Лорен Вайсбергер

W pogoni za Harrym Winstonem


Скачать книгу

oddechy, tym razem krótsze, właściwie łkanie.

      – Och, wszystko w porządku. Po prostu serce mi wali. To przez całe to podniecenie, wiesz?

      Emmy przycisnęła komórkę do ucha, rozpaczliwie chcąc usłyszeć choć ślad tego rozchichotanego dziewczęcego entuzjazmu kogoś, kto właśnie się zaręczył, ale w gruncie rzeczy wcale tego nie oczekiwała. Leigh nie była rozchichotaną dziewczynką: była zabawna, wrażliwa, lojalna oraz neurotyczna. Chichotanie nie było w jej stylu. Może też czuła się trochę skrępowana, opisując swój pierścionek, gdy tymczasem wszyscy spodziewali się, że to Emmy będzie pierwsza. Emmy wróciła wspomnieniem do kolacji sprzed kilku miesięcy, kiedy z takim entuzjazmem opowiedziała Leigh i Adrianie, że Duncan zapytał, jaki nosi rozmiar pierścionka. Pomyślała wtedy, że to niezbyt romantyczny gest, ale na pewno oznaczający coś dobrego. Rumieniła się teraz, myśląc o swoim podnieceniu, i postanowiła, że nie pozwoli, aby Leigh się nad sobą litowała.

      – A ty co dałaś mu na rocznicę? – zapytała z przesadną być może pogodą.

      Kolejna długa pauza. Odgłosy wskazywały, że Leigh próbuje uspokoić oddech powolnymi wdechami.

      – Leigh?

      – Przepraszam, eee… nic mi nie jest. Tylko trochę… ee, dałam mu torbę do laptopa. Pomarańczową. – Zrobiła kolejny głęboki wdech i zakaszlała. – Od Barneysa.

      Emmy starała się ukryć zaskoczenie.

      – Russell wreszcie kupił sobie laptopa? Nie sądziłam, że tego dożyję. Jak go w końcu przekonałaś?

      – Wciąż nie ma laptopa. – Leigh westchnęła. – Och, Emmy, jestem najgorszym człowiekiem na świecie.

      – Co się stało, kochanie?

      – Kompletnie się pogubiłam.

      – Zamierzasz kupić mu laptop? To urocze! Nie mogłaś wiedzieć, że zamierza ci się tego wieczoru oświadczyć. Nie przejmuj się. Russell jest ostatnią osobą na świecie, która by się czymś takim przejmowała.

      Nastąpiła kolejna długa chwila ciszy i gdy Leigh wreszcie się odezwała, Emmy wiedziała, że płacze.

      – Kupiłam mu pomarańczową torbę do laptopa, bo byłam zbyt leniwa, żeby wybrać coś osobiście. – Głos miała przepełniony złością i żalem. – Zadzwoniłam do sklepu, podałam numer mojej karty kredytowej i to właśnie przysłali, torbę do laptopa! Dla kogoś, kto nawet nie ma laptopa. Pomarańczową. – Pociągnięcie nosem. – Russell nienawidzi jasnych kolorów.

      – Leigh, kochanie, nie bądź dla siebie taka surowa. Russell tak bardzo cię kocha, że poprosił, abyś spędziła z nim resztę życia. Nie pozwól, żeby stanął temu na drodze jakiś głupi prezent. Na pewno nie miał ci tego za złe, prawda?

      – Śmiał się, ale widziałam, że poczuł się zraniony.

      – To duży facet, Leigh, poradzi sobie z drobnym upominkowym nieporozumieniem. – Obie wiedziały, że nie o to chodzi, ale pozwoliły, by przeszło bez komentarza.

      – Więc mów, reszta też była zachwycona?

      Leigh skrupulatnie opisała reakcję swojej matki i Adriany, a także rodziny Russella, wtrącając żarty i zabawne obserwacje we właściwych momentach. Dopiero kiedy się rozłączyły, obiecując sobie dłuższą rozmowę następnego dnia, Emmy pozwoliła na drgnienie niepokoju. Czy Leigh i Russell naprawdę mogą mieć problem? Czy możliwe, że Leigh faktycznie ma poważne wątpliwości? Absolutnie nie, stwierdziła Emmy. To tylko nerwy. Podniecenie, szok i nic groźniejszego. Ufała swojej ocenie sytuacji i była pewna, że wszystko się wyjaśni, kiedy tylko emocje trochę opadną. Wracając do swojego laptopa, zebrała się na odwagę, by zamówić u wrogo nastawionego kelnera kolejną kawę.

      – Pardon? – Męski głos rozległ się nad jej prawym ramieniem, ale Emmy przekonana, że to kolejny pracownik hotelu chce ją za coś zganić, zignorowała go. – Przepraszam?

      – Głos nie rezygnował. – Proszę wybaczyć, że przeszkadzam.

      Emmy podniosła wzrok, w ostatniej chwili przypominając sobie, by wyglądać na znudzoną i niezadowoloną z tego, że ktoś zakłóca jej spokój. Jednak w momencie, gdy najbardziej rozdrażnionym tonem, na jaki mogła się zdobyć, powiedziała „tak”, pożałowała tego. Facet, który nad nią stał, należał do gatunku klasycznych przystojniaków – gęste ciemne włosy, przymrużone oczy, pogodny uśmiech, usta pełne prostych białych zębów – stanowił typ uniwersalnie atrakcyjny. Nie zabójczy czy seksowny jak gwiazda filmowa, ale przyjemny.

      Uroda połączona z pewnością siebie i przyjaznym nastawieniem sprawiała, że zdaniem Emmy żadna normalna kobieta na świecie nie uznałaby go za niezachęcającego.

      – Cześć – mruknęła. Bingo, pomyślała. Zawodnik startujący w Tour de Dziwka z numerem pierwszym. Obdarzył ją kolejnym uśmiechem i ruchem ręki wskazał krzesło obok, spoglądając pytająco. Emmy po prostu kiwnęła głową i gapiła się na niego, gdy siadał. Okazał się młodszy, niż pomyślała w pierwszej chwili, może nawet przed trzydziestką. Nabyta przez lata umiejętność błyskawicznej oceny, obecnie niemal instynktowna, wystawiła mu same plusy. Elegancko skrojony, choć zwyczajny granatowy bawełniany sweter na białej koszuli z kołnierzykiem. Porządne dżinsy, na szczęście pozbawione wymyślnych rozdarć, przesadnego przebarwienia, logo, ćwieków, haftów czy wojskowych kieszeni. Proste, acz eleganckie brązowe mokasyny. Przeciętny wzrost, rozsądna muskulatura niezdradzająca obsesji. Zadbany, ale męski. Gdyby musiała coś skrytykować, powiedziałaby, że dżinsy są trochę zbyt obcisłe. Z drugiej strony, jeżeli ktoś zamierza uwodzić Europejczyków, ciasne dżinsy to ryzyko zawodowe.

      Ośmielona tym, że ją zagadnął, i nie zapominając, że jeśli chodzi o płeć męską, do tej pory rozmawiała wyłącznie z pracownikami hotelu, Emmy się uśmiechnęła.

      – Jestem Emmy – powiedziała.

      Uśmiechnął się szeroko i podał jej rękę. Żadnych pierścionków, obgryzionych paznokci, bezbarwnego lakieru – same dobre znaki.

      – Paul Wyckoff. Niechcący podsłuchałem, co ten dupek do ciebie powiedział…

      Cholera jasna. Trzeba było spojrzeć prawdzie w oczy: mimo obcisłych dżinsów, dobrych manier i gorącej chęci, by było inaczej, Paul mówił po angielsku z amerykańskim akcentem. Bez dwóch zdań urodził się i wychował w Stanach, a może – i to tyle jeśli chodzi o egzotykę – w Kanadzie. Była gorzko rozczarowana.

      – …Niesamowite, prawda? – mówił. – Nigdy nie przestaje mnie zdumiewać, ile ludzie są skłonni zapłacić, żeby kiepsko ich traktowano.

      – Więc to nie tylko o mnie chodzi? – zapytała Emmy, czując lekką ulgę, że nie została negatywnie wyróżniona.

      – Absolutnie nie – zapewnił Paul. – Są napastliwi wobec wszystkich gości. Pod tym względem naprawdę trzymają równy poziom.

      – Cóż, dzięki. Zaczynałam już wpadać w kompleksy.

      – Cieszę się, że mogłem pomóc. Za pierwszym razem, kiedy się tu zatrzymałem, dostałem paranoi. Rodzice ciągnęli nas po całym świecie, właściwie dorastałem w hotelach, a tu wystarczył jeden dzień i poczułem się jak idiota.

      Emmy się roześmiała, zapominając, że Paul nie spełnia wymaganych warunków. Wymaganych oczywiście tylko do zabawy. Podczas niespełna czterech minut niezobowiązującej rozmowy zdołała się zorientować, że idealnie nadawałby się na męża. Ale nie! Nie, do jasnej cholery, nie zamierza znów wpaść w tę samą pułapkę. Seks w porządku. Więź nie. Powtarzała sobie te cztery słowa, gdy w wyobraźni widziała wymarzoną suknię