ine/>
Originally published by HarperCollins Publishers under the title “Gangsta Granny”.
Text copyright © David Walliams 2011
Illustrations copyright © Tony Ross 2011
David Walliams and Tony Ross assert the moral right to be identified as the author and illustrator of this work.
Copyright © for the Polish Edition by Dom Wydawniczy MAŁA KURKA,
Piastów 2013
Copyright © for the Polish translation by Karolina Zaremba
Wydanie pierwsze, październik 2013
Skład i łamanie:
Trevo, Grażyna Martins
Przygotowanie do druku okładki i stron tytułowych:
Czartart, Magdalena Muszyńska, Izabela Surdykowska-Jurek
Druk i oprawa: Opolgraf S.A.
Wydawca:
Dom Wydawniczy MAŁA KURKA
ISBN 978-83-62745-13-5
Publikację elektroniczną przygotował:
Dla Philipa Onyango…
… najdzielniejszego chłopca, jakiego kiedykolwiek spotkałem.
Podziękowania
Pragnę podziękować paru osobom, które pomogły mi w pracy nad tą książką.
W pierwszej kolejności dziękuję wielce utalentowanemu Tony’emu Rossowi za jego magiczne ilustracje. Ann-Janine Murtagh, genialnej dyrektor działu literatury dziecięcej w HarperColins. Nickowi Lake’owi, mojemu ciężko pracującemu wydawcy i przyjacielowi. Fantastycznym grafikom Jamesowi Stevensowi, który pracował nad okładką, i Elorine Grant, odpowiedzialnej za tekst. Skrupulatnej adiustatorce, Lizzie Ryley. Samancie White za świetną reklamę moich książek. Uroczej Tanyi BrennandRoper, produkującej wersje audio. Dziękuję także mojemu, zawsze wspierającemu mnie, agentowi literackiemu Paulowi Stevensowi z Independent.
Jednak najbardziej wdzięczny jestem Wam dzieciaki za czytanie moich książek. To niezwykły zaszczyt móc spotykać się z Wami przy podpisywaniu egzemplarzy, dostawać od Was listy i rysunki. Naprawdę uwielbiam snuć dla Was opowieści i mam nadzieję, że fantazja podpowie mi kolejne. Czytanie dobrze wam robi, więc oby tak dalej!
1
Kapuściana Woda
– Ale Babcia jest taaaka nuuuuudna – powiedział Ben pewnego zimnego listopadowego wieczoru, gdy, jak co piątek, siedział zgarbiony na tylnym siedzeniu samochodu rodziców. Znowu musiał spędzić noc u swojej okropnej babci. – WSZYSCY starzy ludzie to nudziarze.
– Jak ty mówisz o własnej babci – skarcił go bez przekonania Tata, zakleszczony między kierownicą a siedzeniem kierowcy we wnętrzu ich małego, brązowego auta.
– Nie znoszę u niej zostawać – protestował Ben. – Ma zepsuty telewizor, nic tylko godzinami grałaby w scrabble, a do tego śmierdzi kapustą!
– Nie da się ukryć, że chłopak ma trochę racji, ona naprawdę śmierdzi kapustą – zgodziła się Mama, wykańczając swój makijaż za pomocą konturówki do ust.
– Nie pomagasz, moja droga, oj nie pomagasz – mruknął Tata. – Moja matka co najwyżej rozsiewa lekki zapaszek gotowanych warzyw.
– Nie mógłbym iść z wami? – błagał Ben. – Uwielbiam te, jak im tam, tańce w towarzystwie – skłamał.
– Mówi się „tańce towarzyskie” – poprawił Tata. – A ty wcale ich nie lubisz. Powiedziałeś, cytuję: „Wolałbym jeść własne gluty, niż oglądać ten badziew”.
Rodzice Bena wprost UWIELBIALI tańce towarzyskie. Czasem odnosił wrażenie, że kochali taniec bardziej niż jego. Sobotni wieczór w telewizji poświęcony był w całości programowi Taniec najsławniejszych sław, w którym znanych ludzi dobierano w pary z zawodowymi tancerzami. Rodzice nigdy nie przegapili ani jednego odcinka.
Gdyby, dajmy na to, w domu wybuchł pożar, a Mama mogłaby uratować połyskujący złotem but do stepowania, noszony niegdyś przez Flavio Flaviolego (pochodzącego z Włoch łamacza kobiecych serc, wymuskanego, opalonego tancerza, który występował w każdej edycji tego popularnego, telewizyjnego show) albo własne dziecko, Ben przeczuwał, że wyniosłaby z płomieni złoty pantofel. Tego wieczoru rodzice zamierzali obejrzeć Taniec najsławniejszych sław na żywo! Na scenie!
– Ben, nie wiem, dlaczego nie porzucisz wreszcie swojej, wartej tyle co przerdzewiałe rury, fascynacji hydrauliką i nie pomyślisz poważnie o tańcu – powiedziała Mama, rysując się konturówką po policzku, gdy auto podskoczyło na szczególnie garbatym garbie ograniczającym prędkość. Mama miała zwyczaj malować się w trakcie jazdy samochodem, co oznaczało, że często kończyła podróż przypominając clowna. – Może nawet kiedyś zatańczyłbyś w Sławach! – dodała podekscytowana.
– Bo to głupie tak podrygiwać albo pląsać – stwierdził Ben, na co Mama jęknęła i sięgnęła po chusteczkę.
– Zamiast denerwować matkę, lepiej siedź cicho jak grzeczny chłopiec – upomniał go Tata i podgłośnił muzykę.
Jak można się było spodziewać, w odtwarzaczu nadal tkwiła płyta z melodiami z ich ulubionego show. Z okładki krzyczał napis: „50 niezapomnianych hitów z przebojowego programu rozrywkowego”. Ben nienawidził tych nagrań. Słyszał je wszystkie milion razy i stały się dla niego wymyślną torturą.
Mama Bena pracowała w pobliskim salonie MANIKIUR „Paznokcie od Gail”. Nie było tam zbyt wielu klientów, więc, wraz z drugą panią, która tam pracowała (łatwo się domyślić, że na imię jej było Gail), większość czasu spędzały na robieniu sobie nawzajem paznokci. Polerowaniu, czyszczeniu, przycinaniu, nawilżaniu, nakładaniu odżywek, wypełnianiu, nabłyszczaniu, piłowaniu, lakierowaniu, przedłużaniu i malowaniu. Dłubały przy nich cały dzień (chyba że w telewizji akurat pokazywano jakiś występ Flavio Flaviolego), co oznaczało, że Mama zawsze wracała do domu, mając palce dłuższe o wielobarwne tipsy.
Tata pracował jako ochroniarz w miejscowym supermarkecie. Jak dotąd, największym osiągnięciem w jego dwudziestoletniej karierze było zatrzymanie pewnego staruszka, który usiłował wynieść ze sklepu ukryte w spodniach dwie kostki margaryny. A choć Tata był obecnie za gruby na ściganie złodziei, to z pewnością mógł skutecznie zatarasować im drogę ucieczki. Rodzice poznali się, gdy Tata niesłusznie oskarżył Mamę o kradzież paczki chipsów. Po roku znajomości byli już małżeństwem.
Samochód skręcił za róg, by wjechać na Grey Close, gdzie zagnieździł się przysadzisty, parterowy dom Babci. Stał w długim rzędzie podobnych smutnych domków, w których mieszkali głównie emeryci.
Auto stanęło, a Ben ostrożnie zerknął w stronę domu. Dostrzegł swoją Babcię, tęsknie wyglądającą przez okno salonu. Już czekała. Za każdym razem tak właśnie wypatrywała jego przyjazdu. Jak długo tam stoi?, zastanawiał się chłopiec. Od zeszłego tygodnia?
Ben był jej jedynym wnukiem i z tego co wiedział, staruszka nie miewała innych gości.
Babcia pomachała na przywitanie i posłała Benowi łagodny uśmiech, który chłopiec niechętnie odwzajemnił.
– Dobra, jedno z nas odbierze cię jutro rano, koło jedenastej – powiedział Tata, nie gasząc silnika.
– Nie