IANEM KERSHAWEM
Zaprosiłby pan Adolfa Hitlera na swoje przyjęcie urodzinowe?
Absolutnie nie! Zdominowałby wszystkich innych gości. Nie pozwoliłby się nikomu odezwać i godzinami by paplał. Zanudziłby nas.
Czyli Hitler był nudny?
Bardzo. Oczywiście po tym, jak został kanclerzem, otaczał go pewien nimb władzy, potęgi, który przyciągał wielu ludzi. To mogło robić wrażenie na części rozmówców. Kontakty z nim mogły otworzyć drogę do wielkiej kariery. Jako osoba nie był jednak szczególnie fascynujący. Recytował w kółko te same długie monologi. Jego biedne sekretarki i adiutanci musieli codziennie wysłuchiwać tych samych teorii, anegdot i opowieści.
Słynne wieczorne pogadanki?
Właśnie. Słuchający ich ludzie ogromnym wysiłkiem woli utrzymywali otwarte powieki do drugiej–trzeciej nad ranem, aż Hitler się wreszcie nagadał. Już jako młody człowiek – widać to choćby we wspomnieniach Augusta Kubizka, jego przyjaciela z lat młodości – był zarozumialcem, któremu wydawało się, że wie wszystko o historii, muzyce, architekturze i literaturze. Był człowiekiem, który nie potrafił przestać mówić.
Jak głęboka była jego wiedza?
Dużo czytał. Ale głównie różne streszczenia i bryki dla leniwych uczniów. Właśnie dlatego mógł się popisywać erudycją. Miał świetną pamięć. Do cyfr, faktów, kształtów budynków, a także muzyki, której słuchał naprawdę dużo. Szczególnie Wagnera.
Nazwałby pan Hitlera intelektualistą?
Nie. Raczej półinteligentem. Intelektualista to człowiek otwarty na rozmaite idee, gotowy o nich dyskutować i je rozważać. Hitler zaś od początku miał bardzo skonkretyzowane poglądy. Bardzo ciasne, jednoznaczne i oparte na uprzedzeniach.
W młodości marzył o tym, by zostać malarzem. Zabrakło mu artystycznej wrażliwości?
Nie jestem ekspertem w dziedzinie sztuki, ale wystarczy spojrzeć na jego obrazy, by zrozumieć, że nie jest to nic zachwycającego. Uboga, mechaniczna sztuka. Nie ma w niej życia. To raczej schematyczne pocztówki przedstawiające wiedeńskie atrakcje turystyczne. Bez polotu.
Miał ulubionego pisarza?
Oczywiście. Był nim… Karol May, autor młodzieżowych opowieści o Indianach i kowbojach. Czytał go namiętnie. Oczywiście lubił też od czasu do czasu poczytać o teutońskich bohaterach, Bismarcku czy wojnach prowadzonych przez Prusy. Naprawdę relaksował się jednak, czytając o rewolwerowcach.
Wiele osób, które dłużej znały Hitlera, opisuje go jako osobę dość ekstrawagancką.
Już jako młody człowiek lubił się długo wylegiwać w łóżku. Sam tak miałem, gdy byłem studentem, ale później z tego wyrosłem. Hitler – nigdy. W końcu doprowadził do tego, że noc zamieniła się u niego z dniem. Spał do popołudnia, załatwiał kilka najważniejszych spraw i zaraz następowała jego ulubiona pora – wieczór. Długa kolacja, projekcja filmu, a następnie rozwlekłe opowieści do świtu. Dziwak.
Niepalący i niepijący wegetarianin – to raczej nie było typowe w latach trzydziestych i czterdziestych. Szczególnie u krwiożerczego dyktatora.
To prawda. Hitler uznał, że palenie bardzo szkodzi jego zdrowiu. Uważał, że jest związek pomiędzy papierosami a rakiem płuc. I, jak dziś wiemy, miał rację. Jak widać, nawet Hitler mógł mieć rację w jakiejś sprawie (śmiech).
Pić nie lubił. Alkohol chyba mu po prostu nie smakował. Pewien niemiecki dyplomata wspominał, jak kiedyś zaprosił Hitlera do swojego domu w Monachium i podał mu doskonałe wino. Hitler się skrzywił – było bardzo wytrawne – i dosypał do niego cukru. W ogóle uwielbiał słodkości. Zajadał się naleśnikami z owocami i ze śmietaną, bardzo lubił czekoladę.
A dlaczego nie jadł mięsa?
Na ten temat są różne teorie. Na przykład, że stał się wegetarianinem po tragicznej śmierci siostrzenicy Geli Raubal w 1931 roku. Bardziej prozaicznym wytłumaczeniem jest to, że dbał o linię. Przywódca musiał dobrze wyglądać, a on przecież bardzo lubił słodycze. Gdyby do tego jadł mięso, mógłby się roztyć. Warto tu zaznaczyć, że Hitler, gdy wpadał na jakiś pomysł, bardzo szybko go fetyszyzował, stawał się jego fanatykiem. Tak było też z jego wegetarianizmem. Kategorycznie odmawiał jedzenia mięsa i zadowalał się rozmaitymi okropnymi papkami z warzyw i zupami.
A może był po prostu miłośnikiem zwierząt?
Do pewnego stopnia tak. Uwielbiał psy. Były to zawsze owczarki niemieckie. Jedynie podczas I wojny światowej miał – znanego ze zdjęć – małego foksteriera Fuchsla. Był do niego bardzo przywiązany. Gdy piesek zniknął gdzieś za angielskimi liniami, Hitler był wstrząśnięty, całkowicie rozbity. Znacznie bardziej przeżył zaginięcie tego psa niż śmierć tysięcy ludzi, którzy codziennie ginęli na jego oczach na froncie. To mówi sporo o jego osobowości.
Czy wiemy coś o jego relacjach z rodzicami?
Stosunki z ojcem, Aloisem, miał raczej zimne. Sam opowiadał, że ojciec był wobec niego agresywny, tyranizował całą rodzinę, rządził domem żelazną ręką. Czyli miał wszystkie cechy, które później – ze zdwojoną siłą – odezwały się w Hitlerze. Niemal na pewno młody Adolf był przez ojca regularnie bity. Nie było między nimi żadnej więzi.
A matka?
Ona starała się mu to rekompensować. Skupiała na nim całą swoją miłość. On odwzajemniał to uczucie. Gdy umarła w 1907 roku, lekarz, który się nią opiekował – Żyd Eduard Bloch – wspominał później, że nigdy nie widział chłopca tak załamanego po śmierci matki. Do końca życia nosił przy sobie jej zdjęcie. To były chyba jedyne mocne, zdrowe więzi uczuciowe, jakie nawiązał.
Co wiemy o jego kobietach?
Niewiele. Wiadomo jednak, że wszystkie były znacznie młodsze od niego. Hitler na pewnym etapie życia – jak ojciec – związał się na przykład z bliską kuzynką, Geli Raubal. W tym związku był bardzo dominujący, całkowicie ją kontrolował i tyranizował. Wreszcie popełniła samobójstwo w jego mieszkaniu. Plotkowano, że ją zamordował, ale to mało prawdopodobne.
Czy ze swoimi kobietami utrzymywał normalne stosunki seksualne?
Na ten temat nie wiemy nic pewnego. Były rozmaite plotki – że lubował się w rozmaitych perwersjach czy że był aktywnym homoseksualistą. Wydaje się jednak, że Hitler nie potrafił się zbliżyć do kobiety. Wszystkie jego związki były raczej platoniczne. Nawet z Evą Braun. Potrzebował jej jako przyjaciela, osoby, w której towarzystwie mógł się oderwać od polityki – ale nic więcej.
Eva Braun była z nim szczęśliwa?
Musiała chyba odczuwać jakąś satysfakcję z tego związku. Gdyby był jej obojętny, to w marcu 1945 roku nie zrobiłaby wszystkiego, żeby dostać się do jego bunkra. Błagał ją wtedy, żeby natychmiast wyjechała, uciekła, ale ona nie chciała o tym słyszeć. Zdecydowała się zostać u jego boku i umrzeć. A także wymogła na nim małżeństwo. Na marginesie warto wspomnieć, że istnienie Evy Braun było tajemnicą. Niemcy nie mieli pojęcia, że ich Führer ma partnerkę. Dowiedzieli się o tym dopiero po wojnie.
Czy ten ślub jest dowodem, że Hitler ją kochał?
Na pewno miał do niej jakąś słabość. Ale miłością bym tego nie nazwał. Ożenił się, bo jego życie dobiegało końca i nie miał już nic do stracenia. Jednodniowe małżeństwo nic go nie kosztowało. Swoją drogą był to jeden z najbardziej szalonych postępków w historii ludzkości: wyjść za Adolfa Hitlera w kwietniu 1945 roku.
Hitler