Kristen Ashley

Od pierwszego wejrzenia


Скачать книгу

pierś i spróbowałam go odepchnąć. Delikatnie mną potrząsnął, domagając się uwagi. Skutecznie.

      – Powiedz, dlaczego wymykasz się z mojego łóżka w środku nocy – zażądał.

      – Hank!

      – Odpowiadaj, do cholery!

      Oż ty…

      Nie był już rozdrażniony, był wściekły. Widziałam to nie tylko w jego twarzy, czułam ten gniew emanujący z całego ciała. Nie przestraszyłam się jednak, bo było widać, że nad nim panuje. Miał wszystko pod kontrolą i byłam tego tak samo pewna jak faktu, że Lucky szyje najlepsze jeansy na świecie.

      No dobra, nie chciałam, żeby się na mnie gniewał, więc powiedziałam to:

      – Nie jestem puszczalska!

      Poczułam, że dłonie na moich ramionach nieco się rozluźniają, ale nie puścił mnie.

      – Co proszę? – zapytał.

      – Nie jestem puszczalska!

      Boże, brzmiałam jak idiotka, musiałam się jakoś wytłumaczyć.

      – Nie jestem zdzirą. Nigdy wcześniej nie przespałam się z facetem na pierwszej randce, nigdy, przenigdy!

      – Roxanne… – zaczął, ale weszłam mu w słowo.

      – Bil… z ostatnim moim facetem bujaliśmy się trzy tygodnie, zanim doszliśmy do trzeciej bazy, a przespaliśmy się ze sobą po miesiącu albo i później.

      – Roxie! – spróbował znów, ale miałam słowotok.

      – Przed nim był Derek i chyba całą wieczność randkowaliśmy, zanim to zrobiliśmy, a tak w ogóle to było strasznie kiepsko, bo marnie sobie radził. Był jeszcze Kenny, ale nawet nie pamiętam, jak długo to wszystko trwało. Był palantem. Jak tylko mnie przeleciał, to zaraz mnie rzucił.

      – Roxie! – Hank przytulił mnie mocno, ale przecież ja jak idiotka wciąż wyliczałam na palcach swoich byłych.

      – Jeszcze Troy. Nieźle całował, prawie tak dobrze jak ty, ale chyba ze dwa tygodnie trzymałam go w niepewności, zanim pozwoliłam włożyć sobie ręce pod bluzkę. Czekaj! On się nie liczy, bo ostatecznie nawet tego nie zrobiliśmy. Przyłapałam go z Kim, moją przyjaciółką, która okazała się wredną suką. Prawie o tym zapomniałam…

      Nie czułam ramion Hanka wokół mnie ani Shamusa opartego o nasze nogi, trajkotałam jak nakręcona.

      – No i Scott, mój pierwszy. Rok trwało, zanim do czegokolwiek doszło, ale ostatecznie ożenił się z królową balu i mają chyba szóstkę dzieci, nie żartuję!

      Przerwałam i spojrzałam w górę. Patrzył na mnie, a na jego twarzy nie było już żadnych negatywnych emocji. Znowu uśmiechał się do mnie wzrokiem, jak tylko on potrafił. Czy ja mu właśnie wyrecytowałam wszystkich moich poprzednich kochanków…?? Właśnie tak. Cholera!

      – Skończyłaś? – spytał.

      – Jestem idiotką.

      Pochylił się i znowu posmyrał mnie nosem. Czy on miał jakichś Eskimosów w rodzinie? Ucałował mnie lekko. To wszystko było bardzo miłe, ale i tak czułam się jak kretynka na trzydziestu różnych płaszczyznach.

      – Jestem puszczalską idiotką.

      – Nie jesteś puszczalską. I nie jesteś idiotką – rzekł autorytarnym tonem.

      Dobrze, że choć on w to wierzył.

      Poczułam, że rozpina mi biustonosz.

      – Nie! – zaprotestowałam. – Przestań! Muszę iść!

      Oczywiście zignorował mnie, zsunął ramiączka i odrzucił biustonosz. Znowu się pochylił, uchwycił mnie pewnie i położył na łóżku, po czym przykrył mnie swoim ciałem. Co za rozkoszny ciężar!

      – Zejdź ze mnie, muszę iść!

      Jego dłonie znowu błądziły po moim ciele, zręczne palce zaplątały się w koronkę majtek i zaczęły je zsuwać.

      Wyszeptał w moją szyję:

      – Teraz zerżnę cię ponownie, a jeśli po tym dalej będziesz chciała wyjść, odwiozę cię do hotelu…

      Tego było już za wiele. Poczułam rozkoszny skurcz w dole brzucha, ale musiałam to przezwyciężyć, przynajmniej spróbować.

      – Nie, żadnego więcej rżnięcia! Mam sprawy, które muszę ogarnąć. Jeśli wciąż będziesz zainteresowany, gdy skończę, to wrócimy do tematu. Ale najpierw się lepiej poznamy, nie będziemy się spieszyć. Tak nie może być…

      Po sposobie, w jaki na mnie spojrzał, poznałam, że wydało mu się to zabawne.

      – Słoneczko, wiem już, że jesteś walnięta, i przyznaję, że to dość urocze, ale doprawdy jesteś prawdziwą wariatką, jeśli wierzysz, że będę czekał na to, żeby ponownie w ciebie wejść!

      No niech mnie. Ciche skwierczenie we mnie przerodziło się w piekielny ogień.

      – Hank…

      Włożył rękę w moje majtki i pocałował mnie. Cholera. Czułam, że ta resztka oporu we mnie pada pod naporem jego języka, gdy znowu mnie pocałował.

      – Nogi szerzej… – wymruczał w moje usta.

      – Muszę ci coś wytłumaczyć – zaczęłam, przekonana, że on nagle powinien wszystko wiedzieć.

      – Jutro mi wyjaśnisz, teraz nogi szerzej, mówię!

      Nie uległam, zacisnęłam uda.

      – A jeśli jutro nie zrozumiesz moich wyjaśnień?

      W odpowiedzi znowu pocałował mnie głęboko, aż zakręciło mi się w głowie. Jego usta wędrowały po moim policzku aż do ucha.

      – Roxanne, kochanie, rozsuń dla mnie uda…

      Same się rozsunęły. Może i byłam słaba, ale serio, w takiej chwili zrobiłabym dla niego wszystko. Docenił to. A potem ja doceniłam jego. Moje myśli o odejściu uleciały. Leżałam na plecach, na jego piersi, oplatał mnie ramionami, nasze palce również były splecione.

      Wymruczał przez sen:

      – Cokolwiek to jest, zrozumiem…

      Przytuliłam się mocniej, modląc się o to, żeby rzeczywiście tak się stało.

***

      Ktoś odgarniał mi włosy z twarzy, gładził po szyi. Dłoń zjechała niżej, aż do biodra.

      – Obudź się, Słoneczko…

      Przewróciłam się na plecy. Na zewnątrz wciąż było ciemno, choć poblask świtu wsączał się nieśmiało przez żaluzje; również pod drzwiami pojawił się jasny pasek światła z sąsiedniego pomieszczenia. Hank był ubrany w markowy T-shirt i dresy z lampasem.

      – Ubrałeś się… – wymamrotałam.

      – Idziemy z Shamusem pobiegać. Jak wrócimy, to wskoczę pod prysznic, a potem zabiorę cię na śniadanie.

      – Pobiegać? – zamrugałam.

      – No tak.

      – To znaczy, taki trening jakby?

      Uśmiechnął się.

      – Ale po co? – zapytałam.

      – Wnioskuję, że ty nie biegasz…?

      – Tylko gdy goni mnie koleś z piłą mechaniczną.

      – A to się często zdarza? – zapytał, uśmiechając się szerzej.

      – Nieczęsto,