z innymi językami amazońskimi w odległej przeszłości. Historyczne metody lingwistyczne, stosowane do klasyfikacji i rekonstrukcji historii języków, po prostu nie pozwalają nam spojrzeć wystarczająco daleko w przeszłość, aby stwierdzić z pewnością, że dwa języki nigdy nie powstały ze wspólnego języka źródłowego. Alternatywę dla poglądów Meggers i Greenberga opracowali Roosevelt i jej koledzy, w tym mój były student Michael Heckenberger z Uniwersytetu Florydy. Według Roosevelt Amazonka była i jest w stanie utrzymać duże osady i cywilizacje, w tym Marajoara – cywilizację na wyspie Marajó. Anna Roosevelt udowadnia również, że homo sapiens przebywa w Ameryce Południowej znacznie dłużej, niż wskazuje na to pogląd Greenberga i Meggers. Istnienie izolowanych języków, takich jak pirahã i mura (znane wczesnym odkrywcom, kiedy język mura był nadal używany, po prostu jako mura-pirahã – dwa bardzo podobne dialekty jednego języka), można rozumieć jako dowód wspierający pogląd Roosevelt, ponieważ potrzeba dużej ilości czasu, aby wystarczająco „usunąć” podobieństwo między językami i aby stworzyć izolację językową. Z drugiej strony, gdyby Pirahã zostali oddzieleni od innych języków i ludów bardzo wcześnie w historii obu Ameryk, mogłoby to tłumaczyć ich językową i kulturową wyjątkowość. Istnieje jednak prawdopodobieństwo, że nigdy nie dowiemy się, skąd pochodzą Pirahã i ich język – chyba że zostaną odkryte dokumenty potwierdzające istnienie innych wymarłych, spokrewnionych języków. W takim przypadku można by było użyć standardowej metodologii językoznawstwa porównawczego i historycznego, aby odtworzyć coś z przeszłości plemienia Pirahã.
Istnieją również pewne dowody na to, że Pirahã nie pochodzą z tej części dżungli, w której obecnie przebywają, z powodu braku rodzimego słownictwa dla niektórych gatunków małp występujących w okolicach rzeki Maici. Na przykład brazylijska małpa paguacu (nazwa z rodziny językowej tupi-guarani) jest nazywana przez Pirahã tym samym imieniem. To czyni z paguacu słowo zapożyczone od Portugalczyków lub jednej z dwóch grup Tupi-Guarani, Parintintin i Tenharim, z którymi Pirahã mieli długi kontakt. W związku z tym iż nie ma dowodów na to, że Pirahã kiedykolwiek zrezygnowali z jednego ze swoich słów, aby pożyczyć słowo z innego języka, sugeruje to, że język nie miał słowa dla tego gatunku małp, ponieważ nie znaleziono go w ich ojczyźnie, gdziekolwiek to mogło być. Zdałem sobie sprawę, że pirahã nie może być spokrewniony z żadnym innym znanym językiem i że nie przydzielono mi z nim pracy, bo jest trudny, tylko dlatego, że jest niepowtarzalny.
Dostosowaliśmy się do życia w Amazonii, całkowicie sami, bez niczyjej pomocy. Staliśmy się sobie bliżsi niż kiedykolwiek wcześniej, czerpiąc wielką satysfakcję i radość z towarzystwa rodziny. Myśleliśmy, że jak nigdy przedtem mamy kontrolę nad naszym życiem. Ale puszcza amazońska dopiero miała przypomnieć nam, kto tu jest szefem.
3. KOSZT KSZTAŁCENIA
Przybyliśmy do Pirahã jako uczniowie Chrystusa. A przecież Biblia ostrzega uczniów, że praca jest pełna niebezpieczeństw. Więc zaczęliśmy to odkrywać… Pewnego późnego popołudnia Keren zaczęła narzekać, że Pirahã wprawiają ją w zdenerwowanie. Smażyła mięso z mrówkojada, którego utopiłem z Kóhoi podczas przekraczania Maici. Keren była otoczona jak zwykle tuzinem Pirahã, zaciekawionych naszymi nawykami kulinarnymi i żywieniowymi (głodnymi na samą myśl o stekach z mrówkojada). Poprosiła mnie, abym poszedł z nią na nasz pas startowy. Lądowisko stało się naszym osobistym parkiem. Nie służyło tylko jako miejsce lądowania samolotu, zaczęliśmy je wykorzystywać do spacerowania, joggingu czy – od czasu do czasu – ucieczek ze wsi.
„Nie mogę już tego znieść” – powiedział drżący głos Keren.
„Co ci przeszkadza?” – zapytałem. Zwykle narzekałem, jak trudny był nieustanny nadzór Pirahã. Ale Keren rzadko zwracała na to uwagę. A kiedy już zorientowała się, że jest otoczona zainteresowanymi, gapiącymi się Pirahã, zdawała się nie przejmować tym – po prostu polubownie z nimi rozmawiała. Powiedziałem jej, że skończę gotować obiad, ponieważ powinna spróbować odpocząć. Kiedy wracaliśmy ścieżką do naszej chaty, wspomniała, że bolą ją plecy i zaczyna ją boleć głowa. Nie zrozumieliśmy wtedy znaczenia tych objawów, więc odebraliśmy je jako oznakę spięcia.
Tej nocy bolała Keren głowa jeszcze bardziej. Bolał ją kręgosłup, więc często wyginała plecy w łuk. Wyciągnąłem nasz podręcznik medyczny i zacząłem czytać o jej objawach. Kiedy czytałem, nasza najstarsza córka, Shannon, zaczęła również narzekać na ból głowy. Dotknąłem jej czoła ręką. Była bardzo rozpalona.
Mieliśmy wystarczająco lekarstw na każdy powszechny, amazoński problem zdrowotny. Tak przynajmniej mi się zdawało. Byłem pewien, że wszystko, co muszę zrobić, to przeczytać o różnych objawach w mojej misyjnej książce medycznej, i łatwo będzie mi postawić diagnozę. Przeglądając więc objawy, doszedłem do wniosku, że Keren i Shannon mają dur brzuszny. Chciałem w to wierzyć, ponieważ gdy zachorowałem na dur brzuszny podczas szkolenia w dżungli w Meksyku, moje objawy były niemal identyczne.
Rozpocząłem leczenie antybiotykami na dur brzuszny. Nie dało to żadnej poprawy. Stan obu bardzo szybko się pogarszał, a spadek zdrowia Keren był niebezpiecznie szybki. Przestała jeść. Nie chciała nic pić, chociaż czasami piła trochę wody. Próbowałem zmierzyć jej temperaturę, ale rtęć wzrosła do poziomu maksimum i nie spadła ani razu, bez względu na to, ile razy próbowałem. Gorączka Shannon wahała się między 39,5 a 40 stopni.
Gorące, tropikalne słońce nie pomagało. Podczas gdy dbałem (nieudolnie) o Keren i Shannon, musiałem też gotować i sprzątać dla Caleba, dwulatka, i Kris, czterolatki. Nie mogłem spać. Keren i Shannon miały biegunkę, więc musiałem im pomóc w obsłudze nocnika w nocy, opróżnianiu i czyszczeniu go, i powrocie do łóżka.
Na przedzie naszego łóżka zrobiliśmy sobie trochę prywatności przez postawienie ściany z listew palmowych paxiuba. Pirahã przybliżyli się tłumnie i zajrzeli przez listwy. Wiedzieli, że coś jest nie tak. Dopiero później dowiedziałem się, że wszyscy w wiosce poza mną i moją rodziną, wiedzieli, że Keren i Shannon mają malarię.
Brak prywatności, obawy o zdrowie żony i córki, wyczerpanie po pracy i brak snu pogorszyły moją naturalną skłonność do zmartwień, więc pod koniec piątego dnia desperacko potrzebowałem pomocy. Keren była prawie w śpiączce. Wraz z Shannon jęczały z bólu, a Keren zaczynała mieć okresy majaczenia, siadając i krzycząc na ludzi, których nie było, mówiąc rzeczy, które nie miały sensu, uderzając mnie, Kris i Caleba, jeśli podchodziliśmy zbyt blisko w trakcie jednego z jej omamów.
Czwartej nocy jej choroby, podczas burzy tak głośnej, że nie słyszałem prawie nic oprócz wiatru, grzmotów i deszczu, Keren usiadła i powiedziała mi, że Caleb wypadł z hamaka w sąsiednim pokoju.
Odpowiedziałem z przekonaniem: „Nie, nic mu nie jest. Przez cały czas nie spałem i nasłuchiwałem. Nie słyszałem, żeby upadł”.
Keren była poruszona i powiedziała: „Idź pomóż Calebowi! Jest na brudnej podłodze z karaluchami”.
By nie pogarszać sprawy, wstałem i poszedłem do pokoju dziecięcego obok naszej pobieżnie oddzielonej sypialni. Ich pokój miał ściany o wysokości 90 centymetrów ze 120-centymetrową przestrzenią nad ścianami zamkniętą plastikowym ekranem. Caleb i Kristene dzielili moskitierę. Caleb spał w hamaku, a Kristene w pojedynczym łóżku pod nim. W tym pokoju umieściliśmy także chemiczną toaletę kempingową, a prywatność zapewniliśmy sobie poprzez zasłony zawieszone wokół niej. W pokoju trzymaliśmy także lampę naftową. Każdego wieczoru po kąpieli w rzece i zjedzeniu obiadu chodziliśmy do pokoju dziecięcego o względnym komforcie i prywatności, gdzie czytałem na głos rodzinie książki takie jak Opowieści z Narnii, Zabić drozda i Władca pierścieni.
Wszedłem do pokoju z latarką. Caleb leżał na podłodze pośród karaluchów. Próbował zasnąć, ale spojrzał na mnie oszołomionym i zakłopotanym