pojawiła się w progu, nim zdążył zadzwonić. Potężna kapuściana chmura buchnęła Benowi prosto w twarz. To było jak nokaut odorem.
Babcia Bena wyglądała klasycznie od stóp do głów:
– Mamusia i Tatuś nie wejdą? – spytała, wyraźnie strapiona. Między innymi tego właśnie Ben u Babci nie znosił: zawsze mówiła do niego jak do małego dziecka.
Bruuum-bruuum-bruuuuuummmmmm.
Staruszka i chłopiec patrzyli, jak brązowy samochodzik oddala się pospiesznie, podskakując co chwila na ograniczających prędkość garbach. Rodzice lubili spędzać czas z Babcią tak samo jak i Ben. Wykorzystywali jedynie możliwość podrzucania do niej syna w piątkowe wieczory.
– Eee, nie… przykro mi, Babciu – rzekł niepewnie Ben.
– Cóż, w takim razie wejdź – wymamrotała. – Rozłożyłam nam już planszę do gry w scrabble, a na podwieczorek będzie twoja ulubiona… zupa kapuściana!
Mina zrzedła Benowi jeszcze bardziej.
Nieeeeeeeeeee!, pomyślał.
2
Kacze Odgłosy
Nie minęło wiele czasu, a babcia i wnuk, w grobowej ciszy, zasiedli naprzeciwko siebie przy stole w jadalni. Ben nie pamiętał, aby ich wspólny piątek kiedykolwiek wyglądał inaczej.
Gdy jego rodzice nie oglądali Tańca najsławniejszych sław w telewizji, chadzali do restauracji na curry albo do kina. Piątkowe wieczory były ich wieczorami „randkowymi” i odkąd Ben sięgał pamięcią, rodzice podrzucali go wtedy do Babci. Zatem jeśli nie Taniec Najsławniejszych Sław Na żywo! Na scenie! Całkiem na żywo! to Taj Mahal (lokal przy głównej ulicy, serwujący curry, a nie zabytek z białego marmuru w Indiach) i zajadanie kilogramów hinduskich chlebków.
Wewnątrz domku słychać było tylko tykanie, stojącego na kominku, podróżnego zegara i szczęknięcia metalowych łyżek o porcelanowe talerze, urozmaicane od czasu do czasu przenikliwym gwizdem, pochodzącym z babcinego zepsutego aparatu słuchowego. Celem urządzenia zdawała się być nie poprawa słuchu staruszki, lecz spowodowanie głuchoty u wszystkich wokół.
To była jedna z rzeczy, które doprowadzały Bena do szału. Należało dodać jeszcze kilka:
1. Babcia miała zwyczaj plucia w używaną chusteczkę, którą trzymała wetkniętą w mankiet swetra, by następnie wycierać nią twarz swego wnuczka.
2. Od 1992 roku nie naprawiła telewizora. Pokryty był warstwą kurzu tak gęstą, że przypominała futro.
3. Jej dom pełen był nudnych książek, do których przeczytania stale Bena namawiała, chociaż czytanie budziło w nim prawdziwą odrazę.
4. Babcia wymagała od wnuka noszenia ciepłego, zimowego płaszcza, niezależnie od pory roku, nawet podczas upałów, „żeby się nie spocił”.
5. Śmierdziała kapustą (w promieniu kilku kilometrów u wszystkich uczulonych na kapustę z miejsca wywołałaby ostrą reakcję alergiczną).
6. Zdaniem Babci, ekscytująca przygoda podróżnicza to karmienie kaczek z pobliskiego stawu kawałkami pleśniejącego chleba.
7. Babcia stale puszczała wiatry, nie przyznając się do tego.
8. Jej wiatry nie śmierdziały tylko kapustą. To był smród zepsutej kapusty.
9. Babcia nalegała, by kłaść się spać tak wcześnie, że właściwie w ogóle nie opłacało się wstawać.
10. Na Gwiazdkę robiła na drutach swemu jedynemu wnuczkowi pulowery w pieski lub kotki, w których rodzice zawsze kazali Benowi chodzić całe Święta.
– Jak zupa? – spytała staruszka.
Przez ostatnie dziesięć minut Ben mieszał, stojący przed nim w nieco poobtłukiwanym talerzu, bladozielony płyn z nadzieją, że może jakimś cudem wyparuje.
Nic z tego.
Na dodatek wystygł. Zimne kawałeczki kapusty pływały sobie w zimnej, kapuścianej brei.
– Jest… pyszna, dziękuję – odpowiedział Ben.
– To dobrze.
Tik-tak, tik-tak.
– To dobrze – powtórzyła Babcia.
Szczęk. Szczęk.
– Bardzo dobrze. – Babci rozmowa przychodziła tak ciężko jak Benowi.
Szczęk, szczęk. Gwizd.
– Co w szkole? – spytała.
– Nuda – mruknął Ben. Dorośli zawsze pytali o szkołę, mimo że dla dzieci to absolutnie znienawidzony temat. Wiadomo, że kiedy chodzisz DO szkoły, to nie masz ochoty o niej gadać.
– Aha – odparła Babcia.
Tik-tak, szczęk, szczęk, gwizd, tik-tak.
– Pora zajrzeć do piekarnika – powiedziała, po tym jak długa chwila milczenia przeciągnęła się w OKROPNIE długą chwilę milczenia. – Twoje ulubione ciasto kapuściane już się piecze.
Powoli uniosła się z krzesła i ruszyła do kuchni. Przy każdym kroku spomiędzy jej obwisłych pośladków wydobywało się nieco powietrza. Brzmiało to jak kwakanie. Babcia albo nie zdawała sobie z tego sprawy, albo naprawdę dobrze udawała, że nie zdaje sobie z tego sprawy.
Ben patrzył za nią przez moment, po czym cichutko zakradł się na drugi koniec pokoju. Nie lada to wyczyn, bo dookoła piętrzyły się stosy książek. Babcia Bena KOCHAŁA książki i wiecznie przesiadywała z nosem w jednej z nich. Były powciskane na półki, poukładane na parapetach i poupychane po kątach.
Jej ulubionym gatunkiem literackim były kryminały. Powieści o bandziorach, gangsterach, rabusiach okradających banki, mafii i tym podobnych. Ben nie rozumiał różnicy między bandziorem a gangsterem, ale bandzior wydawał się o wiele gorszy.
Chociaż chłopiec nienawidził czytania, uwielbiał oglądać okładki babcinych książek. Królowały na nich szybkie samochody, niebezpieczna broń, olśniewające kobiety. Nie mógł uwierzyć, że jego stara, nudna Babcia lubiła opowieści, które wyglądały tak intrygująco.
Skąd u niej ta obsesja na punkcie bandziorów?, zastanawiał się Ben. Oni nie mieszkają w parterowych domkach. Rabuś nie grywa w scrabble i prawdopodobnie nie śmierdzi kapustą.
Czytanie szło Benowi mozolnie, a uwagi nauczycieli sprawiały, że czuł się jak głupek, nie mogąc nadążyć za kolegami. Pani dyrektor nawet zostawiła go na drugi rok w tej samej klasie, w nadziei, że chłopiec nadgoni z czytaniem. Rezultat był taki, że wszyscy jego koledzy chodzili teraz do innej klasy, a Ben czuł się w szkole tak samotny jak w domu, z rodzicami, których obchodziły jedynie tańce towarzyskie.
W końcu, po mrożącej krew w żyłach chwili, gdy omal nie przewrócił stosu opartych na faktach kryminałów, Ben dotarł do stojącej w rogu pokoju rośliny. Pospiesznie wlał pozostałą porcję zupy do donicy. Roślina i tak wyglądała na umierającą, a nawet jeśli jeszcze nie konała, babcina kapuściana zupa z pewnością była w stanie ją wykończyć.
Nagle Ben usłyszał charakterystyczne kacze odgłosy, oznajmiające, że Babcia wracała do jadalni, więc popędził z powrotem do stołu. Siadł z pustym talerzem przed sobą i łyżką w garści, starając się przybrać najbardziej niewinną minę, na jaką było go stać.
– Skończyłem już zupę, dziękuję,