rozmowę Daquin zostawił sobie na sam koniec. Nawet nie krył swojego przerażenia w starciu z Catherine. W głowie co rusz układał nowe scenariusze, jak łagodnie podejść Łowczynię, którą skrzywdził najmocniej, której wielokrotnie chciał się pozbyć…
Umówił się z Damienem, że przyjdzie do jego domu wieczór przed Wigilią. Rimet miał nastawić kobietę na to spotkanie i spróbować poprosić, by dała Louisowi szansę. Kiedy więc dochodziła dwudziesta, dowódca Stróżów stanął spocony z nerwów przed drzwiami przyjaciela i odliczał sekundy od naciśnięcia dzwonka do usłyszenia przekręcającego się klucza w zamku. Dokładnie dziesięć sekund później przywitał go Damien:
– Siemka, wchodź. – A szeptem od razu dodał: – Zrobiłem, co w mojej mocy.
– I co?
– Błogosławię cię. – Gospodarz domu zaczął robić znak krzyża, a Louis walnął go w ramię i bąknął pod nosem, że ta sytuacja wcale nie jest zabawna.
Catherine była w kuchni. Ze szklanką w dłoniach opierała się o blat i nie wyglądała na zadowoloną z tego spotkania. Ostentacyjnym spojrzeniem zmierzyła Damiena, który oznajmił, że zostawi ich samych, po czym poszedł do sypialni. Louis stał w progu. Nieruchomo, ze ściśniętym żołądkiem.
– Cześć, Catherine.
Oczywiście nie doczekał się odpowiedzi, ale zamiast niej kobieta wskazała skinieniem głowy krzesło. Kiedy Stróż usiadł przy stole, zajęła miejsce naprzeciw niego i odstawiła herbatę na bok.
– Słuchaj… – zaczął, ale Catherine nie dała mu dokończyć.
– Wiem, po co przyszedłeś.
– Taa… Damien miał cię trochę udobruchać. – Spróbował się zaśmiać, ale mu to nie wyszło.
– Nie potrzebuję twoich przeprosin. I tak nic mi po nich. Chcę tylko zapewnienia, że dasz mi święty spokój.
– Jasna sprawa. – Wyciągnął dłoń, jakby się poddawał. – Zero oskarżeń, zero podejrzeń, najlepiej unikać kontaktu.
Łowczyni uśmiechnęła się pod nosem arogancko.
– Dobrze, że się zrozumieliśmy.
– Zawaliłem, wiem. Ale chcę, żebyś wiedziała, że źle cię oceniłem, i naprawdę tego żałuję.
– Winy swoje odpokutujesz. Jak każdy z nas.
Podniosła się nagle z krzesła, a potem obróciła w stronę blatu i sięgnęła po dzbanek. Louis był nieco zdezorientowany. To była wyjątkowo krótka rozmowa. Krótka, ale konkretna. Spojrzał na nią, jak wyjęła dwie szklanki, a później nalała do nich herbaty. Zachowywała się normalnie, nie jak bezwzględna Łowczyni, pragnąca wszystkich pozabijać.
– Jak już tak bezczynnie siedzisz, to pójdź chociaż po Damiena – odezwała się nagle.
Ale język wciąż ma cięty, pomyślał i bez słowa poszedł do sypialni.
Rimet siedział na łóżku i głaskał kotkę zwiniętą w kłębek. Na widok przyjaciela wyszczerzył zęby w uśmiechu, po czym bezgłośnie zapytał, jak mu poszło. Daquin wystawił kciuk do góry i lekko wzruszył ramionami. Potem obaj udali się do kuchni. Catherine zajmowała już miejsce przy stole, a dla nich przygotowała szklanki z herbatą. Pośrodku stał talerz z maślanymi ciasteczkami w kształcie gwiazdek. Cisza, jaka nastała, była wymownym przypomnieniem tego, co wydarzyło się pomiędzy tą trójką.
– Zawsze tak siedzicie? – odezwała się w końcu Catherine. Louis postanowił udawać, że nie wyczuwa niezręcznej sytuacji, i zapytał ze zdziwieniem:
– To znaczy jak?
– Jakby wam rodzinę wymordowano.
Damien odchrząknął i sięgnął po ciasteczko.
– Takie macie miny. – Wzruszyła ramionami. – Myślałam, że dla was, ludzi, czas świąt to czas radości.
– Bo tak jest – podjął znów Louis – ale…
– Ale inaczej to wygląda, gdy pomiędzy siedzi bezduszna Łowczyni?
– Nie, jasne, że nie.
– Spokojnie, nie wysilaj się. – Kobieta podniosła się z miejsca i uśmiechnęła się pojednawczo. – Udam, że muszę coś zrobić na zewnątrz, a wy udajcie, że mi wierzycie.
– Nie musisz tego robić – odezwał się w końcu Damien, ale Catherine zignorowała go i ruszyła ku wyjściu. Chwilę później zamknęły się za nią drzwi.
Przyjaciele jeszcze przez moment trwali w milczeniu, porozumiewając się jedynie spojrzeniami. Rimet przeczesał dłonią włosy, a potem odetchnął, jakby chcąc zlikwidować powstałe w powietrzu napięcie. Żaden nie wiedział, co powiedzieć, aż ciszę przerwał Louis:
– Chyba jednak nie poszło mi tak dobrze.
– Z Catherine? Właściwie po tym wszystkim powiedziałbym, że jest całkiem okej.
– Skoro tak mówisz… – Nachylił się nad stołem ze skrzyżowanymi rękami. – A co z Wigilią? Wiesz, że babcia ci tego nie daruje.
– Może powiemy, że jestem chory?
– Tym bardziej będzie chciała cię wziąć pod opiekę.
– Racja.
Rimet zastanowił się, jaki byłby dobry powód, żeby wymigać się od spędzenia świąt w domu przyjaciela. Odkąd rodzice Damiena go opuścili, każdego roku spędzał ten bożonarodzeniowy czas z Louisem i jego babcią.
– Ale co ja mam zrobić? – Rozłożył bezradnie ręce. – Nie mogę zostawić Catherine samej, a wziąć ją ze sobą tym bardziej.
– To może powiem, że będziesz u swojej dziewczyny?
– Na bank będzie chciała ją poznać.
– To później z nią rzekomo zerwiesz. Coś wymyślimy.
– Nie wiem, Louis. Powiedz babci, co chcesz, byle nie obraziła się na mnie śmiertelnie.
Daquin skinął głową, choć nie myślał już o tym, jak usprawiedliwi Damiena. Do jego świadomości nagle dotarło coś, o czym wcześniej zupełnie nie pomyślał lub nad czym jako silnie zakorzeniony Stróż i dowódca nie chciał się zastanawiać.
– Co masz taką minę?
Louis nagle zorientował się, że przyjaciel wlepia w niego podejrzliwe spojrzenie. Nabrał powietrza, a potem zadał pytanie bardzo cicho:
– Ty i Catherine… Jesteście… razem?
Tego Damien się nie spodziewał. W pierwszej chwili wziął wdech, żeby odpowiedzieć, ale jednak coś go powstrzymało. Poczuł ucisk w klatce piersiowej, bo właściwie nie znał odpowiedzi na to pytanie.
– Sorry, stary, może nie powinienem…
– Nie, Louis, w porządku. Po prostu… – Zawiesił się, więc Daquin dokończył za niego:
– To ciężkie do określenia.
– Tak, właśnie.
Zagapił się na Louisa, potem spojrzał w stronę korytarza, jakby sprawdzając, czy w domu nadal byli sami, aż złapał szklankę z herbatą i odparł cicho:
– Zakochałem się w niej. I wiem, że Catherine też coś do mnie czuje, ale… Nie wiem, czy to może być to samo. Rozumiesz?
Daquin potwierdził skinieniem głowy. Doskonale rozumiał i to martwiło ich obu. Bo czy Łowczyni może prawdziwie kochać?
***
Było już późno i powinna była wracać.