Jest jeszcze jedna sprawa. Musimy wprowadzić do waszego domu zespół, a to nie będzie proste, bo budynek może się znajdować pod obserwacją i musimy zachować pewność, że nie zostaną zauważeni. Przyjrzałem się zdjęciu satelitarnemu i wygląda na to, że widać go tylko z jednej sąsiedniej posesji.
Musiał to jeszcze potwierdzić zespół obserwacyjny, ale nie zamierzał przekazywać jej jakichkolwiek szczegółów dotyczących tajnych operacji w pobliżu jej domu.
Jo skinęła głową.
– Mieszkamy na ulicy pełnej podobnych do siebie domów, ale nasz sąsiaduje z boczną uliczką i mieści się na zakręcie, więc od frontu widzimy tylko przeciwną stronę i jeden dom na rogu.
– Okej, a wiesz może, kto w nim mieszka?
– Tak, moja przyjaciółka Tessa O’Hanlon.
– Mieszka tam sama?
Jo przytaknęła.
– Z waszego domu widać też murawę do gry w bowls.
– Zgadza się, ale nie mamy tam dostępu od strony ogrodu. Żeby dojść do klubu, musimy wyjść boczną bramą i przejść alejką.
Tom spojrzał na obraz satelitarny w telefonie i zobaczył wąski, brukowany pasaż, o którym wspomniała. Sandie Burford powiedziała mu już wcześniej, że będzie to najlepszy punkt wejściowy dla zespołu śledczego. Z tego, co widział, nikt ich nie zobaczy, jeśli wejdą od strony klubu.
– W związku z tym, co nam powiedziałaś o ojcu twojego partnera i jego potencjalnym majątku, chcielibyśmy przyjrzeć się dokumentom Asha, jego laptopowi i tak dalej, żeby się upewnić, czy nie znajdziemy jakichkolwiek powiązań z dzisiejszymi wydarzeniami. Może się okaże, że dostał jakieś pogróżki. Czy mamy twoje pozwolenie, żeby zabrać z jego gabinetu wszystko, co może się okazać niezbędne?
– Róbcie, co trzeba. Poważnie, możecie rozebrać ten dom na kawałki, jeśli zechcecie, sprowadźcie mi tylko Millie i Asha z powrotem. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co czuje teraz moja córeczka. Musi być przerażona.
Te słowa wystarczyły, by zbudowana przez Jo tama pękła. Kobieta ukryła twarz w dłoniach i się rozpłakała.
16
Millie powoli otworzyła oczy. Nie wiedziała, gdzie jest i jak się tu znalazła. Pragnęła jednego: być z mamą.
Rozejrzała się na boki. Czy mamusia tutaj była? Tatuś? Wszystko wyglądało dziwnie – nie jak w prawdziwym pokoju w prawdziwym domu. Leżała na kilku kocach, a z sufitu zwisały grube foliowe płachty, które szeleściły w podmuchach wiatru. Niektóre przesuwały się po podłodze.
Zadrżała. W pomieszczeniu było lodowato, ale dlaczego nie było tam nikogo innego? Dlaczego leżała na podłodze? Jedynym źródłem światła była żarówka zwisająca na drucie w przeciwnym kącie, kołysząca się tam i z powrotem na zimnym wietrze. Może ktoś zostawił otwarte drzwi albo okno.
Usiadła powoli i przetarła oczy. Jak się tutaj znalazłam? Fragmenty wspomnień zaczęły rysować obrazy w jej głowie, a z każdym kolejnym jej serce przyspieszało. Słyszała je i czuła.
Po raz ostatni widziała mamę, kiedy ta stała w progu i wyglądała, jakby była bardzo odważna, ale Millie widziała, że się rozpłacze – zawsze w takiej sytuacji robiła charakterystyczną minę. Dlaczego płakała? Jej mamę do łez doprowadzały tylko radosne rzeczy, jak ten pies, który uratował chłopca w rzece, wyciągając go na brzeg. Wzruszało to mamę za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominała.
Wtedy Millie przypomniała sobie, jak kazano jej wsiąść do samochodu z kobietą, której nie znała. Mama udawała, że wszystko jest w porządku, ale nie było. Dobrze o tym wiedziała. Nie chciała jechać, ale mama powiedziała, że to konieczne i że wkrótce wróci do domu.
Przypomniała sobie wnętrze samochodu. Wyglądała przez okno, obserwując, jak wszystkie znane jej miejsca zostają w tyle w strugach deszczu. Wkrótce przestała rozpoznawać sklepy, ulice, domy i zaczęła płakać. Mężczyzna prowadził, a kobieta o pociągłej twarzy i wąskich ustach siedziała z nią z tyłu. Otworzyła torebkę i wyjęła z niej butelkę.
– Przestań płakać i wypij to.
Wcisnęła butelkę Millie w dłonie. Zawartość wyglądała jak sok pomarańczowy, a tatuś zawsze jej powtarzał, że nie powinna pić dużo soku ze względu na cukier. Kobieta kazała jej jednak wypić wszystko, bez żadnych sprzeciwów. Trudno było jej przełykać, tak bardzo zaciśnięte miała gardło. Kobieta przytrzymała jednak butelkę przy jej ustach i nie pozwoliła przerwać. Później Millie niczego już nie pamiętała.
Gdzie teraz była? I gdzie była mama?
– Mamusiu! – zawołała. Jej głos wydawał się śmieszny, bezdźwięczny, jakby krzyczała przez jeden z koców.
Uklękła, po czym wstała powoli. Była głodna i chciało się jej pić. Może miała się tutaj tylko zdrzemnąć, a mama jest za drzwiami. Nie zostawiłaby jej przecież zupełnie samej. Może byli w domu u znajomych albo na zapleczu teatru. Tak! Mama z pewnością jest na scenie i gra. Wiedziała, że nie powinna więcej krzyczeć. Jest na zapleczu i musi zachowywać się cicho jak myszka. Poszuka wyjścia do miejsca, które mama nazywała kulisami. Millie uważała, że to dziwna nazwa wejścia na scenę i zawsze się z tego śmiała. Teraz nie było jej do śmiechu.
Rozejrzała się, ale zobaczyła tylko kolejne foliowe płachty zwisające z sufitu przy ścianach. Zajrzała za jedną z nich i od razu zrozumiała, dlaczego jest tak zimno. Były tam okna, ale pozbawione szyb. Podłoga skojarzyła się jej z jednym z ich roboczych pomieszczeń w domu, w którym – jak mama zawsze powtarzała – muszą zrobić w końcu porządek. „Mam już dość chodzenia po gołym betonie”, mówiła. Tata obiecał jej, że położy podłogę, jaką ona tylko sobie zażyczy, ale i tak stale o tym zapominała.
Przeszła na palcach na drugą stronę pomieszczenia i wyjrzała zza foliowych płacht. Ujrzała korytarz i schody, ale nie było tam nikogo. Wróciła z powrotem i zerknęła za folię, która poruszała się na wietrze. W ścianie była dziura ciągnąca się od podłogi ponad jej głowę. Zobaczyła przez nią noc. Niebo było czarne i przez chwilę zastanawiała się, czego w tym widoku brakuje. Dlaczego na zewnątrz było tak dziwnie?
Wtedy sobie coś przypomniała. Kiedy pojechali rok temu na wakacje do Walii, usiadła tacie na kolanach i zapytała, dlaczego jest tak ciemno i dlaczego niebo wygląda zupełnie inaczej niż w domu.
– To dlatego, że nie ma tu świateł ulicznych, Millie. To one sprawiają, że niebo ma pomarańczowy blask. My jesteśmy w samym środku niczego. Dlatego jest tak cicho i dlatego niebo jest takie czarne.
Teraz było dokładnie tak samo. Mamy i taty nie było w sąsiednim pomieszczeniu. To nie był ich dom, ich ulica, a nawet ich miasto. Niebo było zupełnie czarne.
Millie wiedziała, co to oznacza.
Znajdowała się w samym środku niczego.
17
Już zdecydowanie za długo siedzę w tej samej pozycji. Nie mam odwagi spojrzeć na zegarek. Nie chcę wiedzieć, która jest godzina, ani obliczać, jak długo nie ma już ze mną Millie. Odnoszę wrażenie, że minęły całe dni. Czy ktoś w ogóle się nią opiekuje? Może jest głodna? Spragniona? Zmarznięta? Drżę, bo podświadomie zdaję sobie sprawę, że odczuwa to wszystko naraz.
Przypominam sobie jej twarzyczkę z jednego z niewielu okresów, kiedy była chora. Złapała coś w szkole, zrobiła się blada, a pod oczami uformowały się ciemne kręgi. Leżała wtedy cicho, patrząc mi w oczy i szukając w nich potwierdzenia, że wszystko zmierza ku lepszemu. Jestem jej mamą. To moja praca, a mimo to nic nie mogę zrobić. Wyobrażam sobie jej przestraszone