sportu Guang Yue z Kliniki Cleveland z amerykańskiego stanu Ohio dowiódł w roku 2001, że już samo myślenie o sporcie pobudza rozwój mięśni.
Dziesięć osób w wieku pomiędzy 25 a 35 rokiem życia musiało ukończyć pięć jednostek treningu mentalnego tygodniowo. Osoby badane miały sobie wyobrażać, że napinają biceps tak mocno jak to jest możliwe. Aktywność mózgu była mierzona za pomocą elektrod. Dodatkowo naukowcy pilnowali, żeby uczestnicy nie napinali naprawdę mięśni. Już po 14 dniach nastąpił przyrost mięśni do 13,5 procent. W późnych latach 70. XX wieku rosyjscy sportowcy zimowi trenowali do 75 procent czysto mentalnie i zdobyli 22 medale, w tym dziesięć złotych, zajmując pierwsze miejsce w Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Lake Placid w 1980 roku.
Ty też to możesz zrobić. Połóż się wygodnie na leżance i wyobrażaj sobie bardzo intensywnie i obrazowo przez 20 minut, że trenujesz określoną grupę mięśni, na przykład mięśnie brzucha. Najlepiej zrób kilka odpowiednich ćwiczeń gimnastycznych. Zobaczysz, co daje ten mentalny trening. Jeśli potrzebujesz profesjonalnego wsparcia, do mojej książki „Anti-Aging” dołączone jest CD, z którego pomocą poprzez swoją wyobraźnię będziesz mógł celowo formować i rozwijać swoje ciało.
Choroby i dolegliwości
Jeśli zatem twoje własne pozytywne i częściowo nawet świadome myśli mają taki wpływ na twój organizm, że za ich pomocą możesz rozwijać mięśnie, najpóźniej teraz stanie się dla ciebie jasne, jak również cielesne dolegliwości często powstają tylko w wyniku działania podświadomych myśli. Przy pomocy odpowiednich myśli możemy też sprawić, że objawy znikną. Być może niekoniecznie doprowadzisz do uzdrowienia złamania kości czy użądlenia osy za pomocą myśli, ale wkrótce będziesz mógł z pewnością zapomnieć o chronicznych cierpieniach, ponieważ nie są żadnymi chorobami, ale objawami!
Nowa definicja choroby
Zasadniczo każdy z chroniczną dolegliwością wie, że jego problem nie może być żadną chorobą. Inaczej nie byłoby nigdy przerw ani wyjątków w dolegliwościach, a przede wszystkim przebieg choroby byłby kontynuowany w kierunku wyzdrowienia lub śmierci.
Określenie „chroniczny” pochodzi od greckiego słowa chronos nazywającego czas i oznaczało pierwotnie: powoli i ciągle się rozwijający. Pod tym pojęciem, zgodnie z nauczaniem greckiego lekarza Galena z Pergamonu (129-199 r. n. e.), należy rozumieć choroby trwające więcej niż 40 dni. Jednak wyjątkowe w przebiegu chorób chronicznych jest, że ich objawy występują okresowo (z przerwami), ale bez tendencji do wyzdrowienia ani do śmiertelności (śmierci). W przypadku prawdziwych fizycznych chorób jest inaczej. Człowiek ze złamaniem kości nie stwierdza w międzyczasie, że kość była wczoraj stabilna, a dziś jest znowu złamana. Człowiek z cukrzycą typu 1 nie doświadczy z kolei, że jego trzustka przejściowo jest w zupełnym porządku i dlatego może jeść, co chce. Prawdziwa choroba prowadzi w swoim przebiegu albo do wyzdrowienia, albo do całkowitej niewydolności organów. Dolegliwości mające podstawy psychiczne z kolei mogą powstawać długo przez lata, nie mając nieprzerwanego przebiegu, ponieważ są zależne od odczuwania człowieka, a nie od jego organicznego stanu.
Powinniśmy zatem sprawdzić, czy nasze wyobrażenie choroby w ogóle jest odpowiednie, by sensownie sklasyfikować zaburzenia psychosomatyczne. Sensowne oznacza w tym kontekście, że można znaleźć długotrwale skuteczne środki terapeutyczne i skutecznie je zastosować. Dlatego proponuję nową definicję choroby:
Choroba jest nabytym pogorszeniem funkcji organicznych o fizjologicznej podstawie, które może zostać poddane jedynie somatycznej (fizycznej) terapii.
Gdy mówimy jednak o pogorszeniu funkcjonowania, o przyczynach psychicznych, będzie chodziło nie o żadną chorobę, ale o objawy, a zatem o wyrażanie stanów emocjonalnych. Dlatego należy je leczyć nie za pomocą metod somatycznych, ale psychicznych. To samo dotyczy oczywiście tak zwanych zaburzeń zachowania, jak na przykład klaustrofobia, uzależnienie od hazardu, kompulsywne sprzątanie, lęk przed lataniem i psychiczne reakcje na traumy.
Światowa Organizacja Zdrowia – co za cyniczna i mylna nazwa! – od 1984 roku definiuje zdrowie jako „stan całkowitego cielesnego, duchowego i społecznego dobrobytu, a nie tylko jako brak choroby i kalectwa”. Choroby z kolei są zaburzeniami zarówno na cielesnym, jak również na psychicznym poziomie.
Całkowity dobrobyt? Czy kogokolwiek na naszym świecie da się jeszcze określić jako zdrowego? Raczej nie! Za pomocą tej rozciągliwej definicji można opisać każdego tak, aby przepisać mu leki – ostatecznie nie jest przecież zdrowy. Dlatego w medycynie nigdy nie przeprowadza się terapii bez medykamentów. Do tego przy terapii zaburzeń psychosomatycznych lekami często dochodzi do powstania skutków ubocznych i przesunięć objawów, ponieważ tak długo jak nieznana jest przyczyna, nie da się jej z pewnością usunąć. Zaburzenia psychosomatyczne wynikają z doświadczeń, odczuć i myśli. Myśli jednak można zmienić za pomocą informacji, nie tabletek. Ze względu na różne opinie, ogromne sprzeczności, paradoksy i nie dające się wyjaśnić wyjątki, nadszedł czas, abyśmy ponownie zaktualizowali definicję choroby. Przez samo to w przyszłości niezbyt przewidywalne leczenie medykamentami psychosomatyków i ludzi z fobiami może pójść w niepamięć, tak samo jak późnośredniowieczne leczenie kiły rtęcią.
Definicja WHO określa nas wszystkich jako wiecznych pacjentów. Dlatego musi zniknąć! Na szczęście nie jest niczym niezwykłym, że definicje, które przez dziesięciolecia uchodziły za prawdę, ze względu na nowe wyniki badań i odkrycia zostają zmienione albo nawet odwołane. Na przykład oficjalna definicja nałogu została już wiele razy przeformułowana. Określenia medyczne są często modyfikowane, więc nawet fachowcy nie zawsze znają najnowszy stan. Przyjrzyj się chociażby obchodzeniu się z poziomem cholesterolu, ciśnienia krwi czy zawartości cukru we krwi. Ktoś, kto niedawno uchodził za zdrowego jak ryba, dziś może być w obszarze ryzyka. Zawsze łatwiej jest zdiagnozować człowieka jako potencjalnie zagrożonego i w ten sposób poddać go badaniom profilaktycznym i kosztownej obserwacji.
Wcześniej powinienem być może wyjaśnić, że chcę za pomocą tej książki zlikwidować leki czy lekarzy – wręcz przeciwnie. Bez wątpienia osiągnięcia współczesnej medycyny przyczyniły się do zmniejszenia śmiertelności noworodków i do ogromnego zwiększenia długości życia. Prawdopodobieństwo śmierci w wyniku chorób i następstw wypadków nie jest dziś już tak wielkie jak jeszcze jakieś piętnaście lat temu. Cieszę się, że różne choroby można zwalczyć za pomocą medykamentów bardzo szybko i po prostu bez zmiany zachowania. Popieram też okazjonalne tłumienie objawów za pomocą leków, co wprawdzie często jest niebezpieczne, ale czasami też bardzo praktyczne, aby móc dalej brać udział w życiu społecznym, do jakiego się przyzwyczailiśmy. Uważam też za absolutnie sensowne leczenie przez medyków następstw zaburzeń psychosomatycznych, aby stworzyć u pacjenta konieczne do wyzdrowienia pozytywne nastawienie.
Uważam tylko, że do zwalczania przyczyn wszystkich psychicznych i psychosomatycznych objawów nie potrzeba żadnych leków, ale informacji. A do zdobycia informacji potrzeba albo dużo czasu, albo dużo pieniędzy. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego liczni pacjenci są zobowiązywani przez całe życie przyjmować różne leki, chociaż badania jednoznacznie wskazują, że ludzie, którzy cierpią na pozornie nieuleczalne choroby, poprzez proste, ale efektywne zastosowanie niemedycznych sposobów mogą stać się szybko i trwale zdrowi bez efektów ubocznych.
Bardzo wiele naszych cierpień wynika nie z tego, że jesteśmy wystawieni na działanie zewnętrznych wpływów fizycznych (wypadków, zatruć, bakterii itd.), ale z tego, że wpłynęły na nas psychiczne zagrożenia i dlatego nie potrzebujemy pomocy medycznej, ale psychologicznej.
Moja teoria brzmi zatem: „W przypadku choroby potrzebny jest lekarz, dla duszy potrzebny doradca