Nico Walker

Świeży


Скачать книгу

z Williama Whale’a. Powiedziałem do siebie, że troszkę pośpiewam.

      I tak zrobiłem. Śpiewałem:

      Rozczaruję cię uśmiechem, mówiłem

      Przekonałaś się, że to prawda

      Gdy pokonałem czterdziestą milę

      Twojego ducha boję się najbardziej

      Podobno o tej porze roku na Grenlandii jest fajnie

      Wpadłem na e-lektrycznego węgo-rza

      Próbowali uczyć mnie o koła szkarła-acie

      Tak sobie szedłem, gdy po prawej płonęło niebo. I coś poczułem. Ucisk w sercu. Strasznie chciałem być dla kogoś miły.

      Zadzwoniłem do Madison.

      – Tęsknię za tobą – powiedziałem. – Co robisz?

      – O, fuj. Brzmisz jak przećpany.

      – Szczerze mówiąc, nie jestem.

      – To dlaczego tak brzmisz?

      – Po prostu dlatego, że tak bardzo za tobą tęsknię.

      – Czego chcesz?

      – Pogadać z tobą.

      – Teraz nie mogę.

      – Czemu nie?

      – Muszę lecieć.

      – Nie.

      – Do widzenia.

      – Czekaj…

      – Co?

      – …boję się.

      Rozłączyła się.

      Dotarłem do Fairmount. Wszedłem do Russo, żeby kupić fajki na zapas, i wpadłem na jakieś dzieciaki z Shaker, które znałem. Dały mi xanax. Miałem przy sobie trochę ecstasy, więc rozdałem parę piguł i sam wziąłem jedną. Na dworze było ciemno. Dzieciaki z Shaker powiedziały, że idą na imprezę u tej całej Maggie na chacie. Poszedłem z nimi. Nie było daleko. Dom znajdował się przy Inverness. Był z cegły. Ruszyliśmy drogą na tyłach i przez furtkę w ogrodzie; dostrzegłem Emily. Stała pod trejażem obwieszonym światełkami, miała na sobie białą letnią sukienkę. I śmiała się.

      – To ty? – spytała.

      Powiedziałem, że tak.

      – Znasz tych ludzi?

      – Tak jakby.

      – Mały ten świat, nie? – powiedziała.

      – No. A znasz Maggie czy…?

      – O w dupę! Ale masz wielkie źrenice.

      – Jestem na piksach.

      – Jakie to uczucie?

      – Całkiem fajne. Przykro mi, że nie mam więcej, dałbym ci.

      Powiedziała, że to nie problem.

      – Zdążyłam już odmówić. Taki dziwny typ mi proponował. Powiedział, że powinnam zarzucić sobie dropsa do tyłka. Dokładnie takich słów użył. Zarzucić sobie do tyłka.

      – Który to? Zaraz mu nastukam.

      – Nie. Był po prostu samotny. Każdemu mogło się zdarzyć.

      – To trochę, kurwa, brak szacunku.

      – Niektórzy chłopcy po prostu mówią w ten sposób.

      – Co to za skurwiel?

      – Nie wiem. Nie ma go tu już. Nie przejmuj się tym, proszę. Pomyślałam, że to zabawne. Nie chciałam cię zdenerwować.

      – Przepraszam. Po prostu to w chuj nie w porządku, wiesz? To, że ten skurwiel tak do ciebie powiedział.

      Wzięła mnie za ręce.

      – Odpuść.

      – Strasznie się cieszę, że tu jesteś – stwierdziłem.

      – A to dlaczego? – spytała.

      – Bo cię bardzo lubię.

      – Zamknij się.

      – Nie no, serio.

      – Hmmm.

      – Co?

      – Po prostu myślałam…

      – Aha?

      – Po prostu myślałam… że jesteś śliski.

      Wróciliśmy razem, Emily i ja. Całą drogę szliśmy wzdłuż trawników, mijały nas światła samochodów. Żadne z nas nie miało na nogach butów. Emily nie założyła ich na imprezę, a ja niosłem japonki w ręku, bo chciałem, żeby pomyślała, że jestem miły.

      – Nie musisz tego robić – powiedziała.

      – Mam wrażenie, że muszę.

      – Spójrz na siebie – powiedziała. – Ś l i s k i z ciebie gość, co nie?

      – Zupełnie się co do mnie mylisz.

      I tak sobie szliśmy. Aż doszliśmy do pokoju, w którym pocałowaliśmy się pierwszy raz. W którym odwróciła wzrok i powiedziała:

      – Rób, co tylko chcesz, typie.

      Obudziliśmy się rano. Za dwie godziny musiałem być w pracy. Wtedy zadzwonili ze sklepu i powiedzieli, że mnie zwalniają. Odpowiedziałem, że rozumiem, rozłączyłem się i wróciłem do łóżka.

      – Zmiana planów – zwróciłem się do Emily. – Właśnie mnie zwolnili.

      – Och, kurwa. Przykro mi – powiedziała.

      – Nie, to nic – stwierdziłem. – W sumie to dobrze. Nie muszę teraz iść do roboty.

      – To ten grubas rewizjonista, o którym mi mówiłeś?

      – Jego matka.

      – Twój szef kazał cię zwolnić matce?

      – Tak.

      – Co za pizda jebana!

      – Co nie? Mówiłem ci, że to gnida, prawda?

      – Co zamierzasz?

      – Nie wiem. Ale pomyślę o czymś… Hej.

      – Tak?

      – Dzięki, że wzięłaś moją stronę w tej całej historii ze zwolnieniem. Naprawdę miła z ciebie dama.

      Uśmiechnęła się.

      – Chyba za tobą szaleję – powiedziałem.

      – Przestań. Widziałeś gdzieś mój stanik?

      Schyliła się i zaczęła szukać po omacku pod łóżkiem, a ja pomyślałem sobie: nie można mieć lepszych cycków.

      Sięgnąłem dłońmi jej bioder.

      – Jesteś piękna w chuj.

      – Hmm… kurwa! Gdzie on się podział?

      – Nie jest ci potrzebny.

      – Owszem, jest. To mój najlepszy.

      – Jesteś aniołem.

      – Pomóż mi go znaleźć.

      – Nie. Nie pomogę. Przykro mi.

      – Spierdalaj.

      – Rozpieprzasz mnie.

      – Cholera.

      – Wracaj… proszę. Kurwa, poważnie mówię.

      – Ach tak?

      Była zachwycona.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      Ma się przyjaciół. Zwykle to nic