i zwierząt u początków XXI wieku. Wiara, że ludzie mają nieśmiertelne dusze, podczas gdy zwierzęta są jedynie przemijającymi ciałami, jest głównym filarem naszego systemu prawnego, politycznego i ekonomicznego. Wyjaśnia ona na przykład, dlaczego za rzecz całkowicie normalną uważamy to, że ludzie zabijają zwierzęta, by zdobyć pokarm, a nawet po prostu dla zabawy.
Jednakże nasze najnowsze odkrycia naukowe kategorycznie przeczą temu monoteistycznemu mitowi. To prawda, jedna jego część znajduje potwierdzenie w eksperymentach laboratoryjnych: dokładnie tak, jak twierdzą religie monoteistyczne, zwierzęta nie mają duszy. W żadnym ze starannych badań, w żadnej z drobiazgowych analiz nie odkryto najmniejszego śladu duszy u świń, szczurów ani rezusów. Niestety te same eksperymenty laboratoryjne podważają drugą i znacznie ważniejszą część tego monoteistycznego mitu, a mianowicie, że ludzie m a j ą duszę. Naukowcy poddali homo sapiens dziesiątkom tysięcy najdziwniejszych eksperymentów i zajrzeli w każdy zakątek naszego serca, w każdą szczelinę naszego mózgu. Ale dotychczas nie znaleźli żadnej czarodziejskiej iskry. Istnieje dokładnie zero naukowych dowodów na to, że w przeciwieństwie do świń przedstawiciele homo sapiens mają dusze.
Gdyby chodziło tylko o to, moglibyśmy z powodzeniem przekonywać, że naukowcy po prostu muszą nadal szukać. Jeśli dotychczas nie znaleźli duszy, to dlatego, że nie szukali wystarczająco uważnie. Jednak nauki przyrodnicze wątpią w istnienie duszy nie tylko z powodu braku dowodów na nią, lecz raczej dlatego, że sama idea duszy przeczy najbardziej fundamentalnym zasadom ewolucji. Ta sprzeczność jest odpowiedzialna za niepohamowaną nienawiść, którą teoria ewolucji wzbudza wśród żarliwych monoteistów.
Według badania przeprowadzonego w 2012 roku przez Instytut Gallupa zaledwie 15 procent Amerykanów uważa, że gatunek homo sapiens wyewoluował wyłącznie na drodze doboru naturalnego, bez jakiegokolwiek boskiego udziału; 32 procent twierdzi, że być może ludzie wyewoluowali z wcześniejszych form życia w trakcie trwającego miliony lat procesu, ale cały ten program został zaaranżowany przez Boga; 46 procent wierzy, że Bóg stworzył ludzi w obecnej postaci w pewnym momencie w ciągu ostatnich 10 tysięcy lat, tak jak mówi Biblia. Trzyletnie studia w college’u nie mają absolutnie żadnego wpływu na te poglądy. W ramach tego samego badania ustalono, że 46 procent absolwentów studiów licencjackich wierzy w biblijną opowieść o stworzeniu, podczas gdy tylko 14 procent sądzi, że ludzie powstali w wyniku ewolucji bez żadnego boskiego nadzoru. Nawet wśród posiadaczy stopni magistra czy doktora 25 procent wierzy Biblii, podczas gdy tylko 29 procent stworzenie naszego gatunku przypisuje wyłącznie doborowi naturalnemu84.
Chociaż najwyraźniej szkoły bardzo kiepsko sobie radzą z uczeniem o ewolucji, fanatycy religijni wciąż upierają się, że w ogóle nie należy o niej nauczać. Ewentualnie żądają, by uczono dzieci również teorii inteligentnego projektu, zgodnie z którym wszystkie organizmy zostały obmyślone i stworzone przez jakąś wyższą inteligencję (czy Boga). „Uczcie o obu teoriach – mówią fanatycy – i niech dzieci wybiorą same”.
Dlaczego teoria ewolucji wywołuje takie sprzeciwy, podczas gdy na przykład teorią względności ani mechaniką kwantową najwyraźniej nikt się aż tak nie przejmuje? Jak to się dzieje, że politycy nie domagają się, by dzieci zapoznawano z alternatywnymi teoriami na temat materii, energii, przestrzeni i czasu? Przecież na pierwszy rzut oka pomysły Darwina wydają się dużo mniej groźne niż okropieństwa Einsteina i Wernera Heisenberga. Teoria ewolucji opiera się na zasadzie przetrwania najlepiej dostosowanych, która jest ideą jasną i prostą, by nie rzec: banalną. Natomiast teoria względności i mechanika kwantowa utrzymują, że można zakrzywiać czas i przestrzeń, że coś może pojawiać się z niczego oraz że kot może być żywy i martwy w tym samym czasie. To wystawia na pośmiewisko nasz zdrowy rozsądek, a jednak nikt nie stara się chronić niewinnych uczniów przed tymi skandalicznymi pomysłami. Dlaczego?
Teoria względności nikogo nie złości, ponieważ nie przeczy żadnemu z tych naszych poglądów, które szczególnie umiłowaliśmy. Większości ludzi ani trochę nie obchodzi to, czy przestrzeń i czas są absolutne czy względne. Jeśli uważasz, że można zaginać przestrzeń i czas – nie ma sprawy, proszę bardzo, możesz je śmiało zaginać. Co mi do tego? Natomiast Darwin pozbawił nas duszy. Kto naprawdę rozumie teorię ewolucji, wie, że dusza nie istnieje. To myśl przerażająca nie tylko dla żarliwych chrześcijan i muzułmanów, lecz również dla wielu ludzi niezwiązanych z religią, niewyznających żadnych wyraźnych dogmatów, którzy jednak chcą wierzyć, że każdy człowiek posiada wiecznotrwałą indywidualną istotę, niezmieniającą się przez całe jego życie i zdolną przetrwać w nienaruszonym stanie nawet śmierć.
„Indywidualny” znaczy dosłownie „niepodzielny”. To, że jestem niepodzielny, oznacza, że moje prawdziwe „ja” jest raczej holistyczną istotą niż zbiorem poszczególnych części. Ta niepodzielna istota rzekomo trwa niezmienna w każdej kolejnej chwili, nie tracąc ani nie przyjmując niczego. Moje ciało i mózg doznają nieustannego procesu zmiany: ich neurony rozbłyskują, hormony przepływają, a mięśnie się napinają i kurczą. Moja osobowość, moje pragnienia i relacje nigdy nie stoją w miejscu i w ciągu lat czy dziesięcioleci mogą się kompletnie zmieniać. Jednak gdzieś u podłoża tego wszystkiego pozostaję tą samą osobą od narodzin do śmierci – i mam nadzieję, że tak będzie także po śmierci.
Niestety teoria ewolucji odrzuca pogląd, że moje prawdziwe „ja” jest jakimś niepodzielnym, niezmiennym i potencjalnie wiecznym bytem. Zgodnie z teorią ewolucji wszelkie istoty biologiczne – poczynając od słoni i dębów, po komórki i cząsteczki DNA – składają się z mniejszych i prostszych części, które bezustannie się ze sobą łączą i od siebie oddzielają. Słonie i komórki wyewoluowały stopniowo, na skutek nowych połączeń i podziałów. Coś, czego nie da się podzielić ani zmienić, nie może zaistnieć na drodze doboru naturalnego.
Na przykład ludzkie oko to wyjątkowo złożony system składający się z wielu mniejszych części, takich jak soczewki, rogówka i siatkówka. Oko nie pojawiło się nagle znikąd: od razu gotowe, z wszystkimi tymi elementami składowymi. Raczej wyewoluowało drobnymi kroczkami w ciągu milionów lat. Nasze oko jest bardzo podobne do oka homo erectus, który żył milion lat temu. Nieco mniej przypomina oko przedstawiciela rodzaju australopithecus, który żył pięć milionów lat temu. Za to bardzo się różni od oka dryolestesa, który żył sto pięćdziesiąt milionów lat temu. I w końcu wydaje się nie mieć nic wspólnego z organizmami jednokomórkowymi, które zamieszkiwały naszą planetę setki milionów lat temu.
Jednak nawet organizmy jednokomórkowe mają maleńkie organelle, które pozwalają tym mikroorganizmom rozróżniać światło od ciemności i poruszać się w stronę jednego lub drugiego. Droga prowadząca od tego rodzaju pradawnych czujników do ludzkiego oka jest długa i kręta, ale jeśli ma się w zapasie setki milionów lat, to na pewno można przemierzyć ją całą, krok po kroku. Można to zrobić, ponieważ oko składa się z wielu różnych części. Jeśli raz na parę pokoleń jakaś mała mutacja nieznacznie zmieni jedną z tych części – powiedzmy, rogówka nieco bardziej się zakrzywi – to po milionach pokoleń te zmiany mogą dać w efekcie ludzkie oko. Gdyby oko było bytem holistycznym, pozbawionym jakichkolwiek części, to nigdy nie mogłoby wyewoluować na drodze doboru naturalnego.
To dlatego teoria ewolucji nie może zaakceptować idei duszy, jeśli przez „duszę” rozumiemy coś niepodzielnego, niezmiennego i potencjalnie wiecznego. Tego rodzaju byt nie może w żadnym wypadku być wynikiem dokonującej się krok po kroku ewolucji. Dobór naturalny mógł wykształcić ludzkie oko, ponieważ oko ma części. Ale dusza nie ma części. Jeśli dusza homo sapiens wyewoluowała krok po kroku z duszy homo erectus, to jakie dokładnie były to kroki? Czy istnieje jakaś część duszy,