Daniel L. Everett

Nie śpij, tu są węże!


Скачать книгу

napięte; byłem bliski płaczu.

      Gdy dojechaliśmy do szpitala, zapłaciłem kierowcy i pobiegłem od razu do pokoju Keren, Betty była tuż za mną. Wydawało się, że stan Keren i Shannon jest stabilny, choć mimo wszystko były bardzo słabe i, co zaskakujące, wciąż miały gorączkę pomimo zażywania przez całą noc chlorochiny. Po raz pierwszy zauważyłem, jak spalone od słońca były ich twarze. Zapewne to przez naszą podróż po rzece. Skóra była czerwona i łuszcząca się. Zapytałem pracowników szpitala, czy karetka może zabrać dziewczyny na pas startowy. Dyżurny zarządca powiedział, że mogą to zrobić od razu, jeśli kupię benzynę. Gdy załadowaliśmy moją córkę i żonę na tył karetki, zobaczyłem twarz Betty. Jej mina była bardzo poważna. Niewiele mi powiedziała. Zaczęła wstrzykiwać zarówno Shannon, jak i Keren, plasil, lek przeciw nudnościom, oraz podała im krople nowalginy, niwelujące ból i gorączkę. Kiedy zbliżyliśmy się do pasa startowego, widziałem, jak John nonszalancko coś czyta. Karetka podjechała do drzwi ładunkowych z boku cessny 206. Otworzyliśmy tył i Betty wysiadła. John tylko nas obserwował. Potem zaczęliśmy wyciągać Keren, i kiedy John zobaczył, w jakim jest stanie, zdębiał, lecz niemal natychmiast odwrócił się i zaczął działać w tempie, jakiego jeszcze nigdy go nie widziałem. Błyskawicznie zdjął tylne siedzenia samolotu, a potem pomógł ułożyć Keren i Shannon. John i Betty przygotowali kroplówki do podłączenia w samolocie. John powiedział, że nie damy rady przypiąć dziewczyn pasami bezpieczeństwa, muszą po prostu leżeć z tyłu. Betty usiadła z nimi również bez pasa bezpieczeństwa. Sprzeciwiało się to wszystkim przepisom i procedurom bezpieczeństwa, czymś, co dla Johna zwykle było świętością. W niespełna kilka minut byliśmy już w powietrzu.

      Po przybyciu do Pôrto Velho zabraliśmy Keren do domu Betty i położyliśmy ją w jej łóżku, by Betty mogła doglądać Keren dwadzieścia cztery godziny na dobę. Shannon zabraliśmy do innego domu w centrum miasta, gdzie kolejna pielęgniarka misyjna już na nią czekała. Nawet jak teraz to piszę, łzy wdzięczności napływają mi do oczu, myśląc o życzliwości oraz profesjonalizmie tych misjonarzy pilotów, pielęgniarek, administratorów i wszystkich innych. Nigdy w życiu nie spotkałem milszych ludzi, i podejrzewam, że nigdy nie będę miał takiej okazji.

      Betty wysłała mnie i swojego męża Deana do miasta w celu znalezienia lekarza.

      „Poszukaj doktora Macedo” – prosiła. „Powiedziano mi, że jest dobry”.

      Dean i ja poszliśmy i znaleźliśmy doktora Macedo, dokładnie tam, gdzie Betty powiedziała, że będzie – w jego biurze w małej bocznej uliczce.

      Szybko wyjaśniłem mu całą sytuację: „Minha esposa tem malária. O senhor foi recomendado como um médico muito bom” (Moja żona ma malarię. Polecono mi ciebie jako świetnego lekarza).

      Dr Macedo miał ciemnobrązową skórę, był bardzo szczupły, a w rozmowie emanował czystą inteligencją i pewnością siebie. Dowiedzieliśmy się, że niedawno był sekretarzem zdrowia dla całego Rondônia. Zdecydował, że natychmiast pójdzie ze mną i Deanem. Pokonaliśmy dystans, który normalnie zajmował trzydzieści minut w mniej niż dwadzieścia, pomimo trudnego stanu nawierzchni drogi w porze deszczowej. Gdy weszliśmy do domu Betty, dr Macedo ruszył prosto do Keren. Powiedział, że jej ciśnienie krwi jest niebezpiecznie niskie i że wyraźnie jest zbyt chora do domowego leczenia.

      „Musimy natychmiast zabrać ją do szpitala” – powiedział.

      Betty wyglądała na bardzo zaniepokojoną, już kiedy weszliśmy do sypialni. Lekarz powiedział, że Keren bardzo potrzebuje transfuzji. Ponieważ jej grupa krwi była dodatnia, znalezienie dawcy nie będzie stanowić problemu. Wielu mężczyzn w centrum misyjnym zgłosiło się na ochotnika, kiedy dowiedziało się o tej potrzebie przez telefoniczny łańcuszek. Mieli iść z doktorem Macedo z powrotem do miasta, a ja zostałem, by czekać z Betty i Keren na karetkę, którą doktor Macedo miał wysłać, kiedy dotrą do miasta.

      „Słuchaj, jest bardzo źle” – powiedział mi Macedo po wzięciu mnie na bok. „Twoja żona trafiła do mnie za późno. Waży około 35 kilogramów, mnóstwo pasożytów malari jest nadal w jej krwi. Myślę, że może umrzeć. Jeśli ma jakichś krewnych, to powinieneś do nich zadzwonić”.

      Po prostu się na niego gapiłem. Gdy wyszedł, zwróciłem się do pielęgniarki: „Jak ona się czuje, Betty, odpowiedz mi szczerze?”.

      „Tracimy ją, Dan” – powiedziała mi Betty ze łzami w oczach.

      Powiedziałem jej, że kiedy dotrzemy do miasta, pójdę do firmy telekomunikacyjnej i zadzwonię do rodziców Keren, Ala i Sue Graham, którzy mieszkali w Belém, gdzie byli misjonarzami od dziesięcioleci.

      Karetka przyjechała po godzinie; Betty jechała z tyłu z Keren. Jechałem za nimi w innym samochodzie misji. Sprawdziłem, jak czuje się Shannon. Nadal odczuwała ból i miała gorączkę, ale czuła się lepiej. Ja sam byłem sparaliżowany. Nie wierzyłem, że Keren może umrzeć. Sam straciłem matkę w wieku jedenastu lat, kiedy miała dwadzieścia dziewięć lat. Mój brat utonął, gdy miał sześć lat, a ja piętnaście. Czy już mi nie wystarczy? Jeszcze moja żona miała teraz umrzeć? Gdy dotarliśmy do miasta, umieściliśmy Keren w słabo oświetlonym pokoju w zaniedbanej prywatnej klinice w centrum Pôrto Velho. Pielęgniarki próbowały jej przetoczyć krew. Krew znajdowała się wcześniej w starej zamrażarce w holu kliniki, a gdy lodowata ciecz uderzyła w żyły Keren, zaczęła krzyczeć z bólu. Zaczęli też podawać jej dożylną chininę, i to spowodowało, że potrzebowała więcej tlenu. Zostałem z nią przez kilka godzin, a potem wyszedłem, zostawiając Keren z Betty. Poszedłem pobyć z Shannon, Kris i Calebem.

      Rodzice Keren przybyli do Pôrto Velho ze swojego domu Belém następnego dnia. Jej matka została z nami przez sześć tygodni, aby pomóc, gdy Keren rozpoczęła trudną drogę powrotu do zdrowia. Po kilku tygodniach intensywnej terapii lekarz zapewnił mnie, że stan Keren jest coraz lepszy i jest nawet szansa na odzyskanie pełni zdrowia. Obecność Sue Graham była kluczowa; ona pracowała niestrudzenie, aby pomóc Keren i zapewnić namiastkę domu dla moich dzieci na terenie misyjnym SIL. Powrót do zdrowia Shannon był nieco szybszy, choć nie bez niepowodzeń.

      Pewnego popołudnia, kiedy Shannon poczuła się wystarczająco dobrze, pozwoliłem jej pojeździć na rowerze z kilkoma przyjaciółmi. Zaraz po rozpoczęciu zabawy usłyszałem upadek roweru i głos Shannon mówiący „Owey”, potem zaczęła płakać. Weszła do domu z wyżłobieniem na czole wymagającym szwów. Gdy patrzyłem na jej cienkie ręce i nogi, zdałem sobie sprawę, że jest nadal zbyt słaba na wszystko poza krótkimi spacerami.

      Po tym jak Sue nas opuściła, zdałem sobie sprawę, że Keren wciąż jej potrzebuje. Więc gdy Keren i Shannon poczuły się trochę lepiej, wysłałem ich, wraz z Kristene i Calebem, do Belém, by odzyskali pełnię sił z Sue i Alem. Sam planowałem wrócić do Pirahã.

      Po prawie sześciu miesiącach odpoczynku Keren i Shannon czuły się wystarczająco dobrze, abyśmy wszyscy mogli powrócić do Pirahã. Obie przybrały na wadze i znów były w świetnej formie fizycznej. Keren pragnęła ponownie zmierzyć się z językiem pirahã.

      Tak zaczęło się trzydziestoletnie zaangażowanie naszej rodziny w społeczność Pirahã.

      4. CZASAMI ZDARZAJĄ SIĘ BŁĘDY

      Gdy Keren i Shannon byli bliscy śmierci z powodu malarii, uświadomiłem sobie, że istnieją ważne rzeczy związane z Pirahã, których wcześniej nie rozumiałem ani nie doceniałem. Bolało mnie to, że Pirahã nie okazali więcej empatii w stosunku do mnie oraz mojej sytuacji.

      Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, lecz kiedy przeżywałem swój własny kryzys, zrozumiałem, że Pirahã przechodzili na okrągło przez to samo, co teraz mnie dręczyło. A ich los był o wiele gorszy od mojego. Każdy Pirahã był świadkiem śmierci bliskiego członka rodziny. Widzieli i dotykali ciał swych ukochanych zmarłych i chowali je w lesie, w pobliżu domu. W większości