m, zawsze była miłość.
Powinnaś być całowana i to często – i to przez kogoś, kto się na tym zna.
Dla mojej żony Lisy
Redakcja: Marta Kochanek
Korekta: Grażyna Nawrocka
Projekt okładki: Daniel Rusiłowicz
Ilustracja na okładce: © LuckyN / Shutterstock
Copyright © 2004 by Ian Kerner Ph.D
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2020
Copyright © for the Polish translation by Radosław Madejski
Wstęp: Wyznania nieopierzonego kogucika
Przesłanie tej książki jest proste. Jeżeli na akt zaspokojenia kobiety spojrzeć przez pryzmat miłości, okaże się, że każdy mężczyzna powinien używać swego języka równie biegle jak wtedy, gdy posługuje się ojczystą mową. Autorka cieszących się wielkim powodzeniem publikacji z dziedziny seksuologii Lou Paget napisała: „Przyzna to większość kobiet, jeśli oczywiście będą szczere, że najbardziej rozpala je coś, co zarazem zdarza się niezwykle rzadko, mianowicie gdy mężczyzna potrafi odpowiednio władać językiem”.
Tak jednak jak w każdej mowie, by wyrazić się płynnie i potraktować temat z należnym mu szacunkiem, potrzebne jest gruntowne wtajemniczenie w reguły gramatyki i stylu. Jedną z mych ulubionych książek poświęconych tej dziedzinie jest niezastąpione klasyczne dzieło The Elements of Style. Nie wyobrażam sobie, jak mógłbym przebrnąć przez pierwszy rok studiów czy zrobić specjalizację, gdybym kiedykolwiek rozstał się z tą książeczką w miękkiej okładce o pozaginanych rogach. Wyłożone w niej przez kompetentnych autorów Strunka i White’a zasady gramatyki nie były ani zrozumiałe, ani wyraziste. Były po prostu piękne. Książka ta zachęcała czytelników do „odważnych wypowiedzi i stawiania konkretnych wniosków”. Wciąż pozostając pod wpływem nieprzemijającego ducha tego dzieła, starałem się ująć bogactwo doświadczeń oraz fachowości w prostej i zwięzłej formie poradnika. Opierając się na tych samych klasycznych podstawach, nawiązując do tej samej filozofii, napisałem ni mniej, ni więcej jak tylko konkretny przewodnik po tajnikach seksu oralnego. Jeśli chcesz się nauczyć, jak doprowadzić kobietę do rozpalającego zmysły orgazmu, jest to książka dla ciebie.
Chociaż zrobiłem doktorat w dziedzinie seksuologii klinicznej, książka ta jest napisana przede wszystkim z perspektywy praktyka, kogoś, kto zna i uwielbia język stymulacji oralnej oraz docenia jego rolę w nawiązywaniu twórczego dialogu z kobietą. A także kogoś, kto rozbudował metodologię konsekwentnego doprowadzania kobiety do orgazmu. Opiera się ona na przekonaniu, że stymulacja oralna to nie tylko pewien przejaw inicjatywy, ale samo sedno filozofii seksualnego zadowolenia. Nazwijmy to „drogą języka”.
Nie zrozumcie mnie jednak źle. Nie jestem jakimś tam casanową czy donżuanem, który w swej próżności przelewa słowa na papier po to, by się chełpić. Od tego jestem daleki. Przez większość życia ogromnie cierpiałem z powodu seksualnej niemocy i nazbyt dobrze znam smak upokorzenia, lęku i rozpaczy, towarzyszących całkiem nieudanym próbom zadowolenia partnerki. Napisaniu tej książki przyświecała raczej szczera nadzieja, że innym mężczyznom dane będzie rozwinąć skuteczne „nawyki” – takie, które pozwolą im, a także ich partnerkom, cierpieć mniej niż ja, a może nawet wcale. Tennessee Williams w swej sztuce Kotka na rozpalonym blaszanym dachu pisał o łożu małżeńskim: „Kiedy małżeństwo zmierza na skały, te znajdą się dokładnie na jego drodze”. No dobrze, oto nadchodzi wybawienie od skał i bezpieczna żegluga po spokojnym morzu.
Kiedy pierwszy raz wkroczyłem w świat seksu oralnego, było to dalekie od triumfalnego wjazdu. Szukałem tam szansy na zrekompensowanie mej seksualnej nieudolności, a zarazem skłaniałem się ku przekonaniu, że to tylko skromna przystawka przed uciechą i świetnością „prawdziwego seksu”. Wielu uważa podobnie. Uznałem za pewnik, że „właściwym sposobem” doświadczania orgazmu przez pary jest stosunek. Ku swemu zaskoczeniu odkryłem jednak, że „droga języka” bynajmniej nie ustępuje tradycyjnemu zbliżeniu. Co więcej – przerasta je, i w wielu przypadkach, pomijając masturbację, stanowi jedyny sposób, by zapewnić kobiecie ciągłą i rytmiczną stymulację niezbędną do osiągnięcia orgazmu. Szybko uświadomiłem sobie, że prawdziwy seks to seks oralny. Potem zdarzyło mi się trafić na egzemplarz przygotowanego przez Shere Hite[1] przełomowego sprawozdania dotyczącego seksualności kobiet. Utwierdziło mnie ono w przekonaniu, że kobiety uważają pieszczoty oralne za „jedną ze swych ulubionych i najbardziej podniecających form aktywności seksualnej”. Ankietowane nieustannie wskazywały, jak bardzo je uwielbiają. Jeżeli mowa o zapewnianiu sobie rozkoszy, nie sposób nawet wspominać o dobrym czy złym sposobie na orgazm. Jedyną złą rzeczą w tych okolicznościach jest pogląd, że kobieta oczekuje lub zasługuje na mniej, niż może dokonać jej partner.
W artykule Just Be a Man: Six Simple Suggestions specjalizująca się w tematyce seksuologicznej Amy Sohn od razu zauważa: „Faceci schodzą na psy. I nie ma pomiłuj. Szkoda złudzeń”.
Ale co wobec tego powinni robić mężczyźni? Ogromna większość kobiet uskarża się na takich, którzy nie lubią tego robić, nie wiedzą jak albo po prostu nie robią tego prawie wcale. Flannery O’Connor[2] miała rację – trudno znaleźć prawdziwego mężczyznę, zwłaszcza takiego, który lubi zapuszczać się coraz niżej na nieśpieszne spacery. Z drugiej strony jednak raz odkryty językowy talent rzadko kiedy pozostaje niedoceniony. W eseju Lip Service: On Being Cunning Linguist autorka artykułów o tematyce seksuologicznej Anka Radakovich wychwala swego przyjaciela, który wykazuje się biegłością w seksie oralnym: „Stałam się uzależniona od jego języka i nawet proponowałam mu, że zrobię za niego pranie, jeśli tylko zechce wpaść i mnie zadowolić. Po dwóch miesiącach postawiłam sobie na biurku oprawione zdjęcie jego języka”.
Pora jednak wyjść poza jej kategorie myślenia. Kiedy dochodzi do pieszczot oralnych, każdy mężczyzna powinien wziąć sobie do serca słowa, jakie Rhett Butler kieruje do Scarlett O’Hary w Przeminęło z wiatrem: „Chcę, aby ci było słabo. Powinno ci być słabo. Czekałaś na to od lat. Żaden z tych głupców, których znałaś, nie całował cię w ten sposób, prawda?”[3].
Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jestem człowiekiem skromnym. Nawet do głowy by mi nie przyszło, by zwierzać się całemu światu z moich zmagań z niemocą seksualną, gdybym nie był w pełni przekonany, że taką konieczność dyktuje ta książka. Powstała ona w nawiązaniu do moich lektur, wykładów, i co najważniejsze, osobistych doświadczeń z pracy w charakterze seksuologa klinicznego. Spostrzegłem mianowicie, że kobiety nie tylko pragną seksu oralnego, nie tylko sprawia im on rozkosz. One tego wymagają. Każdy seksuolog terapeuta przyzna, że skarga numer jeden, nieustannie powtarzana przez kobiety, dotyczy ich niemożności doświadczenia orgazmu w trakcie tradycyjnej penetracji. Rozwiązaniem nie jest tutaj „więcej gry wstępnej”, za której brak często besztają nas czasopisma. Chodzi raczej o umiejętne rozbudowanie tych czynności, które kojarzymy z grą wstępną – mianowicie stymulacji oralnej – do rangi odrębnego, w pełni świadomego miłosnego aktu. Gra wstępna przeobraża się zatem w grę zasadniczą.
Nie występuję tutaj przeciw typowym technikom, lecz popieram niekonwencjonalne rozwiązania. Zbliżenie, które wykracza poza penetrację, niesie ze sobą wspólną przyjemność i lepiej odpowiada żeńskiej anatomii, pobudzając kobietę do osiągnięcia ekstazy. Model ten nie wyklucza tradycyjnych stosunków, lecz proponuje mężczyznom odłożenie zaspokojenia do chwili, w której kobieta osiągnie pierwszy, chociaż niekoniecznie ostatni, orgazm. Takie opóźnienie przynosi podwójny zysk. Partnerka może doznać satysfakcji, co również znacząco wzmaga doznania mężczyzny w momencie spełnienia. Jestem za odroczeniem wypłaty, ale nie za odroczeniem przyjemności.
Książka ta proponuje mężczyznom i kobietom podejście „na pewniaka”, gwarantujące udany seks, jako przeciwieństwo ryzykownego „wszystko albo nic” pod postacią tradycyjnego stosunku. Nadszedł czas, by zapełnić luki w świadomości seksualnej i wznieść się