Tuchaczewski się, kurwa, znalazł!
– Popowski to jeden z naszych najlepszych oficerów. Emocjonalny, owszem, ale twardy i uparty do bólu. Do tej operacji podchodzi bardzo osobiście, bo ma rachunki do wyrównania z tym Wolskim z Agencji Wywiadu – stwierdził Lebiedź.
Krugłow spojrzał na generała pytająco, jakby nie rozumiał, kto to Wolski, i z głośnym stęknięciem usiadł w fotelu.
– W dwa tysiące piątym roku, podczas tej „pomarańczowej rewolucji”, Popowski prowadził operację mającą zabezpieczyć i wywieźć zasoby archiwalne Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. Pamiętasz? Wtedy nikt nie wiedział, co się może stać. Cały Zachód próbował się dorwać do ukraińskich służb. Misza się napracował, a Wolski po prostu kupił prawie wszystko na kilku dyskach od dwóch pijanych pułkowników z SBU w jakiejś knajpie koło ich Centrali. Misza chciał mu to odebrać, ale się nie udało i Wolski pomachał mu jeszcze na pożegnanie. Teraz rozumiesz! Wolski to jego wyzwanie, prawdziwy przeciwnik…
– Tak! Teraz go rozumiem. To może być wkurwiające, jeśli zrobił cię jakiś Polaczek! – skomentował Krugłow. – Ale muszę, Sasza, coś jeszcze z tobą przedyskutować. A w zasadzie chcę, żebyś mi przedstawił ocenę pracy naszego wywiadu na kierunku polskim. Wkrótce odbędzie się kolegium w tych sprawach. Wiesz, Władimir Władimirowicz zna temat dobrze, informujesz go na bieżąco, ale ja byłem zajęty innymi problemami. Muszę się swobodniej poruszać w tej tematyce na kolegium. Rozumiesz mnie?
– To oczywiste! – odpowiedział Lebiedź.
Czuł, że Krugłow zwróci się do niego z prośbą, której nie będzie mógł odmówić. Zastanawiał się nawet, dlaczego do tej pory, mimo że jest odpowiedzialny za koordynację pracy wywiadu i Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Krugłow nigdy głębiej się tymi sprawami nie interesował. Dopiero teraz!
Może to on jest szykowany na moje miejsce. Zresztą wszystko mi jedno! Szkoda tylko takich oficerów jak Misza – pomyślał.
– Jak pamiętasz, do początku lat dziewięćdziesiątych mieliśmy swoje problemy i Polska dopiero majaczyła gdzieś tam na horyzoncie. Gdzie wtedy byłeś?
– W kontrwywiadzie, w wydziale zajmującym się ambasadą USA – odpowiedział szybko Krugłow.
– Polską oczywiście interesowaliśmy się zawsze. Ale w czasach KGB w zupełnie innym ujęciu. Po rozwiązaniu Układu Warszawskiego, rozwaleniu Sojuza i powrocie naszych wojsk dotychczasowe priorytety naszej pracy przestały być aktualne. Także w odniesieniu do Polski. Zresztą brakowało nam wtedy specjalistów. Towarzystwo rozbiegło się na wszystkie strony robić biznes i sporo czasu zajęło zebranie go do kupy. Nie mieliśmy specjalistów od spraw polskich. To rzeczy oczywiste, wszyscy je znamy, nie będę ich powtarzał.
– Z naszego Wydziału zostało wtedy tylko dziesięciu chłopa! Gdyby jankesi o tym wiedzieli! – skomentował Krugłow z uśmieszkiem i po chwili dodał już poważnie: – A może wiedzieli?
– Doskonale wiedzieli! Nie zapominaj o sprawie Amesa. – Lebiedź zdziwił się, że Krugłow ma podstawowe braki w znajomości pracy wywiadu.
– Kiedy tylko pojawiły się pierwsze sygnały, że Polska będzie aspirować do NATO i Unii, zapadła decyzja rozbudowy i poważnego wzmocnienia Wydziału Polskiego. Zbiegło się to z zakończeniem procesu przebudowy naszej służby. Stworzyliśmy potężny zespół analityczny, złożony z socjologów, politologów, historyków i doświadczonych oficerów, który miał wypracować naszą strategię działalności wywiadowczej wobec Polski. Ten zespół, choć w nie tak licznym składzie, świetnie działa do dziś. W krótkim czasie określił podstawowe założenia przyszłej pracy wywiadu, zgodne zresztą z ocenami naszego MSZ. Zasadniczą rolę odegrała tu teza, że Polska to potencjalny konkurent i oponent Rosji w Europie Środkowo-Wschodniej. Nałożyła się na to niepodległość Ukrainy, którą nasi analitycy określili jako przyszły główny kierunek ekspansji politycznej Polski przeciw Rosji. I nie pomylili się!
– No tak! Oczywiście! Polska była chyba drugim krajem, który uznał niepodległość Ukrainy… a chcieli być pierwszym! – wtrącił Krugłow.
– Problem zaogniało gwałtowne zacieśnianie się bliskiej współpracy z USA, dużo szybsze niż z europejskimi partnerami. To zaczynało być dla nas naprawdę groźne – mówił Lebiedź tonem człowieka dobrze znającego temat. – Wiesz, wtedy na Kremlu nie wszystko postrzegano we właściwy sposób i we właściwych proporcjach.
– Co było zrobić? Taką ekipę dobrał sobie Jelcyn! – skomentował Krugłow, chociaż był wtedy zwykłym funkcjonariuszem Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Władimir Władimirowicz odkrył go, gdy został szefem FSB, bo Krugłow zajmował się wtedy Czeczenią.
– Trwało, jak pamiętasz, umacnianie władzy. Ale nie u nas! Myśmy sobie doskonale zdawali sprawę z rysujących się dla Rosji zagrożeń i podejmowaliśmy odpowiednie działania. Jewgienij Maksimowicz miał wizję, wiedzę i doświadczenie – podkreślił Lebiedź, by pokazać Krugłowowi, jak mu daleko do autorytetu poprzednich szefów SWZ. – Analiza zespołu, wypracowana na początku lat dziewięćdziesiątych, do dzisiaj zadziwia swoją aktualnością i przenikliwością. Do dzisiaj jest drogowskazem dla naszego wywiadu.
Krugłow słuchał teraz uważnie. Wydawało się, że jest autentycznie zainteresowany tym, co mówi Lebiedź.
– Zobacz! Amerykanie planują założenie swoich baz wojskowych w Polsce. Obawialiśmy się tego już wtedy, robiliśmy wszystko, by odsunąć tę groźbę, bo wiedzieliśmy, że będzie nas to kiedyś drogo kosztować. Czy nam się udało? Zobaczymy! – Lebiedź, mówiąc to, nie sprawiał wrażenia zasmuconego. – W ocenie zespołu, zaktualizowanej po jakimś czasie, Polska jako obiekt naszego zainteresowania wywiadowczego ma praktycznie jednowymiarowe znaczenie. Nie jest dla nas źródłem zaawansowanych technologii, światowych finansów, problemów gospodarczych czy wojskowych. Polska ma być przede wszystkim przyjazna Rosji, obojętnie w jakiej formie, bo to przecież nasz korytarz do Europy. Rozwój gospodarczy tego kraju ma dla nas pewne znaczenie, ale odkąd jest on w Unii, niewiele możemy zdziałać w tym zakresie. Jednak Polska zadowolona i przeżywająca gospodarczy boom będzie bardziej pewna siebie na arenie międzynarodowej, a przez to też bardziej chętna do współpracy z nami. Tak czy inaczej konflikty społeczne, nieodłączne od rozwoju gospodarczego, będą występować jeszcze długo, a to ułatwia nam realizację naszych celów… Czyli? Nadbudowa nie nadąża za bazą – roześmiał się Lebiedź. – I pomyśleć, że Marksa wykreślili z panteonu mędrców! – Zauważył, że Krugłow z akceptacją kiwa głową. – Taka jest nasza strategia, a taktyka zmienia się oczywiście zależnie od okoliczności. W każdym razie Polska musi być związana z nami przyjaźnią. No… nie taką jak kiedyś… Przyjaźń partnerska z Polską może nam tylko pomóc w relacjach z Brukselą, Berlinem i Paryżem. Wroga nam Polska będzie tylko utrudniać nasz dialog i współpracę z wielkimi Unii. Potrzebny nam czas, bo Rosję czeka wielka rewolucja modernizacyjna. Bez pomocy Europy nie oprzemy się Chinom…
– Tak, to prawda… Nie wiadomo… czy Chiny, czy Europa – wtrącił Krugłow z miną mędrca.
– W końcu Francuzi i Niemcy, biorąc sobie Polaków do towarzystwa, wiedzieli, co robią. Zresztą Bałtów i Węgrów też. I jasne było, że porozumienia z nami to im nie ułatwi. Mimo pojednania w Katyniu Polacy wciąż mnożą historyczne żądania. Teraz chcą wysłać archeologów, żeby rozgrzebywali jakieś groby na Syberii. Wyobrażasz sobie?! Obecna ekipa w Warszawie okopała się gdzieś na pozycjach z tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego roku i żyje antyrosyjskim i antysowieckim resentymentem. Stworzyli z tego fundament swojej polityki… Próbują też trochę pogrywać tak z Niemcami, ale na dłuższą metę to nie wchodzi w rachubę. Najchętniej pewnie pojeździliby sobie po Żydach, ale to by się nie spodobało USA – stwierdził Lebiedź.
– A kto by nie chciał pojeździć na Żydach? – dodał niby dowcipnie