Polakom, była pułapką?
Wiem, że taki pogląd jest bardzo rozpowszechniony. W świetle znanych nam źródeł i badań naukowych jest jednak nie do utrzymania. Jedyne źródło, w jakim pojawia się jakikolwiek ślad na ten temat, to wydane w roku 1939 rzekome wypowiedzi Hitlera spisane przez Hermanna Rauschninga. Książka ta jest jednak falsyfikatem spreparowanym przez alianckie tajne służby. Wszystkie inne dokumenty, którymi dysponujemy, świadczą o tym, że niemiecki przywódca w swoich zabiegach o pozyskanie Polski był szczery.
Dla wielu Polaków, zważywszy na to, że Hitler stał się później największym katem naszego narodu, jest to niezwykle szokujące.
Zupełnie się temu nie dziwię. Problem polega na tym, że historia bardzo często jest szokująca. Naszym zadaniem jest jednak opisywanie prawdy, a nie powtarzanie w kółko mitów. Nawet jeżeli te mity są dla kogoś bardzo wygodne.
Po co Hitlerowi była Polska?
Potrzebował jej do podboju znienawidzonego przezeń Związku Sowieckiego. Polska miała trzy główne cechy, które czyniły ją bardzo atrakcyjnym partnerem do takiego przedsięwzięcia. Po pierwsze, miała znakomite położenie strategiczne względem Rosji bolszewickiej. Po drugie, miała potężne siły zbrojne. Po trzecie wreszcie – te siły zbrojne miały doświadczenie w walce z bolszewikami. Już raz, w roku 1920, Polacy ich pokonali.
To imponowało Hitlerowi?
Bardzo. Uważał Polaków za naród znakomitych żołnierzy i fanatycznych antykomunistów. Chciał ich mieć po swojej stronie. Wyjątkową atencją darzył Józefa Piłsudskiego – pogromcę armii Tuchaczewskiego, byłego socjalistę, który był typem silnego przywódcy, nie ukrywającym swojego krytycznego stosunku do demokracji.
Kolejna rzecz szokująca dla Polaków: władze III Rzeszy lansowały kult Piłsudskiego.
Tak, polski przywódca był w Niemczech niezwykle szanowany. Pisano o nim w samych superlatywach. Znalazłem w archiwum wydane w połowie lat trzydziestych przepiękne kilkutomowe wydanie jego dzieł po niemiecku. Była to, oprawiona w skórę, tak zwana edycja marszałkowska, przeznaczona dla najwyższych dygnitarzy – Hitlera, Himmlera, Goebbelsa czy Ribbentropa. Wstęp do jednego z tomów napisał Göring, do innego – Werner von Blomberg. Były to wstępy hagiograficzne.
Jako przykład, że Hitler od początku chciał podbić Polskę, często przytacza się napisaną jeszcze w latach dwudziestych Mein Kampf.
Problem polega na tym, że tam nie ma nic o podboju Polski. Jest tam tylko mowa o zdobyciu przestrzeni życiowej na Wschodzie. Jest to jednak napisane tak mętnie, że nie bardzo wiadomo, o co mu chodzi. Oczywiście można próbować udowodnić, że to zapowiedź zajęcia Polski, ale – biorąc pod uwagę wszystkie inne jego wypowiedzi i działania – znacznie bardziej prawdopodobne jest, że chodziło o podbój Związku Sowieckiego.
Jak zareagowali na propolski zwrot Hitlera Niemcy?
Dla wielu z nich było to niepojęte. Od 1918 roku powtarzano im bowiem, że Polska jest wrogiem numer jeden. Wszystkie rządy Republiki Weimarskiej prowadziły niezwykle wrogą politykę wobec Warszawy, domagały się zwrotu Pomorza, Poznańskiego i Śląska. Potencjalnego partnera do rozbicia Polski widziały zaś w Rosji bolszewickiej, czego złowrogim wyrazem był podpisany w 1922 roku pakt z Rapallo. Niemcy utrzymywali z Sowietami tajne kontakty wojskowe i wywiadowcze wymierzone w Polskę. Po dojściu do władzy Hitler rozbił całą tę koncepcję. W 1934 roku podpisał pakt z Polską i kazał zerwać wszelkie antypolskie konszachty ze Związkiem Sowieckim.
Rzeczywiście to była zmiana rewolucyjna.
Spotkało się to z silnym oporem ze strony armii, kręgów dyplomatycznych, a nawet członków NSDAP. Szczególnie tych wywodzących się z Gdańska, Prus i innych wschodnich prowincji Rzeszy, gdzie uprzedzenia wobec Polaków były najsilniejsze. Hitler ten opór złamał. Lata 1933–1939 to okres bardzo dobrej współpracy Niemców z Polakami. Politycznej – do Warszawy jeździli Goebbels, Göring i inni przedstawiciele reżimu narodowosocjalistycznego. Społecznej – kontaktowały się ze sobą rozmaite organizacje, na przykład Hitlerjugend i harcerstwo. A wreszcie wojskowej i policyjnej. Współpracę między policjami obu państw koordynował sam Himmler. Chodziło o zwalczanie komunistów.
Polska jednak się wahała.
Tak, układ z 1934 roku Hitler chciał zamienić w poważny, trwały sojusz o charakterze polityczno-wojskowym. Polsce proponował wejście do paktu antykominternowskiego i stworzenie osi Berlin–Rzym–Warszawa–Tokio. Polaków gorąco namawiali również do tego zaprzyjaźnieni z nimi Japończycy, którzy jeszcze w latach trzydziestych wyrażali gotowość do przystąpienia do wojny ze Związkiem Sowieckim w ramach szerokiej koalicji. Ekipa Józefa Becka uchylała się jednak od ostatecznej odpowiedzi.
Przejdźmy do pańskiej specjalizacji, czyli kwestii militarnych. Jaki wpływ na Reichswehrę, a później Wehrmacht, miało podpisanie układu z Polską?
Do roku 1934 wszelkie wojenne plany przygotowywane przez Reichswehrę zakładały atak na Rzeczpospolitą w aliansie ze Związkiem Sowieckim. Kampania taka miała zakończyć się szybkim pokonaniem sił zbrojnych nieprzyjaciela i niemiecko-bolszewickim rozbiorem Polski. Nagle, po podpisaniu układu z Polakami, sztabowi Reichswehry kazano wyrzucić te plany do kosza i przygotowywać nowe. Odwrotne. Plany wojny ze Związkiem Sowieckim w sojuszu z Polską.
Jak wyglądały te nowe projekty?
Pierwsze zakładały ograniczoną interwencję poprzez wzięcie Sowietów w dwa ognie. Z zachodu miały uderzyć Niemcy i – jak na to liczono – Polska, a ze wschodu Japonia. Zakładano, że będzie to uderzenie, które spowoduje załamanie się systemu sowieckiego. Lata 1937 i 1938 były bowiem okresem bardzo poważnego kryzysu w państwie Stalina. Dyktator wymordował swój korpus oficerski, trwał wielki terror, kraj był w kryzysie, Armia Czerwona była niezwykle słaba. Wojna miała spowodować wybuch kontrrewolucji i chaos wewnętrzny. Wówczas siły sprzymierzonych nie musiałyby iść na Moskwę. Skończyłoby się to oderwaniem kilku prowincji. Japonia rościła sobie pretensje do części Syberii, Polska i Niemcy miały się podzielić zachodnimi terytoriami sowieckimi. Przede wszystkim Ukrainą.
Czyli według tych pierwszych planów nie zakładano frontalnej, totalnej wojny, do jakiej doszło między Hitlerem a Stalinem w roku 1941?
Nie. Niemieccy stratedzy zakładali raczej, że konflikt będzie przebiegał mniej więcej tak, jak później się stało z Czechosłowacją. Z tym, że spodziewali się, iż Armia Czerwona stawi pewien opór. Odbędzie się kilka bitew granicznych, w których Polacy, Niemcy i Japończycy zniszczą bolszewików, a potem zostanie podpisane zawieszenie broni, na mocy którego Związek Sowiecki – czy też to, co powstanie na jego gruzach po wewnętrznym załamaniu – zostanie poważnie okrojony. Nawiasem mówiąc, podczas kryzysu czechosłowackiego układ z Rzeczpospolitą się sprawdził. Wojsko Polskie wzięło udział w rozbiorze Czechosłowacji, zajmując Zaolzie.
W książce Wspólny wróg pokazuje pan, że niemieckie plany wojny ze Związkiem Sowieckim ewoluowały.
Tak. Pod koniec lat trzydziestych zakładano dwa scenariusze. Pierwszy może być dla czytelników bardzo zaskakujący. Otóż według niego Rzeczpospolita wcale nie musiała wysyłać swoich dywizji na Wschód – wystarczyłoby, żeby zachowała przyjazną neutralność wobec Niemiec. Zaryglowałaby w ten sposób środkowy odcinek granicy Związku Sowieckiego, a niemieckie uderzenie na Wschód poszłoby z północy i południa.
„Efekt obcęgów”.
Tak właśnie to nazwano. Od północy Wehrmacht miał zaatakować przez Prusy i państwa bałtyckie. Kierunkiem tego natarcia byłby Leningrad. A od południa przez Czechy, Słowację i Rumunię natarcie poszłoby w kierunku Kijowa.
I nie naruszyłby terytorium