będę wiedział, kiedy płynie łódź?” – zapytałem.
„A gente vai escutar de longe, seu Daniel” (Usłyszymy to z daleka, panie Danielu) – co było zagadkową odpowiedzią.
Jak mogli usłyszeć to z wystarczającej odległości, abym mógł zebrać rodzinę i rzeczy na czas, aby dotrzeć do brzegu rzeki i oznaczyć go flagą? Znów zastanawiałem się, czy podjąłem właściwą decyzję o odejściu, a nie czekaniu na samolot.
Keren zawołała mnie do hamaku i powiedziała, że chce wrócić do wioski i czekać na samolot. Wydawała się o wiele silniejsza i spokojniejsza, dlatego rozważałem powrót po następnej nocy. W każdym razie, zanim następnego ranka zdołałem wrócić do Maici, Godofredo obudził mnie. Było około drugiej w nocy.
„O Recreio já vem, seu Daniel” (łódź rekreacyjna – tak, ta nazwa wciąż powoduje, że drapię się po głowie – nadchodzi).
Zacząłem gromadzić i pakować rodzinę, ale Godofredo powiedział: „Spokojnie. Nie będzie tu łodzi w najbliższej przyszłości. Najpierw możemy napić się kawy”.
Napiliśmy się, a ja robiłem się coraz bardziej niespokojny na samą myśl, że łódź miałaby nas minąć i zostalibyśmy tutaj skazani na co najmniej kolejny tydzień. Kiedy skończyliśmy kawę, usłyszałem głosy z tyłu jego domu. Mężczyźni przyszli, nieproszeni, aby pomóc mi przenieść moją rodzinę do łodzi. Po około piętnastu minutach rozmowy mężczyźni zawiesili hamaki na kijkach, a ja zebrałem nasze rzeczy. Keren i Shannon umieszczono z powrotem w hamakach. Cesária podniosła Caleba, ja wziąłem na ręce Kris, ktoś inny wziął nasze torby i zaczęliśmy iść w kierunku portu w procesji oświetlanej lampą naftową i latarką przez chmury komarów w wilgotnej ciemności. Nigdzie nie widać było żadnych świateł, lecz gdy zbliżyliśmy się do brzegu, w oddali niczym statek kosmiczny pojawił się reflektor łodzi i sporadycznie wędrował po brzegu oraz rzece szukając pływających kłód, które mogłyby uszkodzić drewniany kadłub, a także sprawdzał odległość łodzi od brzegów i kamiennych mielizn, które mogłyby zatopić statek. Rozpoczęliśmy niepewne zejście w ciemność w dół stromego zbocza, wytężając wzrok, by cokolwiek zobaczyć w świetle latarki. Nagle usłyszałem, jak ktoś upadł i zaczął turlać się dół. To był mężczyzna, który trzymał tylny koniec tyczki hamakowej Keren, ale zanim upadł na ziemię, ktoś inny zajął jego miejsce, a Keren wydawała się nawet tego nie zauważyć.
Mrugaliśmy latarkami w stronę łodzi, by dać znak, że chcemy podwózki. Gdy w końcu wyłoniła się z ciemności bezgwiezdnej, bezksiężycowej nocy, wysoka na ponad 6 metrów i długa na 20, jej ogromny reflektor skierował się na nas na brzegu rzeki. Przyglądał się nam, małym drobnym Ziemianom na tym marsjańskim wybrzeżu.
Mężczyźni wyładowali Shannon i Keren na najniższy pokład trójpokładowca. Na głównym pokładzie ulokowałem wszystko inne, w tym Kristene i Caleba, wtedy łódź odpłynęła. Nagle przyjaciele z Auxiliadora zniknęli, pochłonięci przez amazońską noc. Czy kiedykolwiek będzie mi dane zobaczyć ich ponownie? Co się stanie teraz? Rozwiesiłem wszystkie pięć hamaków, które wcześniej zostały pożyczone przez ludzi z Auxiliadora, niemal w szale; obawialiśmy się, że Kristene i Caleb w każdej chwili mogą wpaść do rzeki lub Shannon zostanie napadnięta, gdy będzie bezbronnie leżeć na pokładzie. W każdej chwili ktoś mógłby też spróbować ukraść nasze nieliczne rzeczy. Po zawieszeniu naszych hamaków przeprowadziłem wszystkich wraz z rzeczami na drugi pokład. Następnie zebrałem wszystkie nasze torby pod moim hamakiem, ułożyłem wszystkich w hamakach i spróbowałem trochę się przespać. Trzymałem wszystkich blisko siebie, bym słyszał i czuł, jeśli ktoś się obudzi lub będzie mnie potrzebował.
Najwyższy pokład naszej łodzi mieścił w sobie bar, pod najniższym pokładem natomiast znajdowała się przechowalnia. Łódź była brudna, z grubą brązowa farbą pokrywająca podłogi, wybielonymi balustradami wysokimi prawie na metr i kadłubem pomazanym niebieską farbą. Wszędzie indziej pomalowana była na biało. Czytałem wcześniej trochę o tych łodziach, lecz pierwszy raz widziałem takową z bliska. Na statku była jakaś setka pasażerów.
W całym amazońskim systemie rzecznym, czy to w Brazylii, Peru, Kolumbii, czy jakimkolwiek innym amazońskim kraju, łodzie pasażerskie zbudowane są w zasadzie tak samo. Wszystko zaczyna się od masywnej ramy kadłuba zbudowanej z desek o grubości od trzech do czterech cali z wodoodpornego, wytrzymałego drewna, takiego jak na przykład itauba. Szkielet mniejszej łodzi będzie miał około dziewięciu metrów długości i trzech szerokości. Reszta ciężkiej drewnianej konstrukcji kadłuba będzie wykonana z desek o grubości od dwóch do trzech cali, z przerwami między nimi szczelnie wypełnionymi liną lub innym włóknem, a także szczeliwem. Następnie wszystko zostaje pokryte kitem oraz farbą. Lina i włókna są wbijane młotkiem doszczelniającym i żelazem doszczelniającym (coś na kształt dłuta). Kadłub (batelão w języku portugalskim) musi być w stanie wytrzymać uderzenia pływających kłód; w porze deszczowej niektóre z owych kłód bywają dłuższe niż sama łódź. W porze suchej natomiast statek musi wytrzymać osiadanie na piaszczystych i kamienistych mieliznach.
Dolny pokład na dziobie łodzi służył za magazyn, natomiast na rufie znajdował się na nim silnik i wał napędowy. Nad tym pokładem znajdował się kolejny pokład, a nad nim jeszcze jeden, który zwykle był już ostatnim. Sufit na każdym pokładzie miał wysokość około stu siedemdziesięciu pięciu centymetrów. Pokłady pasażerskie w większych komercyjnych łodziach często nie miały ścian, ze względu na wysokie temperatury. Zamiast nich była balustrada na kształt płotu wspieranego słupkami. Na sufitach zwykle znajdowały się deski o wymiarach jeden na trzy cale, po to by można było zawiesić na nich hamaki. Gdyby się rozpadało, po bokach można było spuścić plastikową plandekę. Łodzie przeciekają, ale są to zwykle niezawodne i praktyczne jednostki pływające. Ponieważ ich konstrukcja, silnik i sposób działania są zbliżone w całej Amazonii, systemy, części i mechanicy są łatwo dostępne, tak długo jak twoja łódź nie odbiega od standardowych konstrukcji. Używanie niestandardowej konstrukcji pod względem budowy oraz sposobu działania jest proszeniem się o kłopoty, ponieważ w razie awarii pomoc może nie zostać udzielona. Można wpaść w spore kłopoty i utknąć, jeśli części do twojej łodzi nie są nigdzie dostępne, a mechanicy nie znają silnika i nie potrafią go naprawić.
Gdy łódź zostanie zbudowana, trafia do nowego właściciela, którymi zwykle bywają zamożni handlowcy. Używają oni łodzi jako statków pasażerskich albo okrętów handlowych. Te posiadane przez handlowców są używane do transportu zakupionych od Indian i mieszkających w dżungli Brazylijczyków produktów pochodzących z dżungli. Za towary płacą im zapałkami, mlekiem w proszku, konserwami, pilnikami, maczetami, motykami, łopatami, igłami, nićmi, rolowanym tytoniem, alkoholem, hakami do połowu ryb, amunicją, pistoletami i kajakami. Wielu handlarzy posiada całe floty takich statków. Najpopularniejszymi portami macierzystymi dla owych flot łodzi handlowych są Pôrto Velho, Manaus, Santarém, Parintins i Belém – główne miasta Amazonii. Łodzie przewożą niekończące się dostawy copaiby, orzechów brazylijskich, twardego drewna, lateksu i innych produktów pochodzących z dżungli. Załogi tych łodzi zakupują surowe produkty od indiańskich plemion Pirahã, Tenharim, Apurinãs, Nadëb i dziesiątek innych, a nawet od kabokli.
Załogi zwykle też składają się z kabokli. Przeciętna załoga to grupa od dwóch do czterech ludzi, którzy zajmują się silnikiem, sterują łodzią, naprawiają kadłub itd. W czasie godzin pracy załoga może się odprężyć. Tak długo, jak silnik działa poprawnie, mogą wygodnie rozłożyć się w swoich hamakach lub siedzieć i rozmawiać. Gdy łódź zatrzymuje się, umieszczają ciężkie ładunki na łodzi lub je wyładowują, naprawiają silnik, nurkują pod łodzią, by zatkać przecieki, bądź konserwują wał napędowy i turbinę; robią też wiele innych rzeczy. Jest to styl życia Huckelberrego Finna, przyprawiony ciężką pracą.
Jednak w życiu członków załóg złożonych z