pani uciec z nim w ten sposób, prawda? Eh bien, to doskonały sposób na wywiezienie klejnotu z kraju. Jeśli uciekasz z dziewczyną, a potem ten fakt zostaje nagłośniony, nikt nie podejrzewa, że przy okazji przemyciłeś cenny przedmiot. O tak, to byłby naprawdę świetny kamuflaż.
– Nie wierzę w to – oznajmiła Sarah. – Nie wierzę w ani jedno słowo!
– Więc proszę spytać jego siostrę – odparł Poirot, wskazując głową na wejście do pokoju. Sarah odwróciła się gwałtownie.
W drzwiach stała platynowa blondynka okryta futrem. Jej twarz wykrzywiał grymas wściekłości.
– Siostrę, akurat! – Roześmiała się pogardliwie. – Ten bydlak wcale nie jest moim bratem! Więc zwiał, tak, a mnie zostawił na lodzie? To wszystko był jego pomysł! On mnie w to wrobił! Mówił, że to łatwe pieniądze. Że nigdy nas nie będą ścigać, żeby nie wywołać skandalu. Zawsze mogłam zagrozić, że zacznę rozpowiadać, że Ali dał mi ten rubin. Des i ja mieliśmy się podzielić pieniędzmi w Paryżu – a teraz ten parszywiec mnie wykiwał! Zamordowałabym go gołymi rękami! – Zamilkła na moment, po czym szybko zmieniła temat: – Im szybciej stąd zniknę… Czy ktoś może mi zamówić taksówkę?
– Przed drzwiami czeka samochód, który zawiezie panią na dworzec, mademoiselle – poinformował ją Poirot.
– Myśli pan o wszystkim, co?
– O większości spraw – zgodził się z nią detektyw.
Mylił się jednak, jeśli sądził, że sprawa tym samym dobiegnie końca. Gdy wrócił do jadalni, odprowadziwszy fałszywą siostrę pana Lee-Wortleya do samochodu, Colin już na niego czekał.
– Panie Poirot, ale co z rubinem? – spytał chłopiec, marszcząc gniewnie brwi. – Chce pan powiedzieć, że pozwolił pan go zabrać temu oszustowi?
Poirot nagle zmarkotniał. Poruszył niepewnie wąsami i uśmiechnął się z zakłopotaniem.
– Odzyskam go – powiedział słabo. – Są inne sposoby. Mogę jeszcze…
– No, ja myślę! – parsknął Michael. – Żeby pozwolić temu bydlakowi uciec z łupem!
Bridget okazała się bystrzejsza od obu chłopców.
– Przecież on znów nas nabiera – zawołała. – Mam rację, panie Poirot, prawda?
– Odegramy ostatnią magiczną sztuczkę, mademoiselle? Proszę sięgnąć do mojej lewej kieszeni.
Bridget wsunęła dłoń do kieszeni detektywa. Wydawszy z siebie triumfalny okrzyk, wyjęła ją i podniosła wielki rubin, który skrzył się i mienił w blasku słońca.
– Zapewne domyśla się pani – tłumaczył Poirot – że kamień, który trzymała pani w ręku, to zwykła replika. Przywiozłem ją z Londynu na wypadek, gdybym mógł dokonać wymiany. Rozumiemy się, prawda? Nie chcemy skandalu. Pan Desmond spróbuje sprzedać ten rubin w Paryżu lub w Belgii czy też w jakimś innym miejscu, w którym ma kontakty, a wtedy okaże się, że to tylko kawałek szkła! Czy można sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie? Wszystko skończy się szczęśliwie. Unikniemy skandalu, a młody książę odzyska rubin, wróci do kraju i wstąpi w szczęśliwy, miejmy nadzieję, związek małżeński. Wszyscy tylko na tym zyskają.
– Prócz mnie – mruknęła Sarah.
Powiedziała to tak cicho, że usłyszał ją jedynie Poirot. Pokręcił łagodnie głową.
– Myli się pani, mademoiselle Saro. Zyskała pani doświadczenie. A każde doświadczenie jest cenne. Przewiduję, że czeka panią szczęśliwa przyszłość.
– Tak pan mówi… – Sarah westchnęła.
– Chwileczkę, panie Poirot – odezwał się Colin, znów marszcząc czoło. – Skąd pan wiedział, że chcemy z pana zażartować?
– Moja praca polega na tym, by wiedzieć różne rzeczy – odparł Herkules Poirot, poruszając wąsami.
– Tak, ale nie rozumiem, jak się to panu udało. Czy ktoś wypaplał… czy ktoś panu o tym powiedział?
– Nie, skąd.
– Więc jak? Proszę nam powiedzieć, jak pan się o tym dowiedział.
– Tak, proszę nam powiedzieć – powtarzali wszyscy chórem.
– Ależ nie – protestował Poirot. – Nie. Jeśli wam zdradzę, jak do tego doszedłem, nie będzie to już takie ciekawe. To tak, jakby iluzjonista pokazywał, jak robi swoje sztuczki!
– Proszę nam powiedzieć, panie Poirot! Prosimy, niech pan powie!
– Naprawdę chcecie, żebym rozwiązał tę ostatnią zagadkę?
– Tak, proszę nam powiedzieć.
– Och, chyba nie powinienem. Będziecie ogromnie rozczarowani.
– Ależ śmiało, panie Poirot, proszę nam to zdradzić. Skąd pan wiedział?
– Cóż, tamtego dnia, przeszedłem po herbacie do biblioteki i odpoczywałem przy oknie. Zasnąłem, a kiedy się zbudziłem, wy staliście pod uchylonym oknem i omawialiście swoje plany, więc wszystko słyszałem.
– I to wszystko? – zawołał Colin, zdegustowany. – Tak po prostu?
– Prawda? – Uśmiechnął się Herkules Poirot. – Widzicie? Mówiłem, że będziecie rozczarowani.
– Cóż… – Michael westchnął. – Tak czy inaczej teraz już wszystko wiemy.
– Czyżby? – mruknął do siebie Herkules Poirot. – Ja nie wiem. Ja, który z racji zawodu powinienem wiedzieć.
Przeszedł do holu, kręcąc ukradkiem głową. Chyba już po raz dwudziesty wyciągnął z kieszeni sfatygowany kawałek papieru: „PROSZĘ NIE JEŚĆ PUDDINGU ŚLIWKOWEGO. ŻYCZLIWY”.
Herkules Poirot znów pokręcił głową w zamyśleniu. On, który potrafił wyjaśnić wszystko, nie potrafił wyjaśnić tego! Upokarzające. Kto napisał tę wiadomość? Dlaczego to zrobił? Detektyw wiedział, że dopóki tego nie odkryje, nie zazna spokoju. Nagle z rozmyślań wyrwał go dziwny dźwięk, jakby stłumiony okrzyk przestrachu. Spojrzał w dół. Na podłodze klęczała jasnowłosa dziewczyna w kwiecistym fartuchu, z miotłą i szufelką w dłoniach. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w karteczkę, którą Poirot wciąż trzymał przed sobą.
– Och, proszę pana – wyszeptało dziewczę. – Proszę pana, och. Błagam…
– Kim jesteś, mon enfant? – spytał łagodnie Poirot.
– Nazywam się Annie Bates, proszę pana. Przychodzę tutaj, żeby pomagać pani Ross. Ja nie chciałam, proszę pana, nie chciałam… robić niczego, czego nie powinnam. Chciałam dobrze, proszę pana. To znaczy dla pana, proszę pana.
Detektyw doznał nagle olśnienia. Wskazał na kartkę z ostrzeżeniem.
– Ty to napisałaś, Annie?
– Nie chciałam zrobić nic złego, proszę pana. Naprawdę.
– Oczywiście, że nie chciałaś, Annie. – Uśmiechnął się do niej. – Ale opowiedz mi o tym. Dlaczego postanowiłaś to napisać?
– Chodziło o tych dwoje, proszę pana. Pana Lee-Wortleya i jego siostrę. Tyle że to wcale nie była jego siostra, jestem tego pewna. Wszyscy tak myśleliśmy! I wcale nie była chora. To było widać. Myśleliśmy – wszyscy – że dzieje się tu coś dziwnego. Powiem panu całą prawdę, proszę pana. Byłam w jej łazience, rozwieszałam świeże ręczniki i słuchałam, o czym