Piotr Zychowicz

Niemcy


Скачать книгу

go autora polecamy również

      PAKT PIŁSUDSKI–LENIN

      PAKT RIBBENTROP–BECK

      OBŁĘD '44

      OPCJA NIEMIECKA

      ŻYDZI

      SOWIECI

      Jak Pan Bóg chce kogo ukarać, to mu najpierw rozum odbiera.

Fiodor Dostojewski, Idiota

Dokument chroniony elektronicznym znakiem wodnym 20% rabatu na kolejne zakupy na litres.pl z kodem RABAT20

      Wstęp

      Książka, którą trzymają państwo w rękach, poświęcona jest najbardziej ponuremu i tragicznemu okresowi w historii Niemiec – rządom Adolfa Hitlera i jego partyjnych towarzyszy. Opowiada o ich zbrodniach, szaleństwach i straszliwej klęsce, którą sprowadzili na Niemcy, Polskę i Europę.

      W takim razie dlaczego pańska książka nie nazywa się Naziści? – mógłby zapytać dociekliwy czytelnik.

      Dlatego, że nie znoszę określenia „nazizm”. Uważam je za kamuflaż, który ma wyprzeć prawidłową, używaną w tamtych czasach, nazwę ideologii stworzonej przez Adolfa Hitlera – czyli „narodowy socjalizm”. Chodzi o ukrycie tego, że była to ideologia lewicowa, a nie – jak nam się wmawia – „skrajnie prawicowa”.

      Dlaczego w takim razie – mógłby drążyć temat wspomniany czytelnik – nie zatytułował pan książki Narodowi socjaliści?

      Dlatego, że tylko niewielka część oprawców, którzy dokonywali masowych mordów pod znakiem swastyki, miała legitymacje partyjne NSDAP i była fanatycznymi wyznawcami brunatnej doktryny. Większość była zwykłymi ludźmi. Zwykłymi Niemcami.

      Nie przypadkiem użyłem akurat tego określenia. Moim największym autorytetem w kwestiach dotyczących III Rzeszy jest bowiem amerykański historyk profesor Christopher Browning. A jedną z najważniejszych książek, jakie czytałem, są jego Zwykli ludzie. 101. Policyjny Batalion Rezerwy i „ostateczne rozwiązanie” w Polsce.

      Tytułowy batalion był jednostką policyjną z Hamburga złożoną z podtatusiałych panów w średnim wieku, którzy zostali odrzuceni przez komisje poborowe Wehrmachtu. Uznano ich za zbyt słabych i za starych, aby mogli znieść trudy służby frontowej. Odsetek członków NSDAP był w jej szeregach znikomy, byli to wybrani przypadkowo przeciętni obywatele. W większości – powszechnie szanowani ojcowie dzieciom.

      Gdy w Generalnym Gubernatorstwie rozpoczęła się ludobójcza akcja „Reinhard” – czyli wielka operacja eksterminacyjna, od której rozpoczęło się „fabryczne” mordowanie Żydów – niemieckie władze policyjne postanowiły rzucić do akcji 101. Batalion. Wynikało to z problemów kadrowych, po prostu nikogo lepszego nie było pod ręką.

      Gdy batalion musiał wykonać pierwszą egzekucję kobiet i dzieci – było to 13 lipca 1942 roku w Józefowie w okolicach Biłgoraja – jego dowódca, major Wilhelm Trapp, płakał. Głos mu się łamał, był wyraźnie wstrząśnięty otrzymanymi rozkazami. Mimo to nie odmówił ich wykonania. Podobnie było ze zdecydowaną większością jego ludzi.

      Choć to, czego się dopuścili, poważnie nimi wstrząsnęło – ojczulkowie z Hamburga dokonali masowego mordu.

      Z każdym tygodniem, z każdą pacyfikacją i masakrą coraz bardziej obojętnieli. Przelewanie niewinnej krwi robiło na nich coraz mniejsze wrażenie. Aż stali się bezlitosnymi, zawodowymi zabójcami Żydów i Polaków. Co najciekawsze, większość z nich nie tylko nie była narodowymi socjalistami. Większość nie była nawet antysemitami. Byli po prostu zbrodniarzami.

      Major Wilhelm Trapp już na wstępie zapowiedział, że każdy policjant, który nie czuje się na siłach mordować, nie musi brać udziału w tym procederze. Przez cały czas trwania ludobójczej operacji wytyczne te pozostały w mocy. Ten, kto nie chciał naciskać na spust, był z tego obowiązku zwolniony i nie wyciągano wobec niego żadnych konsekwencji. Mimo to udziału w eksterminacji odmówiło zaledwie 20 procent rezerwistów ze 101. Batalionu. Reszta zakasała rękawy i wzięła się do „roboty”.

      Podobnie było z niemieckimi pielęgniarkami i lekarzami dokonującymi eutanazji upośledzonych i nieuleczalnie chorych. Oni także nie byli narodowosocjalistycznymi fanatykami. A mimo to na dyżurach aplikowali pacjentom śmiertelne zastrzyki i wypisywali sfałszowane świadectwa zgonu.

      Podobnie było z niemieckimi kolejarzami, urzędnikami, żołnierzami i przedstawicielami niezliczonych innych profesji. Holokaust i inne niemieckie zbrodnie nie byłyby możliwe bez udziału setek tysięcy zwykłych Niemców. Winy za to wszystko, co się stało, nie sposób tak po prostu zrzucić na Hitlera, Himmlera i garstkę narodowosocjalistycznych przywódców.

      Dlatego właśnie postanowiłem, że ta książka będzie nosiła tytuł Niemcy.

      Nie oznacza to oczywiście, że cały naród niemiecki ponosił winę za straszliwe krzywdy, jakie wyrządziła ludzkości III Rzesza. Zawsze podkreślam, że jestem przeciwnikiem zasady odpowiedzialności zbiorowej. Dotyczy to także narodowego socjalizmu.

      Naród niemiecki, tak jak każdy inny, nie wyłączając polskiego, nie stanowił monolitu. Wśród Niemców było wielu zbrodniarzy, ale było również wielu ludzi przyzwoitych i bohaterów. Żeby wymienić choćby konserwatywnych oficerów Wehrmachtu, którzy podjęli kilka prób zabicia Adolfa Hitlera i dokonania prawicowego zamachu stanu.

      Narodowy socjalizm był ideologią reprezentującą wszystko to, co w narodzie niemieckim najgorsze. Gdy Hitler przejął władzę i dokonał swojej nihilistycznej rewolucji, postawił Niemcy na głowie. Tak jak bolszewicy postawili na głowie Rosję. Tradycyjne elity musiały ustąpić pola, a na wierzch wypłynęły szumowiny.

      Niemcy to książka o tych szumowinach.

      Uważny czytelnik dostrzeże, że jedynie marginalnie poruszam w niej problem cierpień, jakie stały się udziałem narodu niemieckiego podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu. Chodzi przede wszystkim o ludobójcze bombardowania dywanowe dokonane przez alianckie lotnictwo. A także drastyczne zbrodnie, których na niemieckiej ludności cywilnej dopuścili się Sowieci oraz polscy i czechosłowaccy komuniści.

      Brak tej tematyki nie oznacza, że uważam, iż niemieccy cywile „zasłużyli sobie na ten los”. Przeciwnie. Pogląd taki, który niestety często słyszałem z ust rodaków, uważam za obrzydliwy i haniebny. Każde cierpienie niewinnych ludzi, niezależnie od tego, czy mówili po polsku, rosyjsku, ukraińsku, w jidysz czy po niemiecku, zasługuje bowiem na taką samą empatię i współczucie. A ich sprawcy na potępienie.

      Sprawy te traktuję więc marginalnie nie dlatego, że są mi obojętne, ale dlatego, że mam nadzieję szerzej poruszyć je w innej publikacji.

      Niemcy są trzecią – po ŻydachSowietach – częścią cyklu „Opowieści niepoprawne politycznie”. Tak jak poprzednie zawierają wywiady i artykuły, które w ostatnich kilkunastu latach opublikowałem w gazetach i które chciałbym ocalić od zapomnienia. Tym razem jednak znaczną część książki stanowi premierowy, nigdy do tej pory nie publikowany materiał.

Piotr Zychowicz

      Część I

      ROZMOWY O NIEMCACH

      Norymberga, 1936. Führer przemawia do towarzyszy w mundurach.

      1

      Niemieckie ludobójstwo w Afryce

      Rozmowa z południowoafrykańskim historykiem CASPREM W. ERICHSENEM

      W Polsce i całej Europie panuje przekonanie, że pierwszy niemiecki obóz koncentracyjny powstał wiosną 1933 roku w Dachau.

      To nieprawda. Pierwszy obóz koncentracyjny, a właściwie całą sieć obozów, Niemcy zbudowali w roku 1904 w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej, czyli w obecnej Namibii.

      Kogo w nich zamknęli?

      Przedstawicieli dwóch afrykańskich