Группа авторов

Z duchami przy wigilijnym stole


Скачать книгу

ludzi z byle powodu, to tych, którym byśmy wierzyli, byłoby bardzo mało. Kto innym zanadto wierzy, może często być oszukanym, zwłaszcza jeżeli z lada kim przestaje, ale kto swojemu tylko własnemu rozumowi wierzy, a świadectwem ludzi poczciwych pomiata, dlatego że jemu się zdaje, że ich rozum jest niższy od tego, którym go Bóg obdarzył, nigdy nie zostanie mężem światłym.

      Trzeba wiedzieć, że samsonowska włość była kiedyś własnością książąt zatorskich, którzy chociaż Polacy, należeli do Rzeszy Niemieckiej. Jest podanie, że Wilibald, ostatni książę zatorski, miał jedynaczkę córkę, którą w dziesiątym roku jej życia zaręczył z siostrzeńcem cesarza rzymskiego, a to dla zachowania niepodległości swojego księstwa, które po wygaśnięciu linii męskiej jego domu miało być wedle prawa wcielone do Polski. Ten potężny i niezależny książę zbudował obronny zamek w Samsonowie, gdzie czasem przemieszkiwał. Był to człowiek zuchwały, okrutny, bez bojaźni wobec Boga i ludzi. Owóż tedy jego jedynaczka w szesnastym roku życia zakochała się z jednym młodym rycerzem polskim i dała się przez niego wykraść właśnie w tym dniu, kiedy siostrzeniec cesarza rzymskiego przybył do Zatoru, żeby ją pojąć za żonę. Łatwo można sobie wyobrazić gniew księcia i srom, jaki uczuł z zawodu uczynionego potężnemu księciu, a tym sposobem zniszczenia wszelkich jego zamiarów. Opuścił Zator i osiadł, jak mówił, na zawsze w samsonowskim zamku. Tam oddawać się zaczął życiu pobożnemu, bo codziennie modlił się w swojej kaplicy i hojnie przyjmował pielgrzymów i zakonników, ale córce nie przebaczył i nikomu nie pozwalał o niej mówić.

      Tymczasem jego córce ciążyło przekleństwo ojca, udała się więc z mężem do biskupa krakowskiego, za którego indultem4 wzięła ślub, prosząc go, by starał się wyjednać ojcowskie przebaczenie. Biskup udał się do Samsonowa i został okazale i uprzejmie przez księcia przyjęty. Ośmielił się więc głosem pasterskim do niego przemówić, by dał się przebłagać w gniewie, co go czuje przeciwko córce. Książę dał się przekonać i oświadczył biskupowi, że jeżeli córka, zięć i proboszcz kielecki, który udzielił im ślubu, przybędą razem do jego zamku, on da dowód swych uczuć do nich. Biskup sprowadził ich do Samsonowa, chcąc być świadkiem tego uroczystego pojednania się ojca ze swoim dzieckiem. Wszystko się odbyło w jego obecności. Książę tak pokazał się być dobrym, że biskup z sercem rozrzewnionym pożegnał go, kilkakrotnie powtarzając, że ten dzień poczytuje za najszczęśliwszy dzień swojego pasterstwa.

      Ledwo biskup wjechał w bór, który prowadzi do Samsonowa, został napadnięty przez hufiec zbrojny, który nad jego pocztem zwycięstwo odniósł. Wywleczono biskupa z kolasy, kilka cięć mu zadano i byłby rozsiekany, gdyby niespodziewanie Bóg dla jego ratunku nie zesłał walecznego hrabiego na Skałce, który z kilku rycerzami i służebnym orszakiem tędy właśnie udawał się do Tyńca na turnieje. Hrabia wyrwał go z rąk oprawców. Wszystkich wraz z biskupem, prawie umarłym, z uwięzionymi oprawcami przeprowadził do Krakowa. Tam rozpoznano, że ci rozbójnicy należeli do dworu księcia zatorskiego. Sami wyznali, że byli wyprawieni od niego, żeby zamordować biskupa i jego straż.

      Biskup klątwę rzucił na księcia zatorskiego, a król kazał mu się stawić do Krakowa. Książę odpowiedział dumnie, że będąc udzielnym władcą, innej jurysdykcji nie uznaje oprócz cesarza rzymskiego, że na żadne sądy królewskie ani biskupie nie stanie, że gotów jest gwałt gwałtem odeprzeć i że tuszy, iż cesarz nie da zgnębić swojego wasala.

      Byłby zapewne źle skończył książę, lecz śladu po jego córce, jego zięciu, i proboszczu kieleckim, który razem z nimi przyjechał, nie było. Domyślano się tylko, że ich wszystkich troje kazał zamordować. Jedno że wkrótce potem książę umarł, objęty klątwą kościelną, bez opatrzenia sakramentami, o które nawet nie prosił. Mówiono, że umarł z bluźnierstwem w ustach i że jego ciało było czarne jak węgiel.

      Po jego śmierci księstwo zatorskie zostało przyłączone do Korony z częścią jego dóbr alodialnych. Reszta rozdana została krewnym jego zięcia, którzy poszukali jego zabójcy, jak i krewnym proboszcza kieleckiego. A włość samsonowską król dołączył do dóbr biskupstwa krakowskiego i całe to wydarzenie z czasem poszło w zapomnienie.

      Podczas gospodarowania przez pana Pogorzelskiego dobrami biskupimi książę biskup, objeżdżając swoje dobra, zajechał też do Samsonowa, gdzie kilka dni się zatrzymał, ja mu wraz z innymi dworzanami asystowałem. Książę oświadczył, że chętnie obejrzy wnętrze tego zamku, gdzie od kilku wieków noga ludzka nie postała. Wieśniacy mówili, że w nocy coś tam straszy, że jakoby z wnętrz zamkowych dawały się słyszeć jęki, a czasem hałas nadzwyczajny. Pan Pogorzelski za pomocą kowali kazał pootwierać wszystkie drzwi zamku, a my do niego za księciem nazajutrz żeśmy poszli.

      Zamek, staroświeckim trybem murowany, wieki przetrwał w całości, ale w środku nietoperze, pajęczyny i kurz tak go oszpeciły, że wszystko zdawało się być w ruinie. Były jakieś ślady malowideł, jakieś sztukaterie na ścianach wyryte, pająki wiszące, rozmaite sprzęty, ale wszystko w nim przerażało. Chodziliśmy po ogromnych salach pogrążeni w jakimś niewypowiedzianym smutku; na księże biskupie to żadnego przykrego wrażenia nie zdawało się sprawiać, tak daleceż, że obszedłszy cały zamek, powiedział panu Pogorzelskiemu:

      – Mości Panie, ten zamek, jest piękny, z niego na całą okolicę widok się rozlega, trzeba go uczynić na nowo mieszkalnym. Wielmożny Pan naprędce zajm jakieś dla siebie pomieszkanie w tym zamku, żeby robota rychlej pod waści okiem się dopełniała, i jak najprędzej weź się do tego. W roku następnym, da Bóg doczekać, będziesz nas w nim przyjmował, bo ja kilka niedziel z moją czeladką w nim myślę przemieszkać.

      Zaraz po naszym wyjeździe pan Pogorzelski, upatrzywszy w prawej części zamku pomieszkanie dość wygodne dla siebie i kancelarii ekonomicznej, kazał je oczyścić, piece poprzestawiać, szyby do okien wprawić i wkrótce tam się przeniósł, stosownie do rozkazów pańskich. Natychmiast wzięto się do restauracji całego zamku. Przeglądając od piwnicy do strychu zamek, znaleziono w suterenach beczkę wina węgierskiego na obręczach żelaznych zawieszoną, ale wino nożem się krajało. Ledwo kilkanaście butelek czystego płynu otrzymano, ale lagrem5 książę całą piwnicę zapełnił.

      Pan Pogorzelski często bywał w Krakowie. Zawsześmy go znali rubasznym. Zauważyliśmy, że zaczął tetryczeć, aż na koniec wpadł w coś podobnego do czarnej melancholii. Przyszło do tego, że pojechał do księcia, prosząc go o uwolnienie z obowiązków i o pozwolenie na powrót do swojej Ukrainy. Zadziwiło to i zmartwiło księcia biskupa, który miał anielskie serce i wielce się przywiązywał do swoich sług.

      – Cóż to, mój Pogorzelsiu – rzecze – czy masz u mnie krzywdę, że mnie chcesz opuścić?

      – Nie, najjaśniejszy książę, nigdzie mnie lepiej być nie może. Smaczny to chleb, łzami się zalewam, opuszczając tak dobrego pana, ale nie mogę dłużej wytrzymać, tak jestem napastowany.

      – Od kogo, mój kochany?

      – Od kogo? A cóż, od złego ducha.

      – Opamiętaj się, Pogorzelsiu, co ci też do głowy przystąpiło? Musisz być chory.

      – Ja wiem, że za szalonego uchodzić będę, ale na rany Chrystusa się klnę, że tak jest i że odkąd zamieszkałem w tym utrapionym zamku, diabeł mnie pokoju nie daje.

      – I cóż on z tobą robi?

      – Co robi? Oto mnie ciągle powtarza, po każdej mojej czynności, te same słowa. Po przebudzeniu się zaczynam dzień od modlitwy, ledwo ją skończę, słyszę głośno wyrzeczone te wyrazy:

      – Panie Pogorzelski, waćpan się modlisz, a ja gorę.

      Ja