nazwał homeostazą. Musiało minąć jeszcze pięćdziesiąt kilka lat, by Richard Solomon, psycholog eksperymentalny pracujący na University of Pennsylvania, wyjaśnił, w jaki sposób pojęcie homeostazy stosuje się do sfery emocji, i tym sposobem utorował drogę do naszego obecnego rozumienia uzależnień.
Solomon oraz jego student John Corbit postawili hipotezę, że wszelkim bodźcom, które zakłócają to, jak się czujemy, aktywnie przeciwdziała układ nerwowy dążący do przywrócenia homeostazy. Tym bodźcem może być jakaś substancja, ale także dobra lub zła wiadomość, nowa miłość lub akrobatyczne skoki na spadochronie. W swojej teorii procesów przeciwstawnych Solomon i Corbit przyjęli założenie11, że stany emocjonalne są utrzymywane w oparciu o „punkt nastawczy”, podobnie jak temperatura ciała i bilans wodny. Postawili tezę, że wszelkie emocje – na przykład „dobre” lub „złe” samopoczucie, „radość”, „smutek” lub „podniecenie” – to inaczej zakłócenia stabilnego stanu emocjonalnego, który postrzegamy jako „neutralny”. Konkretnie mówiąc, teoria procesów przeciwstawnych zakłada, że każdy bodziec, który zmienia funkcjonowanie mózgu, aby wpłynąć na to, jak się czujemy, wywoła reakcję mózgu, która będzie całkowitym przeciwieństwem efektów wywołanych przez bodziec. Jak mógłby zwięźle ująć to Newton: kto się wspina w górę, musi zejść na dół.
Powiedzmy, że nasz mózg wykrywa zewnętrzny bodziec, który wytwarza albo przyjemne, albo nieprzyjemne odczucia. Według Solomona i Corbita w obu przypadkach mózg reaguje w ten sposób, że przeciwdziała tym odczuciom. Przypuśćmy na przykład, że przechodzisz badanie lekarskie pod kątem raka. W takim przypadku jest bardzo prawdopodobne, że początkowe uczucie paniki albo rozpaczy ustąpi ogólnemu przygnębieniu na skutek twojego rozmyślania o licznych potencjalnych konsekwencjach. Te mniej silne odczucia zostaną, jeśli wyniki twoich badań będą złe. Natomiast jeśli sprawy przybiorą inny obrót, bo wyniki biopsji okażą się dla ciebie pomyślne, to zamiast powrócić do pierwotnego stanu emocjonalnego, najprawdopodobniej przeżyjesz okres uniesienia – w istocie lustrzanego odbicia rozpaczy, którą odczuwałeś wcześniej. Ten schemat zmian w doświadczeniu afektywnym jest wywoływany przez każde zdarzenie, które wypycha mózg poza jego neutralny punkt wyjścia.
Zazwyczaj nie zdajemy sobie sprawy z działania afektywnej homeostazy, ale większość z nas rozpozna ten wzorzec w stanach uczuciowych towarzyszących romantycznej miłości. Osoba zakochana z reguły doświadcza oszałamiających zmian afektywnych, ponieważ ten niezwykle przyjemny stan powoduje, że nawet wykonywanie rutynowych czynności sprawia radość. Na początku romansu wzór aktywności mózgu zarejestrowany przez funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI) jest zasadniczo nieodróżnialny od wzoru będącego skutkiem działania kokainy12. Ostatecznie adaptujemy się do tego błogostanu i znowu stajemy obiema nogami na ziemi. Dopóki nasz bodziec (ukochana osoba) pozostaje obecny, wszystko jest w porządku – nowa normalność. Jeśli jednak ukochana osoba chce przerwy lub w jakiś inny sposób pragnie wycofać się ze związku, proces przeciwstawny skutkuje zawodem miłosnym. Powrót do stanu neutralnego może potrwać miesiące albo lata – zależnie od intensywności i czasu trwania związku.
Posiadanie punktu nastawczego umożliwia konkretną interpretację strumienia wciąż zmieniających się danych. Stałe uczucia w jedną bądź drugą stronę zakłócają naszą zdolność postrzegania i tym samym reagowania na nowe informacje, dlatego układ nerwowy narzuca ich przemijanie. Oznacza to, że jeśli zdarzy się coś naprawdę cudownego – poznasz na przykład księcia albo księżniczkę z bajki – uniesienie nie będzie trwało bez końca. Ale też nawet najgorsze nieszczęścia nie spowodują wiecznej rozpaczy. Tak jest również z bardziej przyziemnymi bodźcami: prawdopodobnie wszyscy znamy uczucie rozczarowania po powrocie ze wspaniałych wakacji albo wielkiej ulgi po uniknięciu wypadku podczas dojazdu do pracy.
Może się to wydawać osobliwe, a już z pewnością uciążliwe, że zamiast pozwalać, by dany sygnał powoli wygasał, mózg przeciwdziała mu poprzez wytwarzanie własnego sygnału w przeciwnym kierunku. A jednak taki mechanizm jest konieczny i żeby to zrozumieć, wyobraźmy sobie alternatywny świat, w którym wtorki są nazywane „szczęśliwym dniem” i wszyscy jego mieszkańcy mają ten raz w tygodniu sztucznie rozdmuchiwane stany uczuciowe. Bez wątpienia nie moglibyśmy się doczekać takich dni, ale z kolei wydarzenia domagające się naszej szczególnej uwagi prawdopodobnie byłyby we wtorki niezauważane albo ignorowane. A co by było, gdyby właśnie we wtorek jakieś dziecko zostało ranne albo gdyby wystąpiło groźne zdarzenie pogodowe? Jeden dzień doświadczania błogostanu w tygodniu mógłby być receptą na zagładę! Zresztą podobne ryzyko niosłyby ze sobą stany ciągłego przygnębienia. Owładnięci nieustającą rozpaczą nie zauważalibyśmy potencjalnych możliwości albo byśmy z nich nie korzystali.
Informacja jest wykrywana, przekazywana i postrzegana przez komórki mózgowe pod kątem jej kontrastu wobec czynności zamocowanej na „sygnalnym” (typowym) poziomie i może w ramach reakcji zostać albo spowolniona (zahamowana), albo przyspieszona (zastymulowana). W rezultacie nasz stan uczuciowy będzie stabilny na dłuższą metę – ale nie statyczny. Różni ludzie mogą mieć różne punkty nastawcze, ale neutralny stan uczuciowy danej osoby utrzymuje się przez całe życie. Beztroskie dzieci na ogół wyrastają na osoby zadowolone z życia, a pesymiści zazwyczaj pozostają pesymistami, niezależnie od okoliczności.
Fakt, że nasze stany uczuciowe pozostają w tak ciasnych ryzach, ma istotne konsekwencje dla osób sięgających po substancje psychoaktywne, ale zanim się nimi zajmiemy, warto odnotować kilka wyjątków od tej powszechnej tendencji. Ofiary udarów z uszkodzeniami w specyficznych regionach kory mózgowej (zwłaszcza w prawej półkuli) mogą się przeobrazić z odwiecznych pesymistów w optymistów (przy uszkodzeniach lewej półkuli na odwrót). Inne choroby, takie jak na przykład choroba Alzheimera, mogą generować podobnie radykalne zmiany. Wprawdzie u osób regularnie zażywających substancje psychoaktywne afektywna stabilność uniemożliwia utrzymanie stanu odurzenia, to jednak długotrwałe zażywanie stymulantów jak kokaina albo metamfetamina może rzeczywiście zmienić ich afektywny punkt nastawczy. Niestety dla takich osób ta zmiana zawsze przebiega w „złym” kierunku, skutkując pogorszeniem nastroju wyjściowego.
Homeostaza
Na podstawie powyższych spostrzeżeń widzimy już, że oprócz służenia jako czujnik, detektor kontrastu i koordynator reakcji na zakłócenia środowiskowe OUN potrafi znakomicie się zmieniać i w ten sposób adaptować do bodźców z otoczenia. W istocie zdolność mózgu do dynamicznego reagowania na bodźce środowiskowe, a nawet ich antycypowania (będę pisała o tym więcej) to jego najbardziej charakterystyczna cecha.
Neurobiolodzy nazywają zdolność mózgu do modyfikacji „plastycznością” – jest ona obecnie przedmiotem intensywnych badań13. Ciągła zmiana w reakcji na bodźce z otoczenia jest nazywana uczeniem się; uczą się wszystkie organizmy wyposażone w OUN – od karaluchów po Dalajlamę. Jak się okazuje w trakcie czytania przytaczanej już tu powieści „Johnny poszedł na wojnę”, wspomnienia, które są śladami uczenia się, służą jej bezradnemu, uwięzionemu we własnej głowie i szpitalnym łóżku bohaterowi za drogę ucieczki od przerażenia i monotonii. Można powiedzieć, że są także neuronalną przyczyną uzależnienia.
Uczenie się związane z uzależnieniem zaczyna się przy pierwszej ekspozycji na substancję psychoaktywną. Dlatego każdy, kto kiedykolwiek próbował którejś z tych substancji, doświadczył, czym są zdolności adaptacyjne mózgu. Adaptacja rozpoczyna się natychmiast i na przykład powoduje problemy ze spaniem po wypiciu alkoholu, a także poczucie ogólnego niepokoju towarzyszące kacowi następnego dnia. Te odpryskowe stany pojawiają się, ponieważ komórki mózgowe, przeciwdziałając obezwładniającym efektom wypicia kilku drinków, stają