Marta Kawczyńska

Alopecjanki


Скачать книгу

o swojej chorobie, był mój mąż. Poznaliśmy się na siłowni. Pojawiałam się tam dzień w dzień o godzinie szóstej rano. Tego dnia byłam z moją przyjaciółką. Spojrzałam na niego i mówię: „Zobacz, Madzia, to jest mój przyszły mąż”. „Daj spokój, co ty gadasz. Odpocznij od tych chłopów” – skwitowała. Chwilę później zaczął startować do mnie jakiś, jak ja to mówię, „koks”. Nagle tuż obok pojawił się on i powiedział: „Ty, kolego. Nie podrywaj mojej narzeczonej”.

      Nie wiedziałam nawet, jak ma na imię. Do zdziwionego całą sytuacją „koksa” powiedziałam: „Tak, tak. To mój narzeczony”. Poszłam z moim wybawcą na randkę. Zwierzył mi się, że gdy mnie zobaczył na siłowni, pomyślał, że jestem kobietą, z którą chce być na zawsze. Do dziś się śmiejemy, że życie pisze najlepsze harlekiny.

      Trudno mi było powiedzieć mu o chorobie. Był tym pierwszym, o którym pomyślałam jak o przyszłym mężu i ojcu mojego dziecka. I wiesz, co się stało? Zadał mi pytanie, które zwykle stawiałam moim poprzednim przystojniakom: „Co widzisz w takim facecie jak ja? W takim człowieku?”. Pomyślałam wtedy: „Chłopie, jak się dowiesz, że jestem łysa, to sobie szybko to pytanie odwrócisz”.

      Nadeszła godzina „zero”. Siedzieliśmy u mnie w domu. To był taki wieczór poważnych rozmów. Przemek opowiadał mi o swojej niełatwej przeszłości, a ja – o dzieciństwie, które nie było usłane różami. Wspomniałam o łysych plackach na głowie, które są pamiątką po tamtym trudnym czasie.

      – Kotuś, nic nie widać. – Usłyszałam.

      – Trochę widać – odpowiedziałam i odsłoniłam placek z lewej strony. Podkreśliłam, że jest ich więcej, a kiedyś mogę już nie mieć na głowie żadnych włosów. – Chcesz mieć taką kobietę? Wybieraj, albo się na to zdecydujesz, albo się rozstajemy. – Byłam stanowcza.

      Serce mi waliło. Bałam się, że za chwilę zostanę singielką.

      – Kocham cię taką, jaką jesteś, nie za to, ile włosów masz na głowie. Zawsze przy tobie będę i tak samo mocno będę cię kochał. Włosy są dla mnie bez znaczenia, jesteś piękna. – Te słowa Przemka zapamiętałam na zawsze. Pomyślałam sobie: „Co on pierdoli. Jak mnie zobaczy łysą, to zwieje”. Nie potrafiłam uwierzyć.

      Uwierzyłam dopiero wtedy, gdy razem ze mną pojechał po perukę. Zrozumiałam, że kocha mnie nawet łysą i naprawdę jest niesamowity. Po tej naszej rozmowie, która odbyła się kilka miesięcy przed ślubem, zaczęłam nieco odważniej wybranym osobom mówić, co mi jest.

      Przemek oświadczył mi się bardzo szybko. Byliśmy ze sobą dokładnie półtora miesiąca, gdy poprosił mnie o rękę. Teściową poznałam, gdy pojechaliśmy powiedzieć jej o naszej decyzji. Myślała, że jestem w ciąży, że wpadliśmy i dlatego chcemy się hajtnąć. Była w szoku, gdy powiedzieliśmy, że nic nie robimy, a przecież – jak powszechnie wiadomo – dzieci nie biorą się z powietrza. A ślub bierzemy po prostu z miłości. Pobraliśmy się 27 września 2008 roku. Zaraz zaczęliśmy starać się o dziecko. Trzy miesiące później byłam już w ciąży.

      Mama, nie

      Czy boję się, że Kuba odziedziczy po mnie chorobę? Nie zastanawiałam nad tym, dopóki nie zapisałam się do grupy alopecjan na Facebooku. Dopiero wtedy się załamałam. Nie wyobrażałam sobie tego. Nie sądziłam, że to może być dziedziczne. Był nawet taki moment, że chciałam się z tej grupy wypisać. Dopiero co poradziłam sobie sama ze sobą. Mam perukę, dziecko mam, nikt nie będzie mi wmawiał, że może być chore. A jeśli tak się stanie, to co? Co zrobię? – Takie myśli przelatywały mi przez głowę.

      Na razie zostawiam to pytanie bez odpowiedzi. Pewnie byłoby ciężko, ale… mój syn ma w klasie dwójkę dzieci, które mają podobne problemy, więc myślę sobie, że byłoby mu łatwiej. Nie skupiam się na tym. Co ma być, to będzie. Przestałam się martwić rzeczami, na które nie mam wpływu.

      Ostatnio zrobiłam sobie makijaż permanentny brwi. Siedzieliśmy z Kubą i powiedziałam mu, że może wytatuowałabym sobie węża, bo kocham gady i chodziłabym z taką łysą, wytatuowaną głową.

      – Mama, nie – zareagował.

      Uspokoiłam go, że nic nie zrobię bez jego zgody. Kuba jest jeszcze dzieckiem. Wiem, że czasem boi się, że ktoś się zacznie śmiać z jego mamy. Dlatego nie robię nic wbrew jego woli. Kiedy jest gorąco i chcę wyjść w turbanie, też go pytam, czy mogę. Może komuś wyda się to głupie, ale bardzo liczę się z jego zdaniem. Wiem, jak bardzo wrażliwym jest dzieckiem. Kuba ma w klasie kolegów, którzy lubią śmiać się z innych. Chcę mu oszczędzić takich słabych sytuacji.

      Niedawno Kubę odwiedził kolega.

      – Mama, weź załóż włosy, bo Paweł idzie – poprosił.

      Wzięłam pierwsze z brzegu, ale nie zwróciłam uwagi, że drugie zostały na parapecie. Chłopcy poszli do pokoju, ja pracowałam przy komputerze. Przychodzą i pytają, czy mogą pograć na Xboksie. Powiedziałam, że nie ma sprawy. Nagle widzę, że Pawełek kątem oka spogląda na parapet, chyba zaskoczył go widok peruki. O nic jednak nie pytał. To jest dziecko z dobrej rodziny, bardzo religijnej. Sam zresztą zapuszcza włosy, żeby oddać na perukę.

      Poczułam wtedy ogromną ulgę. Powiedziałam w duchu do siebie: „Dzięki ci, Boże, że padło na tego chłopaka”. Od tamtej pory włosy chowam do szafki. Po domu, kiedy jestem z Kubą sam na sam, chodzę czasem bez chustki. Gdy wraca mój mąż, zakładam włosy, ewentualnie chustkę albo turban. Tak naprawdę to Przemek chyba nigdy nie widział mnie bez włosów.

      Bo kiedy mam coś na głowie, czuję się piękna. Idealizuję siebie, wierzę, że wyglądam najlepiej, jak potrafię. Nie zakodowała mi tego mama. Tak mam i już. Kiedy spędzam z moim mężem cały dzień, lubię dobrze wyglądać. Maluję się, ubieram, zakładam włosy. Radzę się, czy jest okej. Gdy odpowiada, że tak, że jest dobrze, rzucam, że ma nie być dobrze, ale zajebiście.

      Bardzo lubię seks. Sprawia mi ogromną przyjemność i radość. Kiedy znajome mówią, że boli je głowa, mają chandrę, zawsze powtarzam, że najlepsza na to jest witamina S, czyli seks.

      Kocham się zawsze w czymś na głowie. Turban, chusta, włosy, za które można pociągnąć. Ostatnio na jakiejś chińskiej stronie wynalazłam blond włosy. Śmiałam się do męża, że jak będzie chciał, to będzie miał w łóżku blondynkę, a jak brunetkę – to brunetkę.

      Pewnie po tym, co powiedziałam, wyleje się na mnie niezły hejt. Niejedna osoba stwierdzi: „wszystko dla chłopa, a gdzie w tym ty, dziewczyno?”. Uspokajam wszystkich, w stu procentach jestem w tym ja, bo to moja głowa i to ja mam się z nią czuć sexy. Zakładam zmysłową bieliznę i wybieram świetną perukę. Może miałabym inne podejście, gdybym była całkiem łysa. Na głowie mam jednak miejsca, w których włosy są. Sama sobie podobam się z łysą głową. Golę ją od czasu do czasu, ale to potworny ból. Nie da się porównać do golenia włosów pod pachami.

      To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista

      5 marca 2018 roku pamiętam bardzo dobrze. To była kulminacja. Stałam nad wanną, a włosy spadały do niej jak krople rzęsistego deszczu. „Nie ma się już nad czym zastanawiać” – pomyślałam. Pojechałam do Warszawy po perukę. To był dzień, który raz na zawsze zmienił moje życie, nazywam go dniem wyzwolenia. Zobaczyłam siebie w tej peruce i powiedziałam: „To jestem ja, to moje włosy. Jestem zajebista. Koniec z kompleksami!”.

      Kiedy wróciłam do Torunia, moi pracownicy powitali mnie tortem. Były wielka feta i radość. Cieszyłam się ja, cieszyli się oni. Byłam przekonana, że cieszy się cały świat.

      – A co pani se na głowie zrobiła? Wygląda pani jak w peruce. – Usłyszałam od ekspedientki w warzywniaku. W jednej sekundzie podcięła mi skrzydła. Nie potrafiłam się odezwać,