Schiller był inny.
Włączyła laptopa, żeby przygotować się do spotkania z Irene Ahrnell w Taverna Brillo przy Stureplan. Świadomie je opóźniała, żeby rozmowy z innymi inwestorkami pozwoliły jej zorientować się w sytuacji. Irene, prawdziwa legenda w szwedzkim świecie finansów, była jej pierwszą inwestorką. I największą. Z czasem zdążyły się również zaprzyjaźnić.
Irene była również jedną z niewielu osób, do których Faye zwracała się o radę, ale w ostatnim roku zaniedbała kontakt i nie orientowała się zbyt dobrze, co się z nią dzieje.
Wygooglowała jej nazwisko. Część artykułów z ostatnich dwunastu miesięcy już znała, ale większość jej umknęła. Irene miała za sobą dobry rok. Stanowisko w dwóch zarządach firm, głośna sprzedaż jednej ze spółek, którymi kierowała z dużymi sukcesami, oraz stanowisko dyrektorki jednej z najbardziej szanowanych spółek finansowych w Europie. W jej życiu pojawił się też nowy mężczyzna. Dziedzic włoskiej firmy motoryzacyjnej. Będą miały o czym porozmawiać podczas lunchu.
Granatowe spodnium od Proenza Schouler leżało na niej jak ulał. Był to spontaniczny zakup u Nathalie Schuterman i kosztował niezły majątek. Jednak akurat tego dnia Faye czuła potrzebę, żeby wyglądać wspaniale. Wygładziła dłonią jakieś minimalne zmarszczki. I już była gotowa wyjść na spotkanie dnia.
Wchodząc do hotelowego westybulu, włożyła okulary słoneczne. Kątem oka zobaczyła, że z sofy podnosi się jakaś kobieta i idzie do niej.
– Ma pani chwilę?
Faye zmarszczyła brwi, kobieta wydała jej się znajoma. Pewnie dziennikarka, lepiej znów się przyzwyczaić, że jest obserwowana.
– W tym momencie nie bardzo. – Starała się odpowiedzieć uprzejmie.
Kobieta obejrzała się przez ramię i z kieszeni dżinsów wyjęła policyjną blachę. Yvonne Ingvarsson. Faye uzmysłowiła sobie, że to policjantka, która prowadziła dochodzenie w sprawie zabójstwa Julienne. Zamknęła oczy na parę sekund i weszła w rolę matki w stanie żałoby.
– Znaleźliście ją? – wyszeptała. – Znaleźliście moją Julienne?
Yvonne Ingvarsson pokręciła głową.
– Mogłybyśmy usiąść gdzieś, tak żeby nam nikt nie przeszkadzał?
Chwyciła Faye pod ramię, poprowadziła do drzwi obrotowych i dalej na nabrzeże przed hotelem. Usiadły na ławce.
– Jeszcze nie znalazłyśmy cia… pani córki – powiedziała, patrząc na prom płynący do Djurgården.
Faye narzuciła sobie spokój, niech Yvonne Ingvarsson zrobi pierwszy krok. To, że ją odszukała, było niepokojące, ale jeszcze nie stanowiło katastrofy.
– Podtrzymuje pani, że w noc, gdy były mąż rzekomo zamordował waszą córkę, była