Ken Follett

Krawędź wieczności


Скачать книгу

      Dimka niezwłocznie przystąpił do ataku.

      – Dlaczego Ministerstwo Obrony tak się ociąga z wysłaniem broni naszym towarzyszom na Kubie? To jedyne państwo rewolucyjne na kontynencie amerykańskim. Dowód, że marksizm przemawia do narodów całego świata, a nie tylko tych na wschodzie.

      Entuzjazm Dimki wobec kubańskiej rewolucji brał się nie tylko z pobudek ideologicznych. Brodaci bohaterowie prezentowali się wspaniale w mundurach polowych; jakże byli różni od posępnych radzieckich przywódców w szarych garniturach. Komunizm powinien być radosną krucjatą, która uczyni świat lepszym. Czasami Związek Radziecki przypominał średniowieczny klasztor, w którym wszyscy złożyli śluby ubóstwa i posłuszeństwa.

      Jewgienij Filipow, asystent ministra obrony, najeżył się.

      – Castro nie jest prawdziwym marksistą, lekceważy słuszną linię wytyczoną przez Socjalistyczną Partię Ludową Kuby. – Była to partia promoskiewska. – Jego działania są rewizjonistyczne.

      Zdaniem Dimki rewizjonizm bardzo dobrze by zrobił komunizmowi, ale rzecz jasna nie powiedział tego na głos.

      – Rewolucja kubańska to potężny cios w kapitalistyczny imperializm. Powinniśmy wspierać Fidela Castro choćby dlatego, że bracia Kennedy tak bardzo go nienawidzą!

      – Doprawdy? Ja tego nie wiem. Od inwazji w Zatoce Świń minął rok. Co od tego czasu zrobili Amerykanie?

      – Castro wysyłał sygnały, że chce pokoju, a oni je odrzucili.

      – Owszem, konserwatyści w Kongresie nie pozwolili Kennedy’emu zawrzeć pokoju z Castro, choć do tego dążył. Ale to nie znaczy, że pójdzie na wojnę.

      Dimka rozejrzał się po twarzach asystentów ubranych w koszule z krótkimi rękawami i sandały. Obserwowali w milczeniu starcie dwóch gladiatorów, by zorientować się, kto wyjdzie z niego zwycięsko.

      – Musimy uczynić wszystko, by rewolucja kubańska nie została obalona. Towarzysz Chruszczow uważa, że Amerykanie przeprowadzą drugą inwazję, tym razem lepiej zorganizowaną i szczodrzej finansowaną.

      – Gdzie są na to dowody?

      Dimka poczuł się pokonany. Podjął ofensywę i starał się, ale jego pozycja była zbyt słaba.

      – Nie mamy dowodów świadczących za jednym albo za drugim – przyznał. – Musimy działać na podstawie rachunku prawdopodobieństwa.

      – Możemy także poczekać z uzbrojeniem Castro, aż sytuacja się wyjaśni.

      Kilku uczestników narady pokiwało głowami. Filipow zdobył dużo punktów w potyczce z Dimką.

      Wtedy głos zabrała Natalia.

      – Ściśle rzecz biorąc, istnieją pewne dowody – oznajmiła, podając Dimce kartki przeczytane na plaży.

      Ten zerknął na dokument. Był to raport dyrektora placówki KGB w Stanach Zjednoczonych, zatytułowany Operacja Mangusta.

      Czytał błyskawicznie kolejne strony, Natalia tymczasem mówiła dalej:

      – Wbrew temu, co twierdzi towarzysz Filipow z Ministerstwa Obrony, KGB ma pewność, że Amerykanie nie zrezygnowali z Kuby.

      – Dlaczego nie rozdano wszystkim tego dokumentu? – spytał wściekły Filipow.

      – Ponieważ dopiero dotarł z Waszyngtonu – odparła beznamiętnie Natalia. – Dostaniecie egzemplarze po południu, jestem pewna.

      Zawsze jakoś tak się składa, że kluczowe informacje wpadają w jej ręce wcześniej niż innym, uświadomił sobie Dimka. To była wielka umiejętność asystenta. Na pewno szef Natalii, minister spraw zagranicznych Gromyko, wysoko ceni jej zdanie. Bez wątpienia właśnie to było powodem, dla którego młodej kobiecie powierzono tak ważne stanowisko.

      Dimka czytał tekst ze zdumieniem. Wynikało z niego, że w sporze z Filipowem rację miał on, Dimka, lecz kubańskiej rewolucji wróżył fatalnie.

      – Sytuacja jest gorsza, niż obawiał się towarzysz Chruszczow! – oznajmił. – Grupy sabotażowe CIA przedostają się na Kubę, by niszczyć cukrownie i elektrownie. To wojna podjazdowa! Co więcej, Amerykanie knują spisek na życie Fidela Castro!

      – Czy te informacje są wiarygodne? – powątpiewał adwersarz, rozpaczliwie usiłując ratować sytuację.

      Dimka spojrzał na niego.

      – Jaka jest twoja opinia o KGB, towarzyszu?

      Uciszył tym Filipowa.

      Następnie wstał.

      – Wybaczcie, że przedwcześnie zamykam posiedzenie, ale moim zdaniem pierwszy sekretarz musi natychmiast zobaczyć ten dokument – oświadczył, po czym wyszedł z budynku.

      Do białej willi Chruszczowa prowadziła ścieżka wśród sosnowego zagajnika. W środku wisiały białe zasłony, a meble zrobione były z drewna pobejcowanego tak, że przypominało deski wyrzucone falami na morski brzeg. Dimka zastanawiał się, kto wybrał tak nowoczesny styl, bo na pewno nie prosty wieśniak Chruszczow, który – jeśli w ogóle dostrzegał sprzęty – wolałby zamszowe obicia i dywany w kwieciste wzory.

      Dimka zastał przywódcę na górnym tarasie z widokiem na zatokę. Chruszczow dzierżył w dłoniach mocną lornetkę wyprodukowaną przez KOMZ.

      Asystent nie czuł zdenerwowania; wiedział, że zaskarbił sobie sympatię Chruszczowa. Przywódca cenił to, że Dimka stawia się innym asystentom.

      – Pomyślałem, że zechcecie od razu przeczytać ten raport – odezwał się Dimka. – Operacja Mangusta…

      – Przed chwilą czytałem – wpadł mu w słowo Chruszczow i podał lornetkę. – Spójrz tam – polecił, wskazując dłonią w kierunku wybrzeży Turcji.

      Dimka uniósł instrument.

      – Amerykańskie pociski atomowe – dodał pierwszy sekretarz partii. – Wycelowane prosto w moją daczę!

      Jego asystent nie dostrzegł pocisków ani Turcji odległej o dwieście pięćdziesiąt kilometrów. Rozumiał jednak, że charakterystyczny teatralny gest Chruszczowa był uzasadniony. Amerykanie rozmieścili na terytorium Turcji pociski Jupiter, które choć przestarzałe, wcale nie były nieszkodliwe. Dimka uzyskał tę informację od wujka Wołodii, który służył w wywiadzie Armii Czerwonej.

      Teraz nie bardzo wiedział, jak ma się zachować. Udać, że widzi pociski przez lornetkę? Przecież Chruszczow wie, że to niemożliwe.

      Pryncypał rozwiązał za niego problem, niemal wyrywając mu szkła.

      – I wiesz, co zrobię?

      – Proszę powiedzieć.

      – Dam Kennedy’emu posmakować, jak to jest. Postawię pociski atomowe na Kubie, wycelowane w jego daczę!

      Dimce odjęło mowę. Tego się nie spodziewał i wątpił, by to był dobry pomysł. Podzielał zdanie szefa, że trzeba zwiększyć pomoc wojskową dla Kuby, i walczył o to z Ministerstwem Obrony, lecz Chruszczow chciał posunąć się za daleko.

      – Pociski atomowe? – powtórzył, by dać sobie czas do namysłu.

      – Właśnie tak! – Chruszczow wskazał palcem raport KGB o operacji Mangusta, który Dimka wciąż trzymał w dłoniach. – A to przekona Prezydium KPZR, by dać mi poparcie. Zatrute cygara. Ha!

      – Nasza oficjalna linia była taka, że nie rozmieścimy broni nuklearnej na Kubie – zauważył Dimka w sposób, w jaki podaje się przyczynkową informację niestanowiącą argumentu w sporze. – Kilka razy zapewnialiśmy o tym Amerykanów, i to publicznie.

      Chruszczow wyszczerzył zęby w szelmowskim