zdążyłam dokończyć opowieści, bo kobiety natychmiast zaczęły mówić jedna przez drugą:
– Tak, tu jest tak samo. Znamy takie osoby. Jedna taka czarownica mieszka niedaleko stąd.
Po chwili poznaję historię kobiety z chorym palcem, której nie potrafiła pomóc konwencjonalna medycyna. Dopiero lokalna znachorka uratowała ją przed amputacją.
Zugarramurdi to niewielkie spokojne miasteczko położone w malowniczej okolicy w prowincji Nawarra. Jego nazwa pochodzi od charakterystycznej dla tego rejonu roślinności. Jednak to nie miejscowa flora przyniosła jej sławę. W XVII wieku kilkudziesięciu mieszkańców Zugarramurdi oskarżono o czary i odtąd stało się ono symbolem baskijskiego czarownictwa. Podobno sabaty organizowano w tamtejszej jaskini. W 2013 roku baskijski reżyser Álex de la Iglesia stworzył film oparty na legendach na temat czarownictwa (Wiedźmy z Zugarramurdi). Łączy on w sobie cechy horroru i komedii, uważny widz znajdzie w nim nawiązania do baskijskiej kultury (lauburu[18], irrintzi[19], postacie z karnawału, język baskijski). Jednak film budzi sprzeczne emocje, od zachwytów po druzgocącą krytykę.
Słynne polowanie na czarownice odbyło się też we francuskiej Baskonii, a dokładnie w prowincji Lapurdi, na początku XVII wieku. Przewodniczył mu Pierre de Lancre, przekonany, że ziemia baskijska zamieszkana jest przez samych czarowników, że sabaty odbywają się tu nie raz, a trzy razy w tygodniu, a diabły przybywają do tej krainy nawet z odległej Japonii. Potwierdzeniem baskijskiej grzeszności miało być wysokie spożycie jabłek przez miejscowych (sagardo – tradycyjny, popularny alkohol, rodzaj cydru – produkowany jest z tych owoców[20]), obyczaje (wyprawy morskie, przyjmowanie nazw domów w miejsce nazwisk rodowych) czy swoboda kobiet, a nawet ich nakrycia głowy (mające zdaniem inkwizytora falliczny kształt). Erotyczny charakter miały też mieć tańce baskijskich czarownic podczas sabatów. Liczba ofiar de Lancre’a nie jest do końca określona, niektórzy mówią o kilkuset zamordowanych kobietach, inni twierdzą, że było ich kilkadziesiąt. A jednak, jak trafnie zauważono, czarownic z Lapurdi nie było wcale, do czasu aż zaczęli o nich pisać i mówić ci, którzy przekonani byli o istnieniu (czy wręcz wszechobecności[21]) służebnic diabła i sądzili, że należy je tylko zidentyfikować i osądzić89. Baskijskie czarownice, zdaniem niektórych, mogły być wyznawczyniami przedchrześcijańskich kultów. Z pewnością były też często kobietami ekscentrycznymi i silnymi, buntowniczkami90.
Siła zawsze budziła wśród Basków podziw i respekt. Zarówno ta fizyczna, jak i psychiczna. Sporty tradycyjne opierają się na jej manifestacji. Nic dziwnego, że również w baskijskich legendach pojawia się wiele olbrzymów o ogromnej sile. Niektóre, tak jak Basajaun, mogą sprzyjać człowiekowi. Ten wielkolud, zamieszkujący leśne ostępy i bardzo owłosiony, ostrzegał przed zbliżającymi się wilkami, chroniąc stada owiec i pomagając w ten sposób pasterzom. Część podań jednak wskazuje na jego negatywne nastawienie do ludzi. Niektórym z olbrzymów przypisywano antropofagię – tak jak Tartalo (Cyklopowi). Wierzono wreszcie w istnienie całej rasy olbrzymów – gentilak. Według dzisiejszych interpretacji ich istnienie w świecie wyobrażeń związane było z czasem, gdy część lokalnej ludności przyjęła chrześcijaństwo, inni natomiast pozostali wierni dawnym wierzeniom (słowo jentil znaczy poganin). I choć generalnie relacje między grupami układały się pokojowo, to jednak z biegiem czasu zamieszkujący bardziej niedostępne górskie tereny gentilak zaczęli być uznawani za istoty nadnaturalne91. Mitycznym olbrzymom przypisywano konstrukcje miejscowych dolmenów oraz rozwinięte umiejętności w wielu obszarach. Według legend święty Marcin nauczył ludzi uprawiać zboże, podstępem zdobywając ziarno od Panów Lasu. To olbrzymy bowiem miały być pierwszymi rolnikami, młynarzami i kowalami92.
Olbrzymy towarzyszą też świętom, ich pochody są lubiane zwłaszcza przez dzieci, tym bardziej że zwykle towarzyszą im wielkogłowi, którzy gonią maluchy i je straszą. Dzieci starają się umknąć przed uderzeniem świńskim pęcherzem napełnionym powietrzem (robi dużo hałasu), choć zdarza się też, że ci najmniejsi boją się spotkania z wielkogłowymi. Muzyka, olbrzymy tańczą i ich ruchy są subtelne i lekkie. Ci, którzy dali im życie, wyłaniają się później spod ciężkiej konstrukcji mokrzy od potu.
Wysiadam z metra w Bilbo na przystanku Zazpi kale, co w języku baskijskim oznacza Siedem Ulic (nazwa nieprzypadkowa93). Zawsze kojarzy mi się ona ze słynną piosenką zespołu Oskorri o biskajskich bogaczach. Wśród licznych sklepików z pamiątkami wyróżnia się jeden. Tu znaleźć można nieco bardziej oryginalne produkty, rękodzieło, wyjątkowe projekty. Piękne są drewniane figurki przedstawiające olbrzymy charakterystyczne dla tego miasta. Niektóre dzieci bawią się nimi na ulicy. Sprzedawczyni pokazuje mi też zaprojektowane przez nich kubki, z których jeden przedstawia męskie postacie olbrzymów, drugi zaś żeńskie. Po zbliżeniu ich do siebie stworzą one pary. Opowiada mi o charakterystycznych postaciach, takich jak bohater popularnej piosenki – Anglik, który zakochał się w miejscowej dziewczynie – czy Pitxitxi (Rafael Moreno Aranzadi), słynny piłkarz, który zginął tragicznie i przedwcześnie. W Muzeum Baskijskim w Bilbo latem 2019 roku zorganizowano wystawę tych postaci. Nieruchome olbrzymy stanęły na wewnętrznym patio. Choć może, jak w sprzedawanej przy tej okazji książeczce dla dzieci, gdy zapada mrok, ożywają one i prowadzą ze sobą rozmowy i sprzeczki.
A jednak baskijskie olbrzymy nie były obecne wyłącznie w sferze wierzeń i folkloru. 10 lipca 1818 roku w niewielkiej miejscowości Altzo w prowincji Gipuzkoa przyszedł na świat prawdziwy olbrzym – Wielkolud z Altzo. Miał kilkoro rodzeństwa, urodził się jako czwarty syn, dlatego nie była dla niego przeznaczona rola spadkobiercy. Nazywał się Miguel Joaquín Eleicegui i w chwili śmierci, w wieku czterdziestu trzech lat, mierzył ponad dwa metry i czterdzieści centymetrów. Najprawdopodobniej człowiek ten cierpiał na gigantyzm. Jako dziecko był raczej chorowity, co więcej, początkowo nic nie zapowiadało tak niezwykłego wzrostu. Gwałtownie rosnąć zaczął w wieku młodzieńczym i wkrótce wzbudził zainteresowanie w okolicy (w 1843 roku o Miguelu napisano w gazecie „El Corresponsal”, w późniejszym czasie jego sława wykroczyła poza ojczystą prowincję). Jego fizyczność stała się dla niego przekleństwem, nie tylko ze względu na związane z tym dolegliwości i choroby, ale też dlatego, że uniemożliwiła mu prowadzenie zwyczajnego życia. Możliwe, że pewnego rodzaju presja, chęć pomocy rodzinie sprawiła, że zdecydował się na udział w pokazach, których on sam był bohaterem, na karierę „profesjonalnego olbrzyma”94. W tamtym czasie tego typu spektakle, prezentacje różnego rodzaju anomalii, w tym ludzi o nadnaturalnym wzroście, budziły w Hiszpanii i w całej Europie wielkie zainteresowanie. Ich istotą było przyglądanie się i bycie oglądanym, co wpisuje się w klasyczną definicję widowiska95. Baskijskiego Olbrzyma prezentowano w kawiarniach i prywatnych domach, a nawet na królewskim dworze. Dziś w Altzo, rodzinnym miasteczku Wielkoluda, stoi przedstawiający go pomnik, a historię o nim upowszechnił film Olbrzym w reżyserii Aitora Arregi i Jona Garaño (premiera odbyła się w 2017 roku). Luis Ángel Sánchez Gómez, który dokładnie przestudiował informacje na temat życia Miguela Joaquína, zwrócił uwagę na pewne nieścisłości w ekranizacji losów Baskijskiego Olbrzyma, na przykład dotyczące charakterystyki rodzinnej miejscowości czy pośmiertnej kradzieży szkieletu, która według tego badacza nie jest zbyt realna96.
Również pożywienie w tradycyjnej baskijskiej kulturze miało wymiar magiczny. Wierzono w to, że spożywanie określonych potraw istotnie wpływa nie tylko na zdrowie człowieka, ale też na jego losy. Na przykład na płeć dziecka ciężarnej – aby urodziła chłopca, częstowano ją spieczoną piętką chleba nazywaną ogi-koxko lub ogi-kuxkur. Znaczenie mógł też mieć sposób jedzenia (trzymanie zjadanego chleba w lewej ręce mogło spowodować chorobę).
Jednocześnie Baskowie podkreślali swoje przywiązanie do religii. Już w XVI wieku pojawiły się tezy o „pierwotnej” baskijskiej religijności i monoteizmie. Sabino Arana kontrastował je z hiszpańskim brakiem religijności i wątpliwą moralnością. Bycie Baskiem miało