Georgette Heyer

Zbrodnia wigilijna


Скачать книгу

podpowiadał, że jej pochlebstwa są niedorzeczne, wcale nie były mu niemiłe. Paula była bardziej inspirującą partnerką, ale mimo że go uwielbiała i inteligentnie doceniała jego pracę, czasami bywała też męcząca i (tak uważał) zbyt wobec niego krytyczna. Poszedł więc do pokoju bilardowego z Valerie i Josephem, usprawiedliwiając się w duchu, że nawet geniusz może sobie pozwolić na chwilę wytchnienia.

      – Wiesz, Stephenie, wcale nie winię stryjka Nata za to, że nie przepada za twoją narzeczoną – wyznała Paula.

      Jej brat jakby w ogóle nie zwrócił uwagi na tę szczerą opinię. Powoli podszedł do kominka i wygodnie rozsiadł się w fotelu przed ogniem.

      – Ona jest jak najlepszy środek przeciwbólowy – powiedział po chwili. – A przy okazji twój nowy chłopak nie sprawia wrażenia namiętnego kochanka.

      – Willoughby? Jasne, ale on jest genialny. Nic więcej mnie nie obchodzi. Poza tym wcale się w nim nie zakochałam. Ale nie mogę zrozumieć, co ty widzisz takiego w tej pozbawionej mózgu lalce.

      – Dobra kobieto, to, co w niej widzę, musi być aż nadto oczywiste dla każdego – odparł Stephen. – Twój londyński dramatopisarz dostrzega w niej to samo, nie wspominając już o Josephie, który ma język niemal na brodzie.

      – Oto Herriardowie w całej okazałości – podsumowała Mathilda, rozparta na fotelu i leniwie obserwująca rodzeństwo. – Dwoje łobuzów. Nie zwracajcie na mnie uwagi, nie przeszkadzajcie sobie.

      – Cóż, ja po prostu wierzę w szczerość – oznajmiła Paula. – Jesteś głupcem, Stephenie! Ona by się z tobą nie związała, gdyby nie miała nadziei, że dostaniesz w spadku wszystkie pieniądze stryjka Nata.

      – Wiem – potwierdził Stephen beznamiętnie.

      – I jeśli chcesz poznać moje zdanie, przyjechała z tobą tutaj specjalnie po to, żeby go urabiać.

      – Wiem – powtórzył Stephen.

      Ich oczy się spotkały. Stephen niespodziewanie wydął usta i razem z Paulą, wciąż obserwowani przez Mathildę, eksplodowali bezradnym śmiechem.

      – Ty i twój Willoughby, ja i moja Val – jęknął Stephen. – O Boże.

      Paula przetarła oczy. Usłyszawszy imię swojego dramatopisarza, natychmiast zapanowała nad wesołością.

      – Wiem, że to zabawne, ale ten związek jest poważny, bo Willoughby napisał naprawdę wielką sztukę i zamierzam zagrać w niej główną rolę, nawet jeśli ma to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. Przypilnuję, żeby ją jutro nam wszystkim przeczytał…

      – Co? Dziewczyno, nie bądź dla mnie niedobra! Czy stryjowi też ma ją przeczytać? Nie, Paulo, to aż boli!

      – Kiedy już skończycie dyskusję – Mathilda zwróciła się do Pauli – może mi wyjaśnisz naturę tego, czym chcesz nas poczęstować? Ty też będziesz czytała swoją rolę czy w przedstawieniu wystąpi tylko jeden człowiek?

      – Wolę, żeby Willoughby prawie wszystko przeczytał sam. Robi to bardzo dobrze. Ale mogę odegrać fragment roli, moją wielką scenę.

      – I naprawdę sądzisz, moja biedna zadurzona dziewojo, że ta uczta intelektualna zmiękczy serce stryja Nata? Teraz nadeszła moja kolej na śmiech.

      – Musi sfinansować tę sztukę! Musi dać na nią pieniądze! – zawołała Paula gwałtownie. – Niczego innego nigdy od niego nie chciałam. Będzie okrutny, jeśli mi odmówi!

      – Jestem gotowa postawić dużo pieniędzy, że się rozczarujesz, złotko. Nie chcę tłumić twojego dziewczęcego entuzjazmu, ale chyba czas ci nie sprzyja.

      – To wszystko wina Stephena. Po co tu przywiózł tę mdłą blondynę? – zareagowała Paula. – W każdym razie stryjek Joe obiecał, że zamieni słówko z Nathanielem.

      – Rzeczywiście, on ci bardzo pomoże – zadrwił Stephen. – Żeby tylko nie pogorszył sytuacji!

      – Odczep się od Joego! – zażądała Mathilda. – Może jest zapatrzonym w siebie narcyzem, ale to jedyny porządny człowiek w waszej rodzinie, którego miałam zaszczyt poznać. Poza tym on cię lubi, Stephenie.

      – Nie lubię, kiedy ktoś mnie lubi – rzucił Stephen.

      1 Diplomat – odmiana pasjansa.

      2 Sarah Siddons (1755–1831) pochodząca ze Szkocji, najbardziej znana aktorka dramatyczna swoich czasów. Pozowała do obrazu Joshuy Reynoldsa jako Muza Tragedii.

      Trzy

      W Wigilię Bożego Narodzenia ziemię przykryła cienka warstwa śniegu. Siorbiąc poranną herbatę, Mathilda z krzywym uśmiechem uzmysłowiła sobie, że Joseph przez cały dzień będzie paplał o białych świętach, a może nawet zacznie szukać łyżew. Wydał jej się męczącym, starym, a przy tym rozbrajająco żałosnym człowiekiem. Nikomu nie zależało, aby urządzane przez niego bożonarodzeniowe przyjęcie się udało, a już na pewno nie zamierzał przyczynić się do tego Nathaniel. Ale czemu właściwie Joseph myślał, że obecność w jednym miejscu grupy tak kiepsko dobranych ludzi przyniesie coś dobrego? Zastanawiając się nad tym, Mathilda musiała przyznać, że ten niepoprawny optymizm był nieodłączną częścią jego prostolinijnej natury i zarazem wielkim dla niej obciążeniem. Podejrzewała też, że Joe uważał się za ukochanego stryja, do którego wszyscy w rodzinie mają ogromne zaufanie.

      Zaczęła jeść jedną z cienkich pajd chleba posmarowanego masłem, które przyniesiono jej do pokoju razem z herbatą. Do diabła, po co do Lexham przyjechał Stephen? Zazwyczaj zjawiał się tu tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebował; oczywiście pieniędzy, które Nathaniel niemal zawsze mu dawał. Ale tym razem to Pauli bardziej zależało na pieniądzach, a nie Stephenowi. Mathilda słyszała, że Stephen przed kilkoma tygodniami poważnie posprzeczał się z Nathanielem. Rzecz jasna, nie była to ich pierwsza kłótnia, ale jej przyczyna – Valerie – wciąż istniała. To nadzwyczajne, że Joseph wymógł na Nathanielu, aby zaprosił Valerie pod swój dach. A może Nathaniel miał nadzieję, że zauroczenie Stephena niedługo się wypali? Przypomniawszy sobie jego zachowanie poprzedniego wieczoru, Mathilda skłonna była przyznać, że to całkiem prawdopodobne. A może nawet już stało się faktem?

      Oczami wyobraźni Valerie już się z pewnością widziała w roli gospodyni w Lexham: straszna perspektywa. Ale gdyby tak nad tym pomyśleć, jej obecność tutaj była dziwna. Dlaczego Stephen zaryzykował i przywiózł ją do domu Nathaniela? Przecież sama obecność Valerie w Lexham mogłaby całkowicie zniszczyć jego szanse na odziedziczenie posiadłości. Stephen zdecydowanie uważał się za spadkobiercę Nata. Czasami Mathilda się zastanawiała, czy Nat nie przełamał nierozsądnej niechęci do wyznaczenia sukcesora i rzeczywiście nie spisał już testamentu. Ale on w swoim uporze był podobny do cesarzowej Elżbiety. I było to dziwne u mężczyzny, który przez całe życie tak trzeźwo spoglądał na świat. Jednak ci wszyscy Herriardowie byli w końcu gromadą dziwaków. Nie można było odgadnąć ich myśli ani zamiarów.

      Paula. O co jej właściwie chodziło, kiedy plotła o złym wpływie tego domu na ludzi? Naprawdę mówiła to z przekonaniem czy może chciała wpoić niechęć do tego miejsca Valerie? Mathilda uznała, że byłaby do tego zdolna. Jeśli naprawdę działo się tutaj coś złego, to źródłem zła nie był sam dom, lecz przebywający w nim ludzie. Faktycznie dawał się wśród nich odczuć niepokój, ale, do diabła, dlaczego Paula chciała jeszcze bardziej pogorszyć sytuację? To dziwna i bardzo zmienna istota! Żyła w ogromnym napięciu, z desperacją szła do celu i z tak wielkim trudem trzymała na uwięzi swoje ogromne emocje, że nigdy nie było wiadomo, czy to prawdziwa Paula, czy raczej aktorka, która akurat odgrywa nieświadomie jakąś rolę.

      Dramatopisarz.