Морган Райс

Odnaleziona


Скачать книгу

Scarlet. Czuła przemożną bezradność.

      Nagle w bramie pojawił się pastuch i powoli skierował się na plac, a za nim podążały jego owce. Miał na sobie długa białą szatę i zakrywający głowę przed słońcem kaptur. Zmierzał w ich kierunku, podpierając się kosturem. Caitlin pomyślała na początku, że szedł do nich, ale potem zdała sobie z czegoś sprawę: szedł do studni. Szedł tu jedynie po to, by się napić, a oni akurat stali na drodze.

      Kiedy podszedł bliżej, owce stłoczyły się wokół niego, zapełniając plac i kierując się w stronę studni. Musiały wiedzieć, że była pora pojenia. Po chwili Caitlin i Caleb znaleźli się pośród stada. Łagodne zwierzęta torowały sobie drogę do wody. Powietrze wypełniło ich niecierpliwe beczenie, ponaglające pasterza, by się nimi zajął.

      Caitlin i Caleb usunęli się z drogi, kiedy pasterz podszedł do studni i zaczął kręcić zardzewiałą korbą, podnosząc kubeł z wodą. Zdjął kaptur i sięgnął po wodę.

      Caitlin była zaskoczona, kiedy zobaczyła, że był całkiem młody. Miał wielką, gęstą jasną czuprynę, taką samą brodę i jasne, niebieskie oczy. Uśmiechnął się i Caitlin zauważyła na jego twarzy, wokół oczu, zmarszczki od słońca. Poczuła też emanujące z niego ciepło i życzliwość.

      Chwycił przelewający się kubeł wody i mimo potu na czole, mimo, że wyglądał na spragnionego, odwrócił się i wlał pierwszą porcję do koryta znajdującego się u podstawy studni. Owce stłoczyły się wokół niego, becząc i rozpychając się podczas picia.

      Caitlin ogarnęło osobliwe przeczucie, że być może ten mężczyzna coś wiedział, że być może pojawił się na ich drodze nie bez powodu. Pomyślała, że jeśli Jezus żył, być może ten mężczyzna słyszał coś o nim.

      Poczuła zdenerwowanie i odchrząknęła.

      – Przepraszam? – powiedziała.

      Mężczyzna odwrócił się i spojrzał na nią, a ona poczuła moc skrytą w jego oczach.

      – Szukamy kogoś. Zastanawiam się, czy wiesz, gdzie mieszka.

      Mężczyzna zmrużył oczy i w tej samej chwili Caitlin odniosła wrażenie, że przejrzał ją na wylot. To było niesamowite.

      – Mieszka – odparł mężczyzna, jakby czytał w jej myślach. – Lecz już go tu nie ma.

      Caitlin nie mogła w to uwierzyć. To była prawda.

      – Dokąd poszedł? – spytał Caleb. Caitlin usłyszała w jego głosie wielkie przejęcie. Wyczuła, jak rozpaczliwie zależało mu, by się tego dowiedzieć.

      Mężczyzna przeniósł wzrok na Caleba.

      – Cóż, do Galilei – odparł mężczyzna, jakby to było coś oczywistego. – Nad morze.

      Caleb zmrużył oczy.

      – Kafarnaum? – spytał niepewnie Caleb.

      Mężczyzna pokiwał głową.

      Caleb otworzył szeroko oczy, uzmysłowiwszy coś sobie.

      – Wielu za nim podąża – powiedział tajemniczo pasterz. – Szukajcie, a znajdziecie.

      Po chwili mężczyzna spuścił głowę, odwrócił się, by odejść, a jego owce wraz z nim. Wkrótce pokonał cały plac.

      Caitlin nie mogła pozwolić mu odejść. Jeszcze nie. Musiała dowiedzieć się więcej. I wyczuwała, że ukrywał coś przed nią.

      – Zaczekaj! – krzyknęła.

      Pasterz zatrzymał się i odwrócił, po czym spojrzał na nią.

      – Znasz mojego ojca? – spytała.

      Ku jej zaskoczeniu mężczyzna skinął głową powoli.

      – Gdzie jest? – spytała Caitlin.

      – Tego musisz sama się dowiedzieć – powiedział. – To ty jesteś tą, która niesie klucze.

      – Kim on jest? – spytała, rozpaczliwie chcąc się tego dowiedzieć.

      Mężczyzna pokręcił powoli głową.

      – Jestem zaledwie pasterzem, którego mijasz po drodze.

      – Ale ja nawet nie wiem, gdzie szukać! – odparła zdesperowana Caitlin. – Proszę, muszę go znaleźć.

      Pasterz uśmiechnął się powoli.

      – Zawsze tam, gdzie akurat jesteś – powiedział.

      To powiedziawszy, nakrył głowę kapturem, odwrócił się i przeszedł przez plac. Minął sklepioną bramę i chwilę później znikł razem ze swymi owcami.

      Zawsze tam, gdzie akurat jesteś.

      Słowa mężczyzny dzwoniły jej w uszach. W jakiś sposób wyczuwała, że nie była to tylko alegoria. Im więcej się nad tym zastanawiała, tym bardziej czuła, że powinna potraktować je dosłownie. Jakby mówił jej, że wskazówka była dokładnie tu, gdzie się teraz znajdowała.

      Odwróciła się nagle i przeszukała studnię, tę, na której przed chwilą siedzieli. Tym razem coś wyczuwała.

      Zawsze tam, gdzie akurat jesteś.

      Uklękła i przesunęła dłońmi po starym, gładkim kamiennym murku. Przeszukała całą jego powierzchnię, będąc bardziej niż pewną, że coś tam było, że dotarła do wskazówki.

      – Co robisz? – spytał Caleb.

      Caitlin przeszukiwała gorączkowo każdą szczelinę, każde pęknięcie w skalistym budulcu, czując, że była na dobrym tropie.

      W końcu, kiedy dotarła do połowy studni, zatrzymała się. Znalazła pęknięcie, które było nieco większe od pozostałych. Wystarczająco duże, by wsunęła tam swój palec. Otaczający je kamień był nieco zbyt gładki, a otwór za duży.

      Caitlin sięgnęła i spróbowała podważyć kamień. Wkrótce zaczął się poruszać. Obluzowała go jeszcze bardziej, aż wydobyła go z podstawy studni. Ku jej zdumieniu znajdowała się tam niewielka skrytka.

      Caleb podszedł bliżej i nachylił się nad nią, kiedy ona sięgnęła w dół mrocznego otworu. Poczuła coś zimnego i metalowego i powoli wyjęła na zewnątrz.

      Podniosła dłoń do światła i wyprostowała palce.

      Nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.

      ROZDZIAŁ PIĄTY

      Scarlet stała wraz z Ruth na końcu ślepej uliczki, odwrócona tyłem do muru i obserwowała ze strachem grupkę łobuzów, którzy szczuli na nią swego psa. Chwilę później ogromny, dziki pies rzucił się na nią, chcąc zatopić kły w jej szyi. Wszystko działo się tak szybko, że Scarlet nie miała pojęcia, co robić.

      Zanim zdążyła zareagować, Ruth nagle warknęła i zaatakowała psa. Skoczyła w powietrze i starła się z nim w pół lotu, zatapiając mu kły w krtani. Wylądowała na nim, przyszpilając do ziemi. Pies musiał być dwukrotnie większy od niej, a jednak Ruth zdołała przygwoździć go bez trudu i nie pozwoliła mu się podnieść. Zaciskała kły z całych sił, aż w końcu pies przestał walczyć i padł.

      – Ty mała suko! – krzyknął stojący na czele grupy chłopak. Był wściekły.

      Wyskoczył przed resztę i rzucił się na Ruth. Podniósł naostrzony na jednym końcu, niczym włócznia, kij i pchnął w odsłonięty kark Ruth.

      Zadziałał refleks i Scarlet ruszyła z miejsca. Nie namyślając się nawet, pognała w kierunku chłopca, wyciągnęła rękę i chwyciła kij w powietrzu, tuż zanim uderzył Ruth. Potem pociągnęła chłopaka do siebie, odchyliła się i kopnęła mocno w żebra.

      Zasłabł, a ona kopnęła go ponownie,