Michelle Harrison

Odrobina czarów


Скачать книгу

– podpowiedziała Betty, wpatrzona jak zaklęta w bruzdę między brwiami mężczyzny, z każdą chwilą coraz głębszą.

      Drugi ze strażników znów spojrzał na pierwszego.

      – Nie znamy nikogo o nazwiskach Wywęsz ani Zniuchaj.

      Rozdział szósty

      Rzut oka przez wiedźmi kamień

bird

      – Byli tu jeszcze kilka minut temu – tłumaczyła głośno Fliss. – Zadawali pytania, grzebali w rzeczach…

      Pierwszy ze strażników przerwał jej urzędowym tonem:

      – Tę stronę Wronoskału przeszukuje tylko nas dwóch. Rozdzieliliśmy się z drugą parą strażników co najmniej godzinę temu. Ktokolwiek was naszedł, nie byli to strażnicy.

      Nie strażnicy? Czyli kto? Wątpliwości sączyły się w umysł Betty niczym bagienne opary. Czuła się zagubiona i przerażona.

      – A-ale przecież mieli mundury! – Warga Fliss zaczęła niebezpiecznie drżeć. – I zabrali naszą najmłodszą siostrę! Nie tylko ją, aresztowali też babkę. To na pewno nieporozumienie, jakiś okropny błąd! – Spojrzała rozpaczliwie na Betty. – Sama im powiedz!

      – Tak, to… nieporozumienie – wychrypiała Betty. Od razu zrozumiała, co oznacza błaganie w oczach Fliss: żeby wydała Błądkę. Tyle że to nie było wcale takie proste. Po pierwsze, zrobienie tego nie zwróci im Charlie. Po drugie, rzuci nowe podejrzenia na rodzinę Wspacznych. – Wzięli naszą siostrę za uciekinierkę, a gdy próbowałyśmy ich powstrzymać, aresztowali babkę i powiedzieli, że zabierają ją na Dziób Szachraja i… – Urwała, bo początkowy szok ustępował przed lodowatym strachem, który rozlewał się po całym jej ciele.

      Kim w takim razie było tych dwóch, którzy zabrali Bunię i Charlie? I czego chcieli od Błądki? Cóż, bez względu na to, jak brzmiały odpowiedzi na te pytania, uprzedzili strażników. W Betty narastała panika, bo w jednej chwili wszystko się zmieniło. Gdzie miały szukać Charlie, skoro nawet nie wiedziały, kto ją zabrał? A przede wszystkim: w jakim celu?

      – Dziwne. Czemu mieliby je pomylić? – zastanawiał się na głos strażnik. – Cóż, chyba sami powinniśmy się tu rozejrzeć – stwierdził w końcu.

      – Chwileczkę! – Fliss zastąpiła mu drogę. – Skoro tamci nie byli prawdziwymi strażnikami, jaką mamy pewność, że w y nimi jesteście?

      Mężczyzna wykrzywił wąskie usta, które Betty dobrze pamiętała z ich poprzedniego spotkania. Był to niski i chudy jak szczapa mężczyzna z rzadkim, obwisłym wąsem, przypominający trochę zagłodzonego szczura – również z charakteru. Błysnął siostrom przed oczami złotą odznaką z wronią stopą, która zalśniła nawet w słabym świetle. Betty przypomniała sobie jego nazwisko, jeszcze zanim zdążył się przedstawić.

      – Tobias Pike. A to Eli Minchin.

      Minchin także pokazał odznakę.

      – To jeszcze niczego nie dowodzi – oznajmiła Fliss. – Tamci też mieli odznaki.

      – Spokojnie, Fliss. Ten pan naprawdę jest strażnikiem – wtrąciła się Betty. – Widziałam go już wcześniej. W więzieniu. – Nie było to do końca prawdą, ale brzmiało dość prawdopodobnie, a Betty nie zamierzała tłumaczyć teraz siostrze, gdzie spotkała Pike’a. Wydarzyło się to na mokradłach poprzedniego roku, gdy trzy siostry wyruszyły w podróż, żeby pokonać rodzinną klątwę.

      Przesunęły się, wpuszczając Pike’a i Minchina do gospody. Fliss zaryglowała drzwi.

      – Tak się zastanawiam… Pokazałyście im może akt urodzenia swojej siostry? – zapytał Minchin, gdy podeszli do kontuaru. Mówił uprzejmiej niż Pike, miał też łagodniejszą twarz. Wyciągnął z kieszeni notes, otworzył go i zapisał coś ołówkiem.

      – Tak. – Fliss pobiegła na górę, by wrócić po chwili z naręczem dokumentów z puszki po ciastkach Buni Wspacznej. – Proszę, to akt urodzenia Charlie. Ale oni stwierdzili, że to niczego nie dowodzi, więc i tak ją zabrali.

      – Z powrotem na Udrękę? – upewnił się Pike.

      Betty pokiwała słabo głową.

      – Tak przynajmniej twierdzili, skoro jednak nie byli prawdziwymi strażnikami…

      To niby po co mieliby zabierać Charlie na Udrękę? Strach w oczach Fliss zdawał się odzwierciedlać ten, który Betty czuła w sercu. No i co zrobią ich siostrze, gdy już zdadzą sobie sprawę ze swojego błędu?

      Pike odwrócił się pośpiesznie do Minchina.

      – Musimy się dostać do portu, i to prędko. W takiej mgle nie zaszli daleko. Zapalimy latarnie i roześlemy na mokradła zespoły poszukiwawcze.

      – A co z drugą parą strażników? – dopytywała Fliss. – Możecie poprosić ich o pomoc?

      – Najpierw musielibyśmy ich znaleźć – zauważył Minchin. – Ale jeśli ci oszuści rzeczywiście byli ubrani w mundury… – Urwał i przełknął ciężko ślinę. – Cóż, wnioski nasuwają się same. W każdym razie nie wygląda to dobrze.

      – Nie rozumiem tylko, po co aresztowali też babkę. – Owalna twarz Fliss była biała jak papier. Nawet jej usta, przeważnie intensywnie różowe, okropnie pobladły. – Jeśli zależało im wyłącznie na dziewczynce, zabieranie babki to tylko niepotrzebny kłopot.

      – Wcale nie planowali tego robić – zgadywała Betty. – Chcieli nas wyłącznie nastraszyć. Stworzyć pozory i wytrącić nas z równowagi.

      Przesadna reakcja Wywęsza nagle nabrała sensu. Babka wcale nie zasłużyła na aresztowanie, ale pokaz siły fałszywych strażników zmusił Betty i Fliss do uległości.

      Pike długo przyglądał się Betty.

      – Czy powinniśmy wiedzieć coś jeszcze? – zapytał wreszcie. – Cokolwiek, co mogłoby nam pomóc odnaleźć waszą siostrę?

      Betty pokręciła głową, myśląc o Błądce, która ukrywała się w pokoju na górze i pewnie podsłuchiwała ich rozmowę.

      – Nie – rzuciła beznamiętnie. Jedno krótkie słowo, a jakie wielkie kłamstwo.

      – W takim razie powinniśmy natychmiast zarządzić poszukiwania – zdecydował Pike.

      – Przydałby się opis dziewczynki. A najlepiej fotografia – przypomniał Minchin.

      Betty podała mu niewielkie zdjęcie z półki nad kasą. Charlie, jak to Charlie, szczerzyła się na nim od ucha do ucha.

      – Proszę. To zdjęcie z początku zeszłego roku, teraz brakuje jej górnych jedynek.

      – Błagam was – odezwała się Fliss drżącym głosem. – Znajdźcie ją i przyprowadźcie bezpiecznie do domu, dobrze?

      Minchin pokiwał ponuro głową i schował fotografię do kieszeni.

      – Jesteś już pełnoletnia? – zwrócił się do Fliss Pike.

      – W przyszłym miesiącu ko-kończę siedemnaście lat – odparła drżącym głosem dziewczyna.

      – Dobrze. W takim razie możesz się zajmować tą małą.

      Gdyby nie złowrogie okoliczności, Betty oburzyłby ten komentarz. Miała przecież trzynaście lat i nie potrzebowała niańki. Ale to nie był dobry moment na sarkastyczne uwagi i przewracanie oczami; teraz należało trzymać buzię na kłódkę i mieć oczy szeroko otwarte.

      Strażnicy chwilę później wyszli i siostry po raz drugi tej nocy musiały zamykać za nieoczekiwanymi