komórkę mudżahedinów ludowych i że zabito przy tym pięciu terrorystów i szpiegów przysłanych przez Izrael. Ta informacja, chociaż skrojona odpowiednio do potrzeb tamtejszej propagandy, w gruncie rzeczy trzymała się prawdy i my o tym wiedzieliśmy. Irańskie służby namierzyły kryjówkę w mieszkaniu Samada Harumiego, ponieważ w Teheranie zbiegł nam więzień… czy może zakładnik… pułkownik Żukowski. Był łącznikiem między białoruskim KDB i Vevakiem w sprawach programu jądrowego. Otóż Żukowski myślał, że jesteśmy z Mosadu, bo tak mu się przedstawiliśmy. Władze już wcześniej oskarżały mudżahedinów o morderstwa irańskich atomistów dokonane na zlecenie Mosadu. Ale nasz pomysł, by podszyć się pod Izraelczyków, zrodził się wtedy zupełnie przypadkowo, z potrzeby chwili. Tak czy inaczej wszystko utwierdzało nas w przekonaniu, że Igor i Wasia oraz Samad Harumi, którego trzymali jako zakładnika, zginęli. – Konrad przerwał na chwilę i dał znać Witkowi, żeby dopełnił kieliszki. – Za Igora i Wasię! – Uniósł swój kieliszek i wszyscy poszli jego śladem, chociaż dziewczyny piły piwo. – Od tego czasu zawsze to robimy.
Wypili.
– Wszystko się zmieniło – ciągnął Konrad – kiedy dowiedziałem się od Hasana Mardana, oficera szwedzkiego wywiadu, że w tym samym obozie, w którym on był więziony, przebywa dwóch Białorusinów. Nigdy ich nie widział. To był tylko strzępek informacji, ale przełomowy. Rozpocząłem poszukiwania. Problem w tym, że zbiegło się to z rozwiązaniem Wydziału Q i naszym odejściem ze służby. Mój dostęp do informacji czy zaprzyjaźnionych służb był w najlepszym przypadku ograniczony. Musiałem polegać na prywatnych kontaktach. Pomógł mi trochę George Gordon, przyjaciel z MI6, który od początku był przy tej operacji. Niestety, nie ustalił nic w sprawie Igora i Wasi, ale dowiedział się, że Samad, syn generała Harumiego, przeżył strzelaninę i był więziony przez mudżahedinów jako zakładnik. Irańczycy mieli go odbić w ciężkim stanie, pobitego i związanego.
– Nie bardzo rozumiem, kim był ten Samad Harumi dla Igora i Wasi. – Dima nie krył, że jest nieco zdezorientowany.
– Firmę przykryciową założyliśmy przez podstawionego kazachskiego biznesmena. Pomogli nam w tym Anglicy. Ale w Iranie, jak wiadomo, nie da się zrobić żadnych solidnych interesów, to znaczy dotrzeć do odpowiednich osób, jeżeli nie ma się miejscowego partnera. A trudno o lepszego partnera niż Strażnicy Rewolucji, którzy kontrolują najważniejsze biznesy. Samad był jednym z chyba pięciu, ale na pewno najbardziej ukochanym synem generała Ahmada Harumiego, dowódcy Al-Kuds albo Sił Ghods. Młody, rozpuszczony i bogaty dandys teherański, idealny partner dla naszej firmy.
– Powiedz o NATO – wtrąciła się Sara. – To bardzo ważne.
– Otóż Samad nie był właściwie zakładnikiem, a przynajmniej nie dawał po sobie poznać, że jest przeciwko nam. Wykazywał nawet skłonność do współpracy. Powiedziałem mu, że jesteśmy oddziałem wywiadowczym NATO, który ma na celu powstrzymanie konfliktu zbrojnego z Iranem, ale ani słowa, że jesteśmy z Mosadu. Myślę, że Igor zainscenizował porwanie Samada, by odsunąć od niego podejrzenia i tym samym potwierdzić informacje od Żukowskiego o udziale izraelskiego wywiadu. Ale to są tylko moje spekulacje. Koledzy z Mosadu, których o to pytałem, nic nie odpowiedzieli, bo pewnie nie byli zadowoleni z naszej mistyfikacji pod ich szyldem. Pytałem w Langley, i też nic. Zresztą według informacji Hasana Mardana Irańczycy przetrzymywali także Amerykanina i Francuza. Ani jedni, ani drudzy nie potwierdzili, by im ktoś zaginął. Może wiedzieli, ale woleli tej wiedzy nie ujawniać. Próbowałem wszędzie, gdzie tylko mogłem. Bez rezultatu.
– Ale jak to się stało, że wypuścili tego Hasana? Czy dobrze zrozumiałem, że był on oficerem szwedzkiego wywiadu? – zapytał zdziwiony Dima. – Wypuścili taki kąsek? Aż trudno uwierzyć…
– Akurat Hasana i Antona, drugiego Szweda, naukowca, którego też wypuścili, miałem okazję poznać. Rzeczywiście, chwilami wręcz trudno w to uwierzyć, ale jednak… Dokonała tego w pojedynkę dziewczyna Hasana, Harriet Berghen, też oficer FRA, szwedzkiego NSA. Po prostu pojechała do Teheranu, spotkała się z generałem Harumim i wyciągnęła obu z więzienia.
– Jakim cudem? – włączyła się zaskoczona Monika. – Po prostu nie wierzę! To jakaś bajka!
– Rozmawiałam z Harriet – odezwała się Sara. – Znam ją. Nie wiemy, jak tego dokonała. Wciąż twardo odmawia ujawnienia szczegółów, ale to po prostu fakt. Twierdzi, że postawiła Harumiego przed wyborem i wybrał wypuszczenie więźniów. Nic więcej nie wiemy.
Monika i Dima popatrzyli na siebie z niedowierzaniem. Nie mieli żadnego doświadczenia ani z Iranem, ani ze Szwecją, ale ta opowieść, chociaż początkowo miała swoją logikę, to jednak pod koniec stawała się całkiem nieprawdopodobna. Woleli jednak tego nie drążyć. Nowe pytania i komentarze stawiałyby Konrada i Sarę w niezręcznej sytuacji, bo widać było, że sami nie znają odpowiedzi. Musieli też zostawić sobie czas na zrozumienie tej historii, mimo wszystko jednak czuli, że tacy zawodowcy jak Wydział Q nie mogą się mylić i nie mają żadnego powodu, by nimi manipulować. Musiało być jakieś drugie dno.
– No dobrze, to może Harriet wyciągnęłaby też naszych? Albo chociaż powiedziała, jak to zrobić – odezwała się w końcu Monika.
– Próbowaliśmy – odparł Konrad. – To nie wchodzi w grę. Gdyby mogła, na pewno nie odmówiłaby pomocy.
– W takim razie jaka jest teraz sytuacja? Co z Igorem i Wasią? – dopytywała się Monika. – Minęło chyba sporo czasu. Na co liczysz, Konrad?
– No właśnie! – rzuciła Sara. – Konrad niczym innym się nie zajmuje. Ja też się z tym nie pogodziłam, ale straciłam nadzieję. To taki dziwny stan, ale musiałam coś wybrać, skoro mam się zająć wychowaniem dziecka. Ile można łykać antydepresanty! – Spojrzała groźnie na Konrada i wszyscy zamilkli.
Monika też przechodziła trudny okres i nie obyło się bez pomocy farmakologicznej, ale to właśnie różniło je od mężczyzn, że potrafiły twardo stawić czoło wyzwaniu, jakim były ich własne emocje. Potrafiły nazwać sprawy takimi, jakie są, nawet jeżeli robiły to w ciszy i przez łzy.
Konrad i Dima zawsze dusili w sobie swoje problemy. Twierdzili, że są wierni zasadom, szczególnie kiedy uważali, że są traktowani niesprawiedliwie, i obaj nie potrafili przyznać się do porażki. Dlatego mimo wątpliwości rozumieli się bez słów.
– Nie dziwię ci się, Konrad. – Dima odstawił kieliszek. – Też bym ich szukał. Tego nie da się odłożyć na później.
– No właśnie! – potwierdził Konrad. – Kto zna Iran, ich zasady, politykę, a raczej taktykę… ten wie, co to jest taarof! Zapomnieliście?
– Nie, nie zapomnieliśmy – odezwała się Sara.
– No właśnie! – powtórzył, unosząc brwi. – Perska sztuka konwenansu ma zastosowanie w polityce i na wojnie, a więc i w szpiegostwie. Sam was tego uczyłem. – Potoczył wzrokiem po zebranych, jakby szukał potwierdzenia. – Pamiętacie?
– Pamiętamy, Konrad, pamiętamy – znów odezwała się trochę zaniepokojona Sara. – Rozmawialiśmy już o tym tyle razy i nic się nie zmieniło…
– Ale Monika i Dima o tym nie wiedzą – przerwał jej Konrad. – To ważne, rozjaśni im…
– Okej. – Sara skinęła głową, ale na jej twarzy pojawił się delikatny grymas zażenowania.
Butelka finlandii została opróżniona i znikło piwo, a jednak atmosfera przy stole nie była dobra, coś zawisło w powietrzu. Monika miała wrażenie, jakby członków dawnego Wydziału Q ogarnęło zakłopotanie, bo właśnie Sara ujawniła jego wstydliwą tajemnicę.