Andrews William

Córki smoka


Скачать книгу

rel="nofollow" href="#i000007210000.jpg" alt="Córki smoka znaczek.jpg"/>

      Poszłam do latryny, żeby umyć się przed posiłkiem. Oddalony o piętnaście metrów od baraków budynek był niczym więcej jak otwartym wychodkiem. Znajdowała się tam drewniana platforma z trzema dziurami, nad którymi trzeba było kucać. Z boku, na drewnianych stelażach, wisiały trzy wyszczerbione i brudne umywalki. Przy jednej z nich stała ubrana na żółto Soo-hee, robiąc pranie. Podeszłam do niej.

      – Obawiam się, że Kaori pewnego dnia mnie zabije – odezwałam się, nie podnosząc głowy.

      – Spróbuję znów porozmawiać o nim z kempejem – odparła.

      – Nie trzeba – zaprotestowałam szybko, pamiętając, że kempei często bił moją siostrę, gdy o coś pytała. – Nie jest aż tak źle.

      Zaczęłam się myć szarą wodą.

      – Słyszałam, że wojna nie idzie po myśli Japończyków – powiedziała Soo-hee. – Na wschodzie wygrywają Amerykanie. Może niedługo Japonia przegra.

      – I co wtedy? – zapytałam.

      – Wrócimy do domu – odpowiedziała.

      – Po tym, co tutaj robiłyśmy, nie chcę już wracać – oświadczyłam. – Co powiedzą rodzice? Przyniosłyśmy im wstyd.

      Soo-hee położyła mi dłoń na ramieniu.

      – Nie martw się tym. Po prostu musisz jeszcze trochę wytrzymać.

      Wytrzymać? Po co? Żeby kolejnego dnia zostać zgwałcona? Gdy w dzieciństwie pracowałam w gospodarstwie, uważałam się za silną. Mogłam z rodziną harować w polu cały dzień, a gdy brakowało ryżu, potrafiłam wytrzymać całe dnie bez pełnego posiłku. Ale przez ostatnie dwa lata przetrwanie kosztowało mnie każdego dnia nieporównywalnie więcej. Dla Japończyków byłam niczym innym jak toaletą i właśnie tak zaczęłam o sobie myśleć. Robiłam, co mogłam, żeby pozostać silna, ale nie byłam pewna, jak długo jeszcze wytrzymam.

      Soo-hee pochyliła się znów nad umywalką, lecz zerkała na mnie kątem oka.

      – Ta brudna woda przypomina mi dzień, w którym ojcu i panu Lee uciekała świnia. Chcieli ją zarżnąć na obchody Nowego Roku. Pamiętasz?

      – Wydaje mi się, że tak – odrzekłam.

      – Cały dzień padało i świnia wyślizgnęła im się z rąk. Pan Lee mówił, że powinni zwabić ją sałatą. Ale ojciec był niecierpliwy i zaczął ją gonić.

      Soo-hee zachichotała, a ja nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu.

      – Ojciec pędził za świnią po całej zagrodzie – ciągnęła. – Zanim ją dogonił, dwa razy się poślizgnął i przewrócił. A pan Lee nie chciał mu pomóc. – Wybuchła śmiechem. – Gdy wrócił do domu, cały był pokryty błotem. Ummah się zdenerwowała, bo strasznie nabrudził. Kazała mu się rozebrać i umyć na zewnątrz, przy studni. Tak go to wszystko wyprowadziło z równowagi, że wieczorem zjadł aż trzy porcje pieczeni!

      Już obie się śmiałyśmy, zakrywając usta dłońmi. Nie trwało to jednak długo. Wycierając ręce, spojrzałam na twarz onni.

      – Jak twój policzek? – spytałam.

      – Goi się – odparła, odwracając się ode mnie.

      Brzydki fioletowo-żółty siniak na twarzy Soo-hee sprawiał, że robiło mi się słabo. Trzy dni wcześniej porucznik Tanaka uderzył ją, gdy zapytała, czy jedna z nowych dziewcząt może iść do lekarza, bo skarży się na ból brzucha. Ale to nie był pierwszy raz, gdy bił Soo-hee.

      – Przepraszam – powiedziałam.

      – Za co?

      – To ty powinnaś mieć grzebień. Miałabyś wtedy więcej szczęścia i kempei traktowałby cię lepiej.

      – Nie, dobrze, że ty go masz. Przyniósł ci szczęście. Jesteś ulubienicą pułkownika.

      – Nie nazwałabym tego szczęściem – stwierdziłam.

      Soo-hee zapatrzyła się w umywalkę.

      – Mała siostro – powiedziała. – Muszę ci coś powiedzieć.

      – Tak? – zainteresowałam się. – Wszystko w porządku?

      Soo-hee wzięła głęboki oddech.

      – W tym miesiącu nie miałam krwawienia. Bolą mnie piersi. Rano mam mdłości. Chyba jestem w ciąży.

      Zamarłam.

      – Onni, na pewno?

      – Tak. Muszę powiedzieć porucznikowi. Tylko on nie używa ze mną prezerwatywy. Nie wiadomo, jak zareaguje.

      Miałam wrażenie, że ziemia się rozstępuje i mnie pochłania.

      – Soo-hee, zrobią ci aborcję drutem i umrzesz jak Maori i Yo-ee.

      – Jae-hee, po tym nie zawsze się umiera. Bo-yun i Mee-su po swoich zabiegach miały się dobrze. Jin-sook po miesiącu wróciła do pracy.

      Chwyciłam ją za rękę.

      – Musisz wziąć grzebień! Przyniesie ci szczęście, tak jak mnie.

      Soo-hee pokręciła głową.

      – Nie. Zatrzymaj go.

      – Ale Soo-hee, jeśli ty umrzesz, to ja też. Powieszę się na obi jak Sun-hi.

      – Nawet tak nie mów! – ofuknęła mnie siostra. – Nie zrobisz niczego takiego.

      Spuściłam wzrok i wzięłam kilka głębokich wdechów.

      – Kiedy zamierzasz powiedzieć porucznikowi?

      – Będę u niego dzisiaj w nocy. Powiem mu od razu, jak przyjdę. Im dłużej czekam, tym bardziej ryzykuję. Powinnam mieć zabieg już jutro.

      – Jestem dziś u pułkownika – powiedziałam. – Poproszę go, żeby wysłał cię do szpitala w Pushun.

      – Nie zgodzi się. Doktor Watanabe się tym zajmie.

      – Soo-hee, nie możesz umrzeć. Nie możesz!

      Zbierało mi się na płacz. Siostra dotknęła mojego ramienia.

      – Nic mi nie będzie, mała siostro. Nie zostawię cię tu samej. A teraz umyj się dokładnie dla pułkownika.

      Próbowałam się oczyścić brązową wodą. Kiedy skończyłam, miałam wrażenie, że nadal jestem brudna, ale Soo-hee i tak kiwnęła z uznaniem głową.

      Siedząc przed wizytą u pułkownika na schodach do mojego pokoju, starałam się nie myśleć o tym, jak będzie wyglądało moje życie w stacji komfortu, jeśli Soo-hee umrze. Nie dałabym sobie bez niej rady. Nie udźwignęłabym życia tutaj sama. Jedyne, o czym marzyłam, to aby lekarz wysłał ją na aborcję do szpitala w Pushun. Ale wiedziałam, że tego nie zrobi. Nie wysyłał tam nawet chorych gejszy.

      Nagle z krańca baraków dobiegł mnie wściekły ryk. Rozpoznałam głos porucznika. Zeszłam na podwórze i zaczęłam nerwowo wpatrywać się w drzwi pokoju siostry. W końcu zobaczyłam wychodzącego tyłem Tanakę, który ciągnął za włosy Soo-hee. Rzucił ją na ziemię i kopnął w klatkę piersiową. Siostra uniosła się na dłonie i kolana, po czym skłoniła nisko głowę przed porucznikiem.

      – Przepraszam, kempei – powiedziała.

      Podniosłam dłoń do ust, aby wstrzymać płacz. Patrzyłam przerażona, jak Tanaka kopnął Soo-hee jeszcze raz i wrzasnął:

      – Ty dziwko! Trzeba coś z tym zrobić. – Chwycił onni za włosy i ruszył w stronę lecznicy.

      Soo-hee