i od razu zareagował:
– Ej ty, widziałem cię! Wyjdź stąd natychmiast i stań w kolejce jak wszyscy inni!
Ząbek nic nie odpowiedział. Rozejrzał się po lokalu i wybrał jeden z dwuosobowych stolików z marmurowym blatem. Złość, którą miał w sobie, pomogła mu podnieść ciężki stolik jednym ruchem. Rzucił nim w kierunku sprzedawcy, ten uniknął uderzenia tylko dlatego, że padł na podłogę. Ząbek wyrwał pudełko z jedzeniem z rąk małego chłopca i wyszedł na ulicę między wystraszonymi ludźmi z kolejki. Nareszcie poczuł, że wrócił do życia.
Zawartość pudełka zjadł w garażu na stojąco.
– I co teraz? – zapytał sam siebie na głos.
I co teraz? Nie umiał ustać w miejscu, ten haust świeżego powietrza sprawił, że nie mógł już ani przez chwilę znieść zamknięcia w tej norze. Rzucił puste pudełko do kąta i zaczął chodzić tam i z powrotem po garażu, uderzając się pięścią po głowie i po piersiach. Potem, wyczerpany, osunął się na podłogę. Kiedy się obudził, nie wiedział, czy to dzień, czy noc, ale to było bez znaczenia. Najwyższy czas, żeby pójść do nich, do Antonella i Koali. Otworzył drzwi garażu i zobaczył światło dzienne. Szybkim krokiem pokonał odległość między garażem a domem Koali i wszedł na piętro.
Koala miała na sobie bluzkę w rozmiarze XXL i krótkie spodenki Chicago Bulls Ząbka sięgające jej łydek. Wyglądała jak dziewczynka, która bawi się w przebieranki. Podbiegła do Ząbka, objęła go i pocałowała w usta, choć Ząbek starał się uwolnić z jej uścisku, jakby to ona brzydko pachniała. Ale Koala nie dawała za wygraną, dotykała go wszędzie. Być może chciała sprawdzić, czy jest cały. Nie przestawała mówić, jak bardzo się o niego martwiła, chociaż policja się u niej nie pokazała. Ząbek jej nie przerywał, ręce trzymał spuszczone wzdłuż ciała, jakby narzucił sobie taką pokutę. „Dlaczego nie przychodziłeś?” – pytała, ale on nie umiał na to odpowiedzieć nawet samemu sobie. „To nieważne – mówiła dalej, nie spodziewając się może nawet odpowiedzi – ważne, że teraz jesteś ze mną, że jesteś z nami”. Wzięła go za rękę, delikatnie, jakby chciała w ten sposób i jego skłonić do delikatności, kiedy już zbliży się do ich dziecka. Poprowadziła go do pokoju, gdzie na tapczanie spał Antonello, otoczony dla bezpieczeństwa ze wszystkich stron poduszkami. Ząbek zobaczył syna po raz pierwszy w życiu i to niemowlę, spokojne i kruche, obudziło w nim czułość, od której zwilgotniały mu oczy. Zapach pudru dla dzieci przywołał w nim na chwilę uczucie wewnętrznego spokoju.
Zapragnął odsłonić kocyk, wziąć synka na ręce i pocałować, ale bał się go obudzić. Pogłaskał go więc tylko po włosach, ciemnych i już gęstych, podobnie jak jego. Koala pozwoliłaby mu na wszystko. Tak bardzo się bała, że straciła swojego mężczyznę, że będzie musiała wychować dziecko sama. Ząbek zrobił krok do tyłu i dalej przyglądał się niemowlęciu, teraz z większej odległości. Koala przytuliła się do niego i pociągnęła go do sypialni. Zanim zaszła w ciążę, potrafili godzinami leżeć na łóżku, ona oplatała nogami i ramionami jego chude ciało, a on głaskał ją jedną ręką po plecach, od karku do pupy. Koala przylgnęła do niego w ten sam sposób co wtedy, w „ich” sposób. Domyślała się, że Ząbek nie przyszedł po to – obejmując go, czuła się, jakby obejmowała pień drzewa – ale miała nadzieję, że to wystarczy, by mieć go znowu dla siebie i móc zacząć wszystko od nowa. We troje.
Te myśli o wspólnej przyszłości przerwał płacz Antonella. Koala w jednej chwili wstała z łóżka, Ząbek dołączył do niej, kiedy rozbierała dziecko na przewijaku. Przez przymknięte żaluzje przedostawało się różowe światło. Zdawało się skupiać na nagim ciałku niemowlęcia. Przypominało Dzieciątko Jezus. Ale kiedy Koala zakładała maleństwu śpioszki, Ząbek dostrzegł coś, co nie pasowało do tego idyllicznego obrazka.
– Co to jest? – zapytał, zbliżywszy się do Antonella.
Na nieskazitelnie białym ciele odznaczał się wyraźnie siniak poniżej lewego sutka. Miał kształt dwóch koncentrycznych kółeczek, większego i mniejszego, o nierównych brzegach, jakby nacisk wywarty na skórę był nierównomierny. Jakby temu, kto przytknął do niej lufę pistoletu, zabrakło odwagi, żeby zrobić to, co zamierzał.
Koali w jednej chwili zamgliły się oczy, bo przypomniała sobie pierwszy dzień życia swojego dziecka, który mógł być ostatnim, ale opanowała się i zakładając szybkimi ruchami pieluszkę i śpioszki, powiedziała łagodnym tonem:
– Teraz jest wszystko dobrze. Chroni go Najświętsza Panienka. Nie martw się.
Ząbek nie musiał zadawać innych pytań. Zobaczył całą scenę oczyma wyobraźni, zostanie mu pod powiekami tak samo jak siniak na ciele synka. Czy będzie go miał zawsze, jak tatuaż? Pocałunek śmierci. Jak długo Nicolas będzie się bał nacisnąć spust? Ile lat będzie miał Antonello, kiedy bać się przestanie? Nie mógł na to pozwolić. Nicolas nie może odliczać dni życia jego syna jak klepsydra.
Koala widziała, jak twarz Ząbka zaciemnia się złością, wzięła Antonella w ramiona i przytuliła go do piersi. Chłopczyk przestał już płakać, ale ona i tak go kołysała.
– Giuseppe, uspokój się. Boję się, kiedy masz taką minę – powiedziała i zrobiła dwa kroki w tył.
Ząbek zaśmiał się, jakby powiedziała coś zabawnego. Budził w niej teraz strach. Podszedł do kredensu, przesunął dwie serwetki i włożył rękę do misy pełnej drobniaków, cukierków, pojedynczych kluczy. Pogrzebał w niej chwilę i znalazł to, czego szukał – kluczyki do skutera Koali. Wrzuciła je tam, kiedy się dowiedziała, że jest w ciąży, i postanowiła więcej z niego nie korzystać. Ząbek znowu się zaśmiał, teraz rozbawiony, że sobie o tym przypomniał.
– Muszę już iść – powiedział i wybiegł z pokoju.
Kiedy przechodził obok synka, Koala odstąpiła krok do tyłu, przyciskając dziecko jeszcze silniej do piersi. To nie był jej Ząbek. Rozpłakała się. Łkając, zadzwoniła do White’a. Może on z nim porozmawia, przywoła go do rozsądku. Ale brat nie odebrał telefonu. Miała ochotę zakląć, nigdy nie mogła liczyć na tego skurczybyka.
Usiadła w fotelu z dzieckiem na rękach, właśnie zachodziło słońce. Poczuła się, jakby byli sami w całym mieście, sami na całym świecie.
Pociągi szybkobieżne
„Nie będziemy już dłużej piątym kołem u wozu Europy”, „Neapol jest wspaniałym ośrodkiem turystycznym”, „Neapol to perła Morza Śródziemnego”… Zdania wypowiadane w głównej sali Nowego Maharadży słychać było także na balkonie zarezerwowanym wyłącznie dla Nicolasa. Wchodziło się tam przez wyjście ewakuacyjne, które Oscar polecił skonstruować na polecenie inspektora pracy. W rzeczywistości nie można się było przez nie nigdzie ewakuować, bo prowadziło właśnie na ten półokrągły balkon zawieszony nad Zatoką Neapolitańską. Nicolas wpuszczał tam tylko Letizię, raz nawet się na nim kochali, spleceni ciasno i oparci o balustradę z kutego żelaza. Mieścił się na nim leżak i mała lodówka barowa, podłączona do prądu kablem przeprowadzonym pod drzwiami.
To było jego schronienie, gdy Nowego Maharadżę wynajmowano na jakieś większe imprezy, tak jak tego wieczoru. Mecenas Caiazzo, ten, który wywalczył dla Nicolasa i jego kolegów karę w zawieszeniu za handel narkotykami, zorganizował przyjęcie na cześć swojego znajomego, wysokiego urzędnika państwowego. Zaprosił pracowników swojej kancelarii, kilku miejscowych polityków i innych notabli. Wysłał też wiadomość do Nicolasa, którą ten przeczytał tylko do połowy, bo zirytowało go nachalne nadskakiwanie adwokata. „Z największą przyjemnością zamieniłbym kilka słów z nowym księciem naszego miasta…”