er.jpg"/>
Jacek Krakowski
Za ciosem
Saga
Za ciosem
Zdjęcie na okładce: Shutterstock
Copyright © 2012, 2021 Jacek Krakowski i SAGA Egmont
Wszystkie prawa zastrzeżone
ISBN: 9788726823288
1. Wydanie w formie e-booka
Format: EPUB 3.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.
www.sagaegmont.com
SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont
Wywiad 1
– Jest drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. Znajdujemy się w rezydencji słynnej pisarki…
– Och, nie przesadzajmy…
– … słynnej pisarki Matyldy Delmonte w Lisicach pod Łodzią. Wywiad przeprowadza Jan Maron.
– Ja pana chyba skądś znam?…
– Pani Matylda Delmonte jest autorką poczytnych romansów: „Fałszywe pocałunki”, „Przekleństwo matki”, „Z ust do ust”, „Tajemnice serca” i wielu, wielu innych. Zgodziła się na nagranie wywiadu-rzeki opisującego jej karierę. Z wywiadu powstanie książka…
– Już wiem. Prowadził pan na żywo w telewizji program „Słowa, słowa, słowa”.
– Krótko. Wygryźli mnie, bo przyłożyłem młodemu geniuszowi lansowanemu przez „Gazetę Codzienną”. Co pół roku wynajdują nowego grafomana i ogłaszają go zjawiskiem literackim. Wściekłem się, gdy podesłali mi kolejnego pisarzynę.
– Tak, to przykre… W obecnych czasach obserwujemy zastraszający zanik prawdziwych wartości. Musiało to pana zaboleć…
– Ach, dajmy spokój. Porozmawiajmy o pani, pani Matyldo. Mogę tak się do pani zwracać?
– Oczywiście, panie Janku, bardzo proszę.
– Kiedy umawialiśmy się na spotkanie, nikt nie podejrzewał, że spadnie na panią taki cios.
– Właśnie. Trudno było przewidzieć… Szymcia!
– Bardzo pani współczuję.
– Dziękuję, panie Janku. Szymcia!!
– Lecę już, lecę!
– Dlaczego Szymcia nie podaje kawy?
– Zaraz. Przecież nie mam jedenastu rąk.
– Przepraszam pana, mam kłopoty z… moją gosposią. Świetnie gotuje, lecz poza tym… Sam pan widział.
– Nic nie szkodzi. Wróćmy do wywiadu. To będzie wstępna rozmowa, coś w rodzaju rozpoznania terenu. Spróbujemy naszkicować warunki domowe, opisać otoczenie… Zrobię z tego prolog do książki, żeby czytelnicy mieli pełny obraz pani aktualnej sytuacji życiowej. Myślę, że w kolejnych wywiadach wrócimy do… źródeł pani twórczości.
– Jak pan sobie życzy, ale ja proponowałabym raczej zająć się książkami. W ich kontekście moje życie może się wydać nieciekawe. Natomiast fikcja literacka ma to do siebie…
– Ależ pani Matyldo, pani oszałamiająca kariera fascynuje rzesze czytelniczek, spragnionych wszelkich informacji o pani życiu.
– Ach, panie Janku, tyle już było tych wywiadów. Prasa, radio, telewizja… Czuję się zmęczona tym nieustannym przepytywaniem mnie przy byle jakiej okazji. Przecież nie jestem wyrocznią, tylko zwyczajną pisarką.
– Pani Matyldo, jest pani osobą publiczną.
– Nawet nie zdaje pan sobie sprawy, jakie to męczące. Słowa, słowa, słowa… Wie pan, czasami sama się w tym plączę. Raz powiem to, raz owo. Potem mnie nagabują, dopytują się, wiercą dziurę w brzuchu… Tu powiedziała pani tak, a tam znowu inaczej.
– Wyobrażam sobie…
– A najgorsze, że ci wszyscy dziennikarze przypisują mi słowa, których nigdy nie wypowiedziałam. Pokręcą coś, przeinaczą i wychodzą z tego jakieś idiotyzmy. Nie mam siły ani czasu, żeby się temu przeciwstawiać ani z tym walczyć. Musiałabym dawać sprostowania, które wywołałyby kolejny zamęt.
– Dlatego właśnie postanowiłem napisać o pani książkę, która zawierałaby wyłącznie prawdę. Tak jak wcześniej uzgodniliśmy.
– To miło z pana strony. Cóż, postaram się pana nie zawieść, ale po tych wszystkich bzdurach, które napisano na mój temat, sama nie wiem, czy jakakolwiek prawda jest jeszcze możliwa do przekazania.
– Oczywiście wszystkie pani wypowiedzi będą autoryzowane.
– Dziękuję, ale mówiąc szczerze, czuję się kompletnie wyczerpana. A może byśmy odłożyli na kilka dni te rozmowy?
– Ostatnie wydarzenia musiały sprawić pani szczególną przykrość.
– Ma pan na myśli to, co wypisywały o mnie te szmatławce? Szymcia!
– O pani i o mężu. Każdy z tabloidów przedstawiał sprawę inaczej.
– Czego?
– Dlaczego Szymcia jeszcze nie podaje?
– Mielę kawę. Ręcznie. Jak pani kazała.
– Dopiero teraz?!
– Chciała pani, żeby była świeża.
– Dobrze, niech się Szymcia pospieszy, zaczekamy. Może pan tymczasem napije się wina?
– Nie za wcześnie? Dopiero południe.
– Mój mąż, jeżeli był w domu, miał zwyczaj pić w południe lekki aperitif. Przyzwyczaił mnie…
– Czy moglibyśmy chwilę o nim porozmawiać?
– Proszę, przygotuję drinki.
– Informacja dla przyszłych czytelników: Ewaryst Lutomierski, mąż znanej pisarki Matyldy Delmonte zaginął dwa tygodnie temu. Dziesiątego grudnia wyszedł z domu… Zauważyłem na podjeździe czarne bmw z tablicą rejestracyjną „EWARYST”.
– Były straszne śniegi. Mąż postanowił pojechać do Łodzi koleją. Wie pan, za lasem jest mała stacja Skamielin-Lisice. Tam zatrzymują się pociągi jadące z Kutna do Łodzi Kaliskiej. Ewaryst obawiał się, że utknie gdzieś w korku na szosie.
– Mąż nie dotarł do firmy?
– Niestety… Proszę, campari.
– Dziękuję pani. Policja ustaliła…
– Ach, ta policja. Maglowała mnie w tę i we w tę. Zresztą nas wszystkich. Nawet Szymcię i Franciszka.
– Szymcię już poznałem. A kto to jest Franciszek?
– Nasz dozorca. Złota rączka. Trochę kuleje, ale jest bardzo przydatny. Narąbie drewna do kominka, załata dziurę w płocie… Szymcia!!
– Rozumiem. Taki człowiek jest nieoceniony w tak dużej rezydencji.
– Rzeczywiście, dom jest obszerny.
– Jestem, już jestem… Po co ten gwałt.
– Niech Szymcia postawi tacę na okrągłym stoliku. Sama naleję.
– Się robi.
– Może już Szymcia iść.
– A pan młody zanocuje u nas, czy nie?
– Przecież mówiłam, że będziemy mieli gościa.
– No to muszę przewlec pościel. W którym pokoju?
– W niebieskim. Niech nam Szymcia nie przeszkadza.
– Idę, idę… Zapytać się nie można, czy co?
– Przepraszam pana… Te kłopoty domowe wytrącają mnie z równowagi.
– Kto ich nie ma. Wróćmy do pani męża.
– Wołałabym,