na jego tyłek w dżinsach i ciemną koszulkę opinającą tułów, a moja irytacja słabnie, ustępując miejsca niemal obezwładniającej fali pożądania.
Dyskretnie przesuwam dłońmi po piersiach, starając się spłaszczyć nabrzmiałe sutki.
Przez moich czterech mężczyzn randkowanie nigdy nie było dla mnie łatwe. Nikt nie jest dla mnie dostatecznie dobry. Poza tym mam do czynienia z samymi kierowcami, a ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, jest związek z kierowcą. Jako siedemnastolatka miałam chłopaka. A potem on zmarł. David był dla mnie wszystkim. Za nic w świecie nie chciałabym się spotykać z kimś, kto naraża swoje życie tak jak kierowcy wyścigowi. Ale naprawdę muszę się z kimś przespać.
Wchodzę na trybuny zadowolona, że nie ma zbyt wielu ludzi – to dzień ćwiczeń, a nie wyścigu.
Na drugim końcu trybun siedzi ciemnowłosy mężczyzna o przyprószonych siwizną skroniach, ubrany w dżinsy i białą koszulę. Idę w jego stronę i zajmuję miejsce dwa siedzenia przed nim.
– Synu! – woła ów facet, przekrzykując warkot silników, a mnie serce zamiera, bo po schodach idzie nieznajomy, któremu staranowałam samochód.
Potem serce zaczyna mi bić tak głośno, że aż spuszczam głowę, ale i tak przyglądam się idącemu mężczyźnie kątem oka.
Odchrząkuję i wyjmuję marker oraz listę kierowców. Mam na niej nazwiska ośmiu mężczyzn, którym chciałabym się przyjrzeć. Na samym dole zapisałam też dane wszystkich pozostałych kierowców IndyCar. Tak na wszelki wypadek.
– Nie byłeś dziś na siłowni – mówi siedzący za mną mężczyzna.
– Jezu, tato, perspektywa skończenia ze zmasakrowaną twarzą jakoś do mnie nie przemawia.
Rozlega się niski śmiech jednego z mężczyzn, a potem znów odzywa się ten, którego auto dziś uszkodziłam. Ma bardzo głęboki głos.
– Gdzie jest Iris?
– Poszła po wodę.
Na schodach pojawia się około osiemnastoletnia dziewczyna, która zmierza w stronę mężczyzn siedzących za moimi plecami. Odwracam się przez ramię i mój żołądek robi fikołka, kiedy widzę, jak ona i humorzasty przystojniak się przytulają. Potem dziewczyna siada u jego boku.
Wydaje się przy nim taka drobna.
On jest wielki, muskularny i zbyt cudowny, abym potrafiła to opisać.
Okej, a więc ma dziewczynę. Wielka mi rzecz. Oboje są niesamowicie piękni – mają ciemne włosy i wyglądają tak, że mogliby pracować w modelingu. No i co z tego? Pozostaje tylko pogratulować. Nie przyjechałam na Florydę romansować. Jestem tu w sprawach zawodowych.
Lecz przelotny romans nagle zaczyna mi się wydawać atrakcyjną perspektywą. Nic poważnego. Poważne związki nie wchodzą w grę. Ale może coś… co pozwoliłoby mi się zrelaksować. Oderwać rozszalałe myśli od spraw związanych z potrzebami ciała.
Nie mogę jednak stłumić w sobie zaciekawienia tym mężczyzną. Mam wrażenie, że patrzy na mnie. Studiuję listę i czuję, jak jego wzrok wwierca się w moją czaszkę niczym wiązka lasera.
Nerwowo wciągam powietrze do płuc i ukradkiem oglądam się za siebie. Młodszy z mężczyzn wkłada ręce do kieszeni i nasze spojrzenia się spotykają. Przyłapawszy mnie na spoglądaniu, unosi brwi i uśmiecha się.
Jego tata też się w niego wpatruje. Z marsową miną.
Mówi coś do syna, ale nie doczekuje się odpowiedzi. Przystojniak posyła mi kąśliwy uśmieszek.
Nie odwzajemniam go. Nie potrafię jasno myśleć.
Młody mężczyzna wstaje i rusza schodami w moją stronę.
„Cholera”.
Wracam wzrokiem do kartki. Przystojniak podchodzi do mnie, pochyla się nad moim ramieniem i zaczyna czytać sporządzoną przeze mnie listę, a ja nagle czuję, że jego ciało znajduje się zbyt blisko mojego.
Pachnie mydłem. Nie perfumami, tylko mydłem.
Czysty i męski. Tak po prostu.
Coś w tym naturalnym zapachu sprawia, że do ust napływa mi ślina. Przełykam ją nerwowo.
– Ten jest zbyt wolny na prostych. – Nieznajomy stuka palcem w nazwisko na szczycie mojej listy. W odpowiedzi usiłuję schować kartkę pod swoją torbą, ale jej część wystaje spod spodu.
– Wiesz dużo o samochodach, co? – Krzywię się, walcząc z ciepłem, które ogarnia moje ciało, gdy przystojniak obdarza mnie uśmiechem i podchodzi do siedzenia obok mnie. – Tym bardziej szkoda, że nie potrafisz się kulturalnie zachować za kółkiem – dodaję.
Nieznajomy uśmiecha się jeszcze szerzej i siada obok mnie, całej miękkiej i słabej. Znów spogląda na moją kartkę.
– Lista pozycji do zaliczenia przed śmiercią? – pyta.
„Co?”
– Nie! – Wybucham śmiechem. – Nie, to… Nie! – Nagle zdaję sobie sprawę, o co mu chodzi.
– Czy mogę wysunąć sugestię?
– Możesz, ale to nie oznacza, że ją przyjmę.
Przystojniak wyciąga listę spod torby, a potem bierze długopis z mojej dłoni i przekreśla wszystkie nazwiska jedną linią. Następnie kładzie kartkę na swoich na oko bardzo twardych udach, aby napisać na niej jedno słowo: „Racer”.
– Czy to… Co to oznacza? – pytam zdezorientowana.
Puszcza do mnie oko, oddając mi kartkę.
– Bądź mądra i potraktuj tego gościa jako numer jeden na swojej liście pozycji do zaliczenia.
Śmieję się. I rumienię. „Boże, czy on mnie prosi, abym go zaliczyła?” Czy „Racer” to jego imię? Nie, niemożliwe.
– To nie jest lista pozycji do zaliczenia. Szukam kierowcy.
– Tak się składa, że znam najlepszego kierowcę na świecie.
– Czyżby?
– Owszem.
– Chciałabym go poznać. A potem zobaczyć w akcji. Wtedy będę mogła zdecydować, czy przyznać ci rację.
– Zrobisz to bez wątpienia. – Nieznajomy nie odrywa ode mnie wzroku. Kiedy tak unosi kąciki ust, wygląda pyszałkowato. – To może zrobimy tak, że jeśli przyznasz mi rację, to będziesz musiała naprawić moje auto, okej?
– A jeśli nie przyznam?
– To ja kupię ci nowiusieńki samochód.
– Nieźle. Widzę, że jesteś bardzo pewny swego.
Przystojniak tylko uśmiecha się z przekąsem, a te cholernie obłędne oczy znów zaczynają migotać.
Parskam śmiechem i całe moje zmęczenie ulatuje.
– To kim jest ten Racer? To ty? Czy ten kierowca, o którym mówiłeś?
Uśmiech mojego rozmówcy blednie, a jego oczy znów zaczynają pochłaniać moją twarz. Kiedy ponownie się odzywa, jego głos wydaje się niższy i zachrypnięty.
– Zjedz ze mną kolację, to omówimy ten temat tak dogłębnie, jak tylko będziesz chciała.
„Boże, czy on gapi się na moje usta?”
„Czy ja gapię się na jego usta?”
– Nie mogę. To znaczy mogłabym, ale… Jestem tu służbowo. Nie mam czasu na kolacyjki. Nawet jeśli umieram z głodu.
Przystojniak