Ian Kerner

Jej orgazm najpierw


Скачать книгу

poświęcają na grę wstępną nie mniej niż dwadzieścia minut, tylko siedem i siedem dziesiątych procent nie osiąga regularnie orgazmów. Ta zmiana proporcji jest niczym ruch tektoniczny. Od niebędących w stanie osiągnąć ekstazy dwóch trzecich kobiet do dziewięciu dziesiątych, które doznają satysfakcji. A wszystko to kwestia paru minut.

      Niewiele problemów świata da się rozwiązać, poświęcając im zaledwie dwadzieścia minut uwagi, tymczasem tu, w złożonym, socjopolitycznym krajobrazie sypialni, mamy szanse osiągnąć wspólne zadowolenie. Kiedy potraktujemy ten problem w kontekście pokoju i równości, dwadzieścia minut skupienia nie wydaje się zbyt wielkim wysiłkiem, zwłaszcza gdy może uratować nasze życie seksualne.

      Stań się więc prawdziwym gentlemanem i odłóż własną przyjemność na potem. Jak napisał sir Thomas Wyatt, ojciec angielskiego sonetu: „Moją poezją będzie cierpliwość”.

      Doprowadzanie kobiety do orgazmu zarówno cieszy, jak wyzwala. Kiedy ona dochodzi jako pierwsza, znikają napięcie i niepokój. Zyskujesz śmiałość i całkowitą pewność, że teraz masz prawo sięgnąć po swoją nagrodę – uniesienie, które będzie tym większe, im dłużej na nie czekałeś.

      Uwielbiam doprowadzać moją dziewczynę do orgazmu. Uwielbiam doświadczać tego wszystkiego, falowania rozkoszy, zapadania w ekstazę, spazmu nasycenia i chwilowego zatracenia. Dzięki temu jestem jeszcze bardziej świadom, czego dokonałem.

(David, 27 lat)

      Czy mężczyzna może żądać wspanialszej nagrody?

      Rozdział 2: Jej łechtaczka – mała maszyna, która potrafi

      ILUZJA: Łechtaczka to „drobniutki guziczek miłości”, „różowa perełka”, „maleńki groszek”, „pączuszek”, „klejnocik”, „cypelek”, „gałeczka” oraz „maciupeńki kutasik”.

      ALUZJA: Łechtaczka to coś więcej, niż widać. Znacznie więcej. Nie należy mylić okrytej kapturkiem wypukłości, określanej również jako żołądź lub główka, z całą łechtaczką. O czym jeszcze będzie mowa, główka to tylko szczyt góry lodowej, zwodniczy znak prowadzący do ukrytej studni rozkoszy[6].

      Podobnie jak antyczna kolumna, łechtaczka jest zbudowana z trzech elementów – głowicy, trzonu i bazy, znajdujących się w rejonie miednicy. Widoczne części tego organu opasują cały obszar krocza, od kości łonowej aż po odbyt, natomiast te ukryte mieszczą się wewnątrz pochwy. Przełomowe dzieło A new View of a Woman’s Body: A Fully Illustrated Guide, wydane przez Federację Feministycznych Centrów Zdrowia Kobiety, wyróżnia osiemnaście widocznych oraz niewidocznych elementów składających się na strukturę łechtaczki.

      Wyposażona w ponad osiem tysięcy końcówek nerwowych łechtaczka posiada ich więcej niż jakakolwiek inna część ludzkiego ciała. Ponadto współdziała ona z piętnastoma tysiącami końcówek ulokowanymi na całym obszarze miednicowym. Ten niezmierzony erogenny teren dosłownie pulsuje od potencjalnych przyjemności. Natalie Angier, autorka opracowań naukowych, porównuje nerwy łechtaczki do wilków albo ptaków, podążających śladem tego spośród nich, który zacznie nawoływać. Przestań więc widzieć w niej mały guziczek i zacznij postrzegać ją jako złożony układ, kopułę rozkoszy, rajski ogród kobiecej seksualności.

      Właśnie dlatego i nie tylko. Wskutek pobudzenia łechtaczka napełnia się krwią i, podobnie jak penis, staje się większa. W istocie rzeczy organ ten ukształtował się w fazie rozwoju embrionalnego z tej samej tkanki, z której powstaje penis, i może być z nim szczegółowo porównywany. W przeciwieństwie jednak do penisa, obarczonego odpowiedzialnością za reprodukcję oraz wydalanie, łechtaczka służy wyłącznie do sprawiania przyjemności i obdarza kobietę „tak nieskończenie wielką wrażliwością na doznania, o jakiej mężczyznom nawet się nie śniło”. Jeden z mitów greckich opowiada o tym, jak Zeus i Hera postanowili rozstrzygnąć, czy seks dostarcza większej przyjemności kobietom, czy mężczyznom. Zwrócili się w tym celu do Tyrezjasza, który był obojnakiem. Odpowiedział on: „Gdyby suma miłosnych rozkoszy wynosiła dziesięć, dziewięć punktów przypadałoby kobiecie, a tylko jeden mężczyźnie”.

      Podobnie jak podróż Krzysztofa Kolumba w stronę nieznanego, twoje spotkanie z łechtaczką doprowadzi cię do odkrycia nowego świata. Tych jednak, którzy słabo znają geografię, czeka długa droga. Ani Ziemia nie jest płaska, ani łechtaczka nie jest guziczkiem miłości. Zapoznaj się z mapami i wiedz, że każda podróż jest jedyna w swoim rodzaju.

      Rozdział 3: Wybiegaj myśleniem poza jej schematy

      Wypowiadając się na temat seksu w stylu szatni dla chłopców, mężczyźni wykazują tendencję do stosowania słownictwa nawiązującego do penetracji. Świadczą o tym choćby takie określenia jak „twardy” czy „głęboko”. Idąc dalej, pozwalamy sobie na stwierdzenia typu: „Przeleciałem ją na wylot”. Tak jakby rozkosz była czymś zakopanym głęboko w macicy, niczym bryłka złota, którą trzeba wykuć, odłupać i uwolnić za pomocą potężnego samczego narzędzia.

      Rzadkością jest mężczyzna, który mówi: „Pieściłem ją tak lekko i subtelnie jak piórkiem”, albo „Muskałem jej łono z delikatnością skrzydeł motyla”, czy też „Zaledwie jej dotknąłem, a przeżyła głęboką ekstazę”. Tymczasem takie słowa byłyby bardziej odpowiednie, ponieważ wnętrze pochwy jest w gruncie rzeczy mniej czułe niż pozostała część damskich genitaliów znajdująca się na zewnątrz. Prowadząc serię doświadczeń, doktor Kinsey poprosił pięciu ginekologów o zbadanie genitaliów około dziewięciuset pacjentek, by odkryć, które obszary są najwrażliwsze. „Tak naprawdę głęboka wewnętrzna ściana pochwy ma niewiele zakończeń nerwowych i jest zupełnie nieczuła na lekkie uderzenia i uciskanie”. Kiedy jednak delikatnie dotykali łechtaczki, odczuwało to 98 procent kobiet.

      Wyższość łechtaczki nad pochwą w procesie pobudzenia kobiety wystarczy, by wielu mężczyzn doprowadzić do załamania i sprawić, by zaczęli zadawać sobie pytania o sens życia albo przynajmniej o sens penisa. Choć to jednak niebywale trudne, ważne jest, by oddzielić kwestię prokreacji od kwestii przyjemności. Penis poprzez swoje dopasowanie do pochwy może odgrywać zasadniczą rolę w tym pierwszym, co nie znaczy, że idealnie nadaje się do tego drugiego.

      Takie podejście nie jest jednak popularne, głównie dlatego, że kwestionuje wszystko to, na czym opiera się nasze społeczne pojmowanie seksu. Podaje w wątpliwość znaczenie tradycyjnego stosunku jako podstawy modelu wzajemnej przyjemności. Począwszy od utraty dziewictwa czy konsumowania związku aż po wspólnie przeżywaną ekstazę, nasza kultura uświęca rolę genitalnej penetracji, uznając ją za jedyną możliwą formę heteroseksualnego współżycia. Zresztą, czym bez tego byłyby randki, na których dochodzi do zbliżenia.

      Idea głosząca, że penetracja może być poważnie przereklamowana, jest gorzką pigułką do przełknięcia, zwłaszcza dla tych mężczyzn, którzy poczucie własnej wartości utożsamiają z penisem. Jak się wkrótce okaże, „negacja łechtaczki” ma w naszej kulturze długą historię, która sięga czasów Freuda. Jest to sposób myślenia, który bardzo głęboko zagnieździł się w naszej zbiorowej świadomości. Nawet kobiety są skłonne raczej kwestionować i poskramiać naturalne instynkty, reakcje oraz odczucia związane z własnym ciałem albo też udawać je, niż rzucić wyzwanie utartym mądrościom albo urazić męskie ego. Czy zatem coś w tym dziwnego, że według Lou Paget pytanie numer jeden, jakie zadają czytelniczki magazynu Cosmopolitan, brzmi: Co powinnam zrobić, by osiągnąć orgazm w trakcie stosunku? Odpowiedź jest prosta: Nie odbywać stosunku. Albo przynajmniej potraktować go jako część większego zdarzenia, a nie zdarzenie samo w sobie.

      Ta pigułka nie musi być gorzka i można przełknąć ją od razu, a co więcej, poczuć się niezwykle wyzwolonym. Kiedy dowiemy się, jak rozpoznać proces aktywności seksualnej kobiety i jak nim pokierować, kiedy zrozumiemy