Owen Jones

Bezkrwawy


Скачать книгу

zmieniły ułożenie poduszek, pomogły Hengowi usiąść i opatuliły go kocem.

      - Wypij to, kochany – powiedziała Wan. – To ten sam napój, który tak ci wczoraj posmakował.

      Da nalała trochę płynu do szklanki i wsadziła do niej słomkę. Mężczyzna wypił dwie porcje różowego napoju z zieloną ziołową pianką. Zdawało się, że nieco po nich odżył. Przeciągnął się i rozejrzał dookoła jakby pierwszy raz widział swój pokój.

      - Smakowało, co Heng? – spytała Da. – Widzę, że jesteś o wiele bardziej żywy. Czy dasz radę zejść dziś na dół? Trochę słońca dobrze ci zrobi… Wyglądasz nieco blado… Nie jesteś przyzwyczajony do siedzenia pod dachem, prawda?

      Heng przyjrzał się jej jakby mówiła do niego w obcym języku. Następnie przeniósł spojrzenie na żonę.

      - Chcesz iść do toalety, Heng? Dawno się nie wypróżniałeś. Wszystko w porządku tam na dole? Może przynieść ci wiadro?

      - Tak, to dobry pomysł. Chcę do toalety, ale najpierw napiję się jeszcze koktajlu.

      Żadna z kobiet nie wiedziała ile może go pić, więc pozwoliły mu w pełni zaspokoić pragnienie. Heng wypił cały litr.

      Da przechyliła się do tyłu i obserwowała jak Wan pomaga mu się ubrać. Koktajl zaczynał działać i mężczyzna stawał się coraz bardziej energiczny.

      - No to chodź, skarbie. Ubierzesz się i pójdziemy na dół.

      Kobiety wzięły dygoczącego Henga pod ręce i pomogły mu wstać. Zachowywał się jak rower z rozklekotanym kołem. Gdy udało im się zaprowadzić go na półpiętro, skrzywił się nieco na widok światła. Jednak kto by tak nie zrobił po półtora dnia w całkowicie ciemnym pokoju? Den i Din przyglądali się schodzącemu po schodach ojcu, któremu pomagały ciotka i żona. Wyglądał trochę jak pijany.

      Dzieci przeraziło, że mężczyzna wyglądał tak krucho i… inaczej. Heng zawsze był chudy, ale teraz był wyniszczony, biały jak śnieg, natomiast zamiast oczu miał dwa czerwone punkciki. Gdy zbliżył się do stołu przesunęły się, ponieważ mężczyzna musiał odpocząć.

      - Den, masz jeszcze gdzieś te stare okulary przeciwsłoneczne? Oczy twojego ojca są teraz bardzo wrażliwe, więc mogłyby mu się przydać – spytała matka.

      - Wan, dasz radę sama zaprowadzić Henga do toalety czy Den ma ci w tym pomóc? – rzekła Da.

      - Powinnam dać radę.

      Poszli dalej. Heng osłaniał wolną ręką oczy przed słońcem. Po piętnastu minutach posadzono go znowu przy stole. Wydawał się wyczerpany tą wyprawą.

      - Din, skocz na górę po prześcieradło i kilka poduszek, dobrze? Dziś ojciec będzie odpoczywał tutaj. Przyda mu się trochę świeżego powietrza i słońca. Nigdy w życiu nie przebywał tyle czasu w pomieszczeniu, więc jego organizm nie jest do tego przyzwyczajony. Spójrz w jakim jest stanie…

      Heng co chwila przyglądał się swoim bliskim. Wydawało się jednak, że w ogóle nie rozumie o czym rozmawiają. Przygotowali mu wygodne posłanie, a Den przyniósł ogromne okulary przeciwsłoneczne, które były jego dumą jeszcze dziesięć lat temu… kiedy były modne.

      Efekt był taki, że Heng wyglądał jak jakiś dziwaczny ptak w okularach, oparty o wspornik i owinięty prześcieradłem.

      - Cóż, dzieci. Lepiej pójdźcie przygotować dla ojca więcej koktajlu. Wydaje się mieć dziś spory apetyt, a to znak, że postępujemy prawidłowo. Czujesz się już lepiej, prawda Ta?

      Wszyscy czekali na jakąś reakcję. W końcu mężczyzna kiwnął głową, przez co wyglądał zupełnie jak sowa. Den i Din odeszli chichocząc. Bardzo ciężko było im przyrównać istotę przy stole do tego jak ich ojciec wyglądał zaledwie dobę temu.

      - Ciotuniu, czy powinnam przygotować Hengowi na wieczór coś normalnego do jedzenia? – spytała Wan.

      - Nie zaszkodzi mu to, ale też nie zastąpi koktajlu – odparła staruszka.

      - Heng, będziesz chciał później coś z nami zjeść?

      Mężczyzna pokiwał głową na boki i gapił się na żonę.

      - Co chcesz mu ugotować, Wan? – zapytała Da.

      - Kurczaka lub wieprzowinę… co będzie wolał.

      Heng nadal przyglądał się kobietom jak komuś, kto mówi w całkowicie niezrozumiałym dla niego języku.

      - To może go spytaj? Przecież nie postradał rozumu… A przynajmniej tak mi się wydaje.

      - Co wolisz na kolację, Heng? Kurczaka czy wieprzowinę?

      Przyglądał się jej przez kilka sekund. W końcu przemówił.

      - Małe…

      - Które? A zresztą… Nie wolno ci jeść dzieci, Heng. Tak nie można.

      - Nie nasze dzieci… Małe koźlątka… Chyba mamy kilka? – rzekł Heng.

      - Owszem, mamy. Chcieliśmy jednak powiększać nasze stado.

      - Tylko jedno małe.

      - No… No dobrze, Heng. Jesteś chory, więc ugotuję ci koźlątko, a my zjemy wieprzowinę.

      - Niech będzie krwiste, grillowane i bez curry. Mam chęć na mięso. Prawdziwe, czerwone mięso.

      Dzieciom ulżyło, że ojciec nie chce ich jeszcze zjeść.

      Wydawało się, że Heng postanowił uciąć sobie drzemkę przed kolacją. Den postanowił wykorzystać tę okazję i spytać matkę czy jej zdaniem mężczyzna będzie chciał któregoś dnia ich zjeść.

      - Och, nie wydaje mi się Den. Na pewno nie, jeśli zaspokoimy jego apetyt. Teraz już wiemy, co lubi. Ciotuniu Da, co ciotunia sądzi o przypadku Henga?

      - Jest bardzo ciekawy… bardzo. Jeszcze wczoraj śmierć pukała do jego drzwi, a dziś staje się z godziny na godzinę coraz bardziej aktywny. Aczkolwiek nie przypomina tego Henga, którego znaliśmy i kochaliśmy. Trzeba będzie obserwować tego nowego Henga. Może nawet odzyskamy starego, gdy już przyzwyczai się do nowej diety i wyliże z bezkrwistego okresu. Muszę przyznać, że to dla mnie niezbadane terytorium i działam po omacku, jedynie na podstawie sugestii od moich Duchowych Przyjaciół… Chociaż jeden z nich powiedział mi, że o wiele bardziej miłosierne byłoby zabicie go i pozwolenie na rozpoczęcie życia od nowa. A co ty sądzisz o tej radzie, Wan?

      - Cóż… szczerze mówiąc… byłoby to chyba zbyt radykalne rozwiązanie, nie sądzisz ciotuniu Da?

      - Muszę się z tobą zgodzić, dlatego wcześniej o tym nie mówiłam. Jest to jednak jakaś możliwość, jeśli ta sprawa nas przerośnie.

      Heng prawdopodobnie przespał tę rozmowę, lecz żadna z kobiet tego nie sprawdzała.

      - Czy ciotunia sądzi, że on cierpi?

      - Wydaje się dość spokojny, prawda? Zaczął znów mówić i nie wspominał o żadnych dolegliwościach. Nie martwiłabym się zatem przesadnie o jego kondycję fizyczną, ale to ty znasz go najlepiej. Powinnaś zatem pilnować czy nie zachodzą jakieś zmiany w jego zachowaniu. Jeśli się pojawią, natychmiast mi o nich powiedz, żebyśmy mogły je przedyskutować.

      - W porządku, ciotuniu Da. Tak zrobię. Nie chcę cię zatrzymywać, jeśli masz na głowie inne sprawy. Dzieci spisują się cudownie – przejęły wszystkie nasze obowiązki, więc mogę posiedzieć z Hengiem. Mogę załatwić ci podwózkę do domu. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc. Gdyby nie ty to Heng by nie przeżył i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Jeśli możemy coś dla ciebie zrobić po prostu powiedz.

      - Dziękuję