ożenił się z modelką – wyznał, gdy ruszyli w stronę domu Barta. – Zależało jej tylko na tym, co posiadał. Miał maleńkie ranczo – kłamał jak z nut – a ona była przekonana, że jest bogaty. Z jej powodu mój najstarszy brat przestał utrzymywać kontakty z rodziną i przez wiele lat z nim nie rozmawiałem. A tata się rozwiódł. – Po chwili dodał wesoło: – Niczego sobie nie odmawiał, w naszym domu zawsze roiło się od różnych ślicznotek.
To by tłumaczyło, dlaczego tak nonszalancko traktuje kobiety, pomyślała i przypomniała sobie wesołą rozwódkę, z którą Cort wyszedł z imprezy. I nagle poczuła się mniej swobodnie w towarzystwie tego… psa na baby.
– A teraz ojciec znów jest po ślubie – ciągnął. – Jakaś dziennikarka potknęła się o niego i tata zakochał się do szaleństwa. Przeniósł się do Vermontu, żeby żona była bliżej rodziny. Jej brat niedawno umarł na raka, więc wspiera pogrążonych w żałobie krewnych.
– To smutne. W mojej rodzinie nikt nie chorował na raka. Jednego dziadka na rodeo stratował byk, a drugi, który handlował żywym inwentarzem, umarł ze starości. Nigdy nie wiadomo, co komu pisane.
– Święte słowa.
Kiedy dotarli do bramy, za którą stał dom Barta, ujrzeli, jak uradowany gospodarz idzie w ich kierunku.
– Znam ten uśmiech – stwierdził Cort. – Przyznaj się, sprzedałeś byka.
– Nawet dwa – potwierdził zadowolony Bart. – Szybka transakcja i wreszcie stać mnie na to, by rzucić żarełko w paszczę urzędu podatkowego!
– Mnie też! – podchwyciła Mina. – Ale pod warunkiem, że pod koniec miesiąca wspólnie zorganizujemy aukcję. – Bart otworzył bramę, by wpuścić konie, a ona dodała: – Brak mi kasy, żebym mogła sama to zrobić, no i mam za mało śmiałości, by skutecznie zachęcać do kupna moich cielaków.
– À propos – wszedł jej w słowo Cort – niewiele brakowało, a wściekła krowa wzięłaby ją na rogi, kiedy pochyliła się nad leżącym cielakiem.
– Chryste! – zawołał Bart, omiatając ją wzrokiem. – Nic ci się nie stało?
– Nie. Twój kuzyn wie, jak zajechać drogę szarżującej krowie – powiedziała, a po chwili przyznała niechętnie: – Uratował mi życie. Pomyślałam, że cielakowi coś dolega, i zsiadłam z konia, żeby go obejrzeć.
– Dzięki, ale nie powinnaś ryzykować – stwierdził Bart. – Przecież wiesz, że moje bydło nie ma przycinanych rogów.
– Tak, wiem, ale nie myślałam, co robię. Zanim wyjechałam z rancza, załadowaliśmy Old Charliego na przyczepę i Bill zawiózł go do siebie. Ten byk siał straszne spustoszenie, ale i tak już za nim tęsknię.
– Zawsze możesz zajrzeć do Billa i złożyć Old Charliemu przyjacielską wizytę – z uśmiechem zauważył Bart.
– Old Charlie? – zainteresował się Cort, kiedy zsiedli z koni.
– To mój najstarszy byk. Jakiś czas temu tak bardzo poranił młodego byczka, że trzeba go było uśpić. A teraz zaatakował kolejnego. Na szczęście obrażenia nie są aż tak poważne i byczek się wyliże. Nie mogłam zatrzymać Old Charliego, a nie chciałam sprzedawać, bo mogłabym narazić innego ranczera na takie same przygody. Natomiast Bill nie miał żadnego byka, za to ma krowy, więc mu go oddałam.
Cort przyglądał się jej z zainteresowaniem. Przy bliższym poznaniu mocno zyskiwała w jego oczach. Ciekawe, doprawdy ciekawe. Panna Mina Michaels zna się na bydle, dobrze trzyma się w siodle… A był przekonany, że cały świat tej zadziornej kobietki ogranicza się do machania drutami i buszowania po lumpeksach. Uśmiechnął się i pokiwał z uznaniem głową.
Bart nagle stał się bardzo czujny. Z Corta był podrywacz, a Mina była odludkiem, bo życie ją nauczyło, by nie ufać mężczyznom. To wybuchowa mieszanka, jednak Bart nie miał pojęcia, jak nie dopuścić do eksplozji.
Owszem, dotąd fruwały między nimi negatywne emocje, jednak Cort właśnie spojrzał na nią innym okiem, a ona wciąż była pod wrażeniem jego brawurowej akcji z szarżującą krową w roli głównej. To dobrze, że zaczynali darzyć siebie szacunkiem, ale było w tym coś jeszcze, co zaniepokoiło Barta. To, jak na siebie patrzyli. Ona wciąż z niechęcią, ale już nie tak wrogo, natomiast on… Postanowił, że gdy tylko nadarzy się okazja, pociągnie kuzyna za język.
– Zjesz z nami lunch? – spytał Minę.
Zgodnie z pierwotnym zamysłem mogła odwrócić sytuację i zaprosić Barta na pyszną sałatkę z tuńczykiem, ale z grzeczności musiałaby też zaprosić jego kuzyna, a nie mogła sobie wyobrazić, by zdołała coś przełknąć w jego towarzystwie.
– Dzięki, ale mam jeszcze sporo do zrobienia w domu. Wpadłam, bo mam do ciebie parę pytań związanych z aukcją.
– Potem podeślę ci szczegóły, okej?
– Okej. Wystawię na aukcję cztery roczniaki z linii Michaels Red Diamond – powiedziała. – I sześć z linii Michaels Charles Rex.
– To cielaki po Old Charliem? – domyślił się Bart.
– Cztery z nich. A skoro Bill ma już czystej krwi byka rasy black angus, może w przyszłym roku pohandluje cielakami razem z nami?
– Jak go znam, to nada im imiona, założy obroże i nakupuje zabawek – podkpiwał Bart. – I broń Panie Boże, żadnego nie odda w obce ręce!
– Też prawda. – Mina wybuchła śmiechem
– Mówicie o Billu McAllisterze, który u ciebie pracuje? – zainteresował się Cort, zwracając się do kuzyna.
– Owszem, ma po pół etatu u Miny i u mnie, bo ani jej, ani mnie nie stać na takiego fachowca w pełnym wymiarze godzin.
– Rogan twierdzi, że powinnam kogoś takiego zatrudnić na pełnym etacie – niechętnie oznajmiła Mina. – To duży koszt, ale chyba nie mam innego wyjścia. Możesz mi kogoś polecić? Nie wpuszczę na ranczo jakiegoś przypadkowego faceta – dodała z naciskiem.
– Rozumiem – odparł Bart. – Poszukam kogoś godnego zaufania, a jak nikogo nie znajdę, to podpytam Jake’a McGuire’a albo Johna Callistera.
– Będę ci wdzięczna. Dobrze sobie radzę na ranczu i wiem wszystko, co powinnam wiedzieć, ale nie mam czasu, by zajmować się nim na okrągło. – Po chwili dodała ponurym tonem: – Nie chcę, żeby ktoś przez cały dzień się tam kręcił.
– Znajdę fachowca, który nie będzie ci przeszkadzał, moja w tym głowa. Może już zapomniałaś, ale omal nie oberwałem buciorem w tę właśnie głowę, gdy wpadłem do ciebie z niezapowiedzianą przyjacielską wizytą – oznajmił z błyskiem w oku, zatajając fakt, że Mina była wtedy w literackim szale twórczym.
– Nie wiedziałam, że to ty! – broniła się. – Byłam pewna, że to Kit, a on umie robić uniki. Jest jak żywioł i nie przyjmuje do wiadomości, że ma być cicho. Będzie zamęczał cię pytaniami, dopóki nie odpowiesz.
Cort nie miał bladego pojęcia, o czym mówią. Co aż tak ważnego przerwał jej Bart, że rozgniewana panna cisnęła w niego butem?
– No dobrze, wracam do domu – powiedziała rozpogodzona. – Ale tym razem pojadę zwykłą drogą, bo nerwowa krówka wciąż może się kręcić po pastwisku.
– W porządku, otworzę ci bramę – odparł Bart.
Cort przyglądał się w milczeniu Minie, gdy dosiadała konia, i nie mógł się powstrzymać przed dobrą radą starego kowboja:
– Tylko jedź ostrożnie. Niektóre konie płoszą się, gdy mijają je samochody na szosie.