Морган Райс

Odnaleziona


Скачать книгу

raz w życiu poczuła, że nikt nie był jej potrzebny. Wystarczyła ona sama. I zamiast obawiać się nieznanego, napawała się swą mocą.

      Czuła przepełniający ją gniew, jak wzrastał od palców u nóg przez całe ciało aż po skórę głowy. Był niczym energetyzujące uczucie, którego nie rozumiała, którego nigdy dotąd jeszcze nie doświadczyła. Nie chciała już uciekać przed tymi chłopakami. Nie zamierzała również pozwolić, by im się upiekło.

      W tej chwili pragnęła jednego, zemsty.

      Pozostała trójka chłopców patrzyła na nią w szoku, kiedy nagle na nich natarła. Wszystko stało się szybko, ledwie zdążyła to pojąć. Jej refleks był znacznie szybszy od ich poczynań. Miała wrażenie, że poruszali się w zwolnionym tempie.

      Skoczyła w powietrze, wyżej niż kiedykolwiek i kopnęła chłopaka w środku, lądując dwoma stopami na jego torsie. Odleciał w tył przez uliczkę niczym kula armatnia, wyrżnął w kamienny mur i padł na ziemię.

      Zanim pozostała dwójka zdążyła zareagować, odwróciła się i uderzyła jednego łokciem w twarz, po czym okręciła się i kopnęła drugiego w splot słoneczny. Obaj upadli na ziemię, pozbawieni przytomności.

      Scarlet stała przy nich razem z Ruth i ciężko oddychała. Rozejrzała się wokół i zobaczyła wszystkich chłopców leżących bez ruchu i bezładnie na ziemi. I wówczas uprzytomniła sobie, że to ona była zwycięzcą.

      Nie była już tą samą Scarlet, co wcześniej.

*

      Włóczyła się wraz z Ruth po uliczkach już od kilku godzin, z każdą chwilą zwiększając odległość między nimi a tamtymi chłopakami. Skręcała w uliczki w upale, zatracając poczucie orientacji w istnym labiryncie bocznych uliczek starego Jeruzalem. Południowe słońce prażyło i sprawiało, że zaczynała majaczyć, również z powodu braku pożywienia i wody. Widziała, że Ruth dyszała ciężko, kiedy lawirowały przez tłumy; widziała, że Ruth również cierpiała.

      Jakieś dziecko wyminęło Ruth, chwyciło jej ogon i szarpnęło żartobliwie, jednak nieco za mocno. Ruth odwróciła się i kłapnęła zębami, warcząc i obnażając kły. Dziecko krzyknęło, rozpłakało się i uciekło. Zachowanie Ruth było do niej niepodobne; zazwyczaj była bardziej tolerancyjna. Wydawało się, że to upał i głód dawały się jej we znaki. W jakiś sposób przemawiał też przez nią gniew i frustracja Scarlet.

      Bez względu na to, jak bardzo się starała, nie potrafiła pozbyć się resztek gniewu. Jakby coś zostało w niej uwolnione i nie umiała nad tym zapanować. Czuła, jak w jej żyłach tętniła krew, jak pulsował gniew i kiedy mijała poszczególnych sprzedawców oferujących różnego rodzaju żywność, wiedziała, że nie było ją na nic stać i jej gniew rósł jeszcze bardziej. Zaczynała również zdawać sobie sprawę, że to, czego doświadczała, intensywne uczucie głodu, nie było takim zwykłym głodem. Było w tym coś jeszcze. Coś głębszego, bardziej pierwotnego. Nie pragnęła jedynie pożywienia. Łaknęła krwi. Musiała się pożywić.

      Nie rozumiała, co się z nią działo i nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Wyczuła węchem mięso i przecisnęła się przez tłum w tym kierunku. Ruth prześliznęła się tuż za nią.

      Scarlet przepchała się łokciami do przodu i w tej samej chwili jakiś niemiły mężczyzna popchnął ją do tyłu.

      – Hej, dziewczyno, uważaj, gdzie idziesz! – burknął.

      Nie myśląc nawet, Scarlet odwróciła się i popchnęła go również. Był dwukrotnie od niej większy, ale odleciał w tył, wywracając kilka stoisk z owocami.

      Zerwał się na nogi. Był zszokowany i wpatrywał się w Scarlet, próbując zrozumieć, jak taka dziewczynka mogła w ten sposób go obezwładnić. Potem, ze strachem wymalowanym na twarzy, rozsądnie odwrócił się i odszedł pospiesznie.

      Sprzedawca spojrzał na Scarlet gniewnie, wyczuwając kłopoty.

      – Chcesz mięsa? – warknął. – Masz pieniądze, by za nie zapłacić?

      Ruth nie zdołała się jednak opanować. Rzuciła się przed siebie i zatopiła kły w ogromnym kawale mięsa, oderwała porcję i połknęła. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, rzuciła się jeszcze raz, zamierzając oderwać kolejny kawałek.

      Tym razem handlarz opuścił dłoń, zamierzając z całej siły uderzyć Ruth w nos.

      Scarlet wyczuła jednak nadchodzący cios. Coś dziwnego działo się z jej poczuciem szybkości i mijającego czasu. Kiedy dłoń handlarza zaczęła opadać, Scarlet zauważyła, jak jej własna dłoń wystrzeliła, niemal bez jej udziału, i chwyciła nadgarstek mężczyzny zanim zdążył uderzyć Ruth.

      Sprzedawca spojrzał na Scarlet z wybałuszonymi oczyma, zszokowany, że tak niewielka dziewczynka mogła posiadać tak silny chwyt. Scarlet ścisnęła mu nadgarstek i wzmocniła swój chwyt tak bardzo, że jego cała ręka zaczęła się trząść. Uświadomiła sobie, ze patrzyła na mężczyznę gniewnie, nie będąc w stanie zapanować nad swą wściekłością.

      – Nie waż się dotykać mojego wilka – warknęła.

      – Prze… praszam – powiedział mężczyzna z trzęsącą się z bólu ręką i szeroko otwartymi ze strachu oczami.

      W końcu Scarlet puściła go i pospiesznie odeszła od jego stoiska z Ruth u boku. Kiedy umykała, oby jak najdalej od mężczyzny, usłyszała za sobą gwizd, a potem szaleńcze okrzyki wzywające straże.

      – Chodźmy, Ruth! – powiedziała Scarlet i obie skierowały się uliczką przed siebie, ginąc w tłumie. Przynajmniej Ruth już coś zjadła.

      Jednakże głód Scarlet był przytłaczający i nie miała pojęcia, jak długo mogła go jeszcze znosić. Nie rozumiała tego, co się z nią działo, ale kiedy szły kolejnymi uliczkami, zdała sobie sprawę, że przyglądała się ludzkim szyjom. Skupiała wzrok na ich żyłach, widziała, pulsującą w nich krew. Zaczęła oblizywać wargi, chcąc – pragnąc – zatopić w nich swoje zęby. Rozmarzyła się, kiedy przyszedł jej do głowy obraz, jak piła ich krew. Zaczęła wyobrażać sobie, jakie to uczucie, kiedy krew spływa jej do gardła. Nie rozumiała tego. Czy była jeszcze człowiekiem? Czy raczej stawała się dzikim zwierzęciem?

      Scarlet nie chciała nikogo skrzywdzić. Starała się racjonalnie powstrzymać od tego, czego nie rozumiała.

      Ale fizycznie, coś przejmowało nad nią kontrolę. Wzrastało od stóp, przez nogi, tułów, aż po czubek głowy i koniuszki palców. Pożądanie. Niepowstrzymane, niezaspokojone pragnienie. Przytłaczało jej myśli, mówiło, co ma myśleć, jak reagować.

      Nagle Scarlet coś zauważyła: w oddali, za nią, pojawiła się grupka rzymskich żołnierzy, którzy chcieli ją dogonić. Jej nowy, super czuły słuch ostrzegł ją, pozwalając jej usłyszeć odgłos ich sandałów uderzających o skaliste podłoże.

      Dźwięk ich sandałów uderzających o ziemię zirytował ją tylko jeszcze bardziej; stopił się w jej głowie z krzykami handlarzy, śmiechem dzieci, szczekaniem psów… Zaczynała mieć tego wszystkiego dość. Jej słuch stał się zbyt wyostrzony i ta cała kakofonia rozdrażniła ją. Słońce również jakby mocniej przypiekało, jakby skupiło swe promienie wyłącznie na niej. Zbyt wiele było tego wszystkiego naraz. Miała wrażenie, że znalazła się pod mikroskopem świata i miała za chwilę wybuchnąć.

      Nagle odchyliła się, przepełniona furią, i poczuła w zębach nieznane sobie doznanie. Poczuła, jak jej siekacze wydłużyły się, poczuła długie ostre kły wyrastające spośród nich. Nie znała tego uczucia, lecz wiedziała, że ulegała przemianie w coś, czego nie rozpoznawała, ani nie kontrolowała. Nagle zauważyła wielkiego, otyłego, pijanego mężczyznę, który szedł uliczką, potykając się co chwilę. Scarlet przeczuwała, że albo się pożywi, albo umrze tu na miejscu. A coś w niej chciało