Katy Evans

Racer


Скачать книгу

twój chłopak? – pyta siedząca obok mnie kobieta z wyrazem twarzy, który mówi: „Chyba zaraz zemdleję”.

      – Nie. – Czuję, że się rumienię, bo z jakiegoś powodu na samą myśl o tym, że ja i Racer moglibyśmy być parą, robi mi się gorąco. Potem sama przez chwilę udaję, że sprawdzam coś w telefonie.

      Czterdzieści minut później w końcu wchodzimy na pokład. Jestem tak niska, że mam problem z umieszczeniem walizki w schowku. Racer bierze ją ode mnie, a potem zdejmuje mi torebkę z ramienia i kładzie oba bagaże obok swojego plecaka. Patrzę na niego nieufnie, bo nie przywykłam do bycia wyręczaną, po czym padam na siedzenie i zapinam pasy, a on zajmuje miejsce obok mnie.

      Ma tak szerokie barki, że nasze ramiona prawie się dotykają. W panice mam ochotę się odsunąć, ale tego nie robię – takie zachowanie byłoby zbyt oczywiste.

      Czuję się trochę oszołomiona, siedząc tak blisko niego. Nie mogę zapomnieć, że jego ręce ledwie wczoraj mnie dotykały. Że łobuzersko smakował moje usta i bardzo mi się to podobało.

      Spytano nas, czy mamy ochotę na napój lub przekąskę. Ja odmawiam, a Racer zamawia sok jabłkowy.

      – Kiedy dotrzemy, przedstawię cię zespołowi i przygotuję. Potem trzeba będzie dopasować ci siedzenie. Musisz się poddać badaniu lekarskiemu, ale jestem pewna, że wszystko pójdzie tak, jak powinno.

      Racer wpatruje się we mnie przez chwilę.

      Kiedy patrzy mi w oczy, mam wrażenie, że rozkłada mnie na czynniki pierwsze, że w pewien sposób się we mnie wczytuje – jakby te moje głupie, pełne ekspresji oczy, którymi jego zdaniem zostałam obdarzona, mówiły do niego jakimś cichym językiem.

      – Poza tym byłabym naprawdę wdzięczna, gdybyś przestał to robić.

      – A co ja takiego robię?

      – Gapisz się, Tate. Wytrącasz mnie z równowagi. – Przełykam ślinę i uśmiecham się, bo on zaczyna nerwowo chichotać. – Mój tata… – Potrząsam głową. Nie spotkałam się z nim po to, żeby zostać jego przyjaciółką, naprawdę. – Chcę mu po prostu udowodnić, że mogę sprowadzić kogoś z talentem. Nie pozwól, proszę, abym pokazała się w złym świetle. – Marszczę brwi.

      – No to mamy plan.

      – Dzięki.

      Gdy samolot wzbija się w powietrze, robię długi wydech.

      Racer trzyma jedną dłoń na podłokietniku, a drugą wyjmuje telefon. Wkłada słuchawki do uszu i zaczyna słuchać muzyki. Zastanawiam się, co sobie włączył. Czekam, aż będzie można odpiąć pasy, a potem wstaję z miejsca. Trochę się krępuję, bo gdy przeciskam się w stronę przejścia, mój tyłek w pewnym sensie znajduje się na jego twarzy. Szperam w torebce w poszukiwaniu własnych słuchawek, ale nie mogę ich znaleźć.

      Gdy wracam na swoje miejsce, Racer unosi brwi.

      – Nie masz słuchawek?

      Speszona jego intensywnie niebieskim spojrzeniem ruchem ręki przywołuję stewardesę.

      – Czy mogę tu kupić słuchawki?

      – Już przynoszę.

      W tym momencie Tate wyjmuje z ucha jedną ze swoich i chce mi ją dać.

      – Proszę.

      – Nie, naprawdę…

      Wyciąga rękę i sam wkłada mi słuchawkę do ucha. Leci jakaś nieznana mi piosenka. Racer unosi kąciki ust w uśmiechu, któremu nie można się oprzeć, i jakaś część mnie zatapia się głęboko, głęboko, GŁĘBOKO w jego oczach. On zaś przygląda mi się uważnie.

      – Co to za piosenka?

      – Believer Imagine Dragons – odpowiada.

      – Podoba mi się. Z piosenek, których dana osoba słucha, można dużo o niej wyczytać.

      – A co znajduje się na twojej liście? – pyta.

      Wzruszam ramionami.

      – Nic nadzwyczajnego. Kilka starych, ale dobrych kawałków – odpowiadam.

      – Sprawdźmy. – Rzuca okiem na mój telefon i widzi tytuł wybranego przeze mnie utworu: Elastic Heart Sii. – Uwielbiam ją! – Z uśmiechem aprobaty uderza palcem w wyświetlacz mojej komórki.

      – Boże, ja też! – mówię, a on patrzy na mnie bez słowa. W uchu wciąż dudni mi Believer.

      – A słyszałeś to? – Szukam mojego ulubionego numeru, Favorite Record zespołu Fall Out Boy, przepinam jego słuchawki do mojego telefonu i włączam piosenkę. A potem siedzimy i słuchamy.

      Racer wpatruje się w mój profil, pochłania mnie oczami. W pewnym momencie podnosi rękę i przesuwa kciukiem po moim uchu.

      – Robisz to celowo?

      – Co?

      – Gapisz się na mnie.

      – Że co?

      Czuję, że zaczyna brakować mi tchu.

      On patrzy na mnie jak drapieżnik. W milczeniu. Cierpliwie.

      Od bliskości – od świadomości, że każdy fragment jego ciała znajduje się tak blisko, że mogłabym go dotknąć – buzuje każda kropla mojej krwi.

      – To w ten sposób zamierzamy to rozegrać? – pyta.

      – Słucham?

      – To. – Macha ręką w przestrzeni między nami. – Tak zamierzamy to rozegrać?

      Przełykam głośno ślinę, kiwając głową. Potem wyjmuję słuchawkę z ucha, a on robi to samo w oczekiwaniu na moją odpowiedź.

      – Co się wydarzyło w St. Pete, zostaje w St. Pete – mówię. – Będziemy blisko ze sobą współpracować. Naprawdę… myślę, że lepiej, jeśli nie będziemy komplikować sprawy.

      – Ja lubię pokomplikowane sprawy.

      – A ja nie. – Wykrzywiam twarz w odpowiedzi na jego seksowny uśmiech. – Masochista.

      – Dewastatorka – ripostuje.

      Aż się zapowietrzam.

      – Ja tylko lekko stuknęłam cię w zderzak. Ty sam zdewastowałeś swój samochód…

      Pochyla się w moją stronę i cmoka mnie w usta.

      Szybko i bez uprzedzenia.

      Słyszę, jak spomiędzy moich warg wydobywa się cichy jęk, co on kwituje szatańskim uśmiechem, a ja zmarszczonymi brwiami.

      – Przestań to robić – nakazuję mu.

      – To zamknij oczy – mówi dobitnie.

      – Co?

      – Twoje oczy mnie prowokują. Rzucają na mnie urok. – W jego policzku pojawia się dołeczek.

      Niech go diabli, ten dołeczek będzie moją zgubą.

      Wykrzywiam usta.

      – Nie będę się kłócić, dopóki trochę nie pośpię – oświadczam, na co on unosi podłokietnik oddzielający nasze siedzenia, obejmuje mnie ramieniem, przyciąga mój policzek do swojej klatki piersiowej i przesuwa kciukami po moich powiekach, co sprawia, że je zamykam.

      Wącham go przez chwilę, a on opiera swoją głowę na mojej.

      – Ładnie pachniesz – mruczy.

      – A ty pachniesz inaczej niż moi bracia.

      – Może dlatego, że nie jestem twoim bratem – chrypi