Michele Campbell

Winny jest zawsze mąż


Скачать книгу

zostawić buty i płaszcze, tylko rzeźbiony stół na podstawie w kształcie szponiastej łapy, na nim zaś stał wazon z liliami. Na ścianach wisiały imponujące obrazy olejne. Trzech jasnowłosych chłopców, na oko niespełna ośmioletnich, wbiegło do holu, wykrzykując imię Kate.

      – Moje ulubione Potworki! – zawołała, poklepując ich jak szczenięta, kiedy przytulili się do jej nóg. Patrząc ponad ich głowami na Jenny i Aubrey, przewróciła oczami. – Za każdym razem, gdy Victoria wyciska z siebie małego Eastmana, mój spadek się kurczy. Mam jeszcze przyrodnią siostrę Louise. Mieszka w Szwajcarii ze swoją matką. Wydają pieniądze bez opamiętania.

      A więc chodziło o pieniądze. Victoria, która po chwili wyszła im na spotkanie, z pewnością nie przypominała potwora. Wręcz przeciwnie, była młoda i ładna, miała gustownie rozjaśnione włosy i starała się uprzejmie przyjąć niespodziewanych gości pasierbicy.

      – Tłumy na Święto Dziękczynienia, jak miło – powiedziała ze zdawkowym uśmiechem. – Mamy mnóstwo jedzenia, a przy stole znajdzie się jeszcze miejsce. Każę Gusowi przynieść parę krzeseł ze schowka.

      Kate uściskała macochę na powitanie i wymieniły kilka uprzejmości. Jednak każdy wyraz padający z ust dziewczyny ociekał pogardą, choćby jego dosłowne znaczenie było zupełnie niewinne. Miłe uwagi, takie jak „Ależ wspaniale wyglądasz” albo „Cudowne kolczyki. Nowe?”, podszyte były jadem, który dla Victorii był zapewne równie czytelny jak dla Jenny.

      Pani Eastman pokazała im szafę, gdzie mogły zostawić rzeczy, i powiedziała, że poszuka śpiworów, które będą mogły rozłożyć na podłodze w bibliotece.

      – Możecie powalczyć o kanapę – dodała.

      – Nie możemy spać u pokojówki, żeby mieć odrobinę prywatności? Rosalba przecież wyjechała na święta, prawda? – marudziła Kate.

      – Zabiłaby mnie, gdyby się dowiedziała. Nie chcę, żeby mi się potem skarżyła – oznajmiła Victoria i odeszła.

      – Widzicie? Bardziej obchodzi ją służąca niż ja – rzekła Kate na tyle głośno, że Victoria na pewno ją usłyszała.

      Zaprowadziła je do biblioteki, która w rzeczywistości okazała się dużym, bogato urządzonym i niewłaściwie nazwanym pomieszczeniem. Na orzechowych półkach nie było książek, lecz mnóstwo kosztownie wyglądających bibelotów i fotografii Potworków w srebrnych ramkach. Kate rzuciła torbę na podłogę i dopiero wówczas Jenny zdała sobie sprawę, że nie tylko ona i Aubrey będą koczowały na wspaniałej skórzanej sofie. Kate nie miała własnego pokoju w domu ojca. Poza Carlisle był to jej jedyny dom, a jednak nie mogła czuć się tu jak u siebie.

      – Daj spokój, to i tak lepsze niż kwatera, która zwykle mi się trafia – powiedziała Kate na widok konsternacji malującej się na twarzy Jenny.

      – W porządku, przecież nic nie mówię – odparła Jenny. – A gdzie zwykle śpisz?

      – Zazwyczaj na składanym łóżku w pokoju Potworków. Chodzi o to, żebym nie wchodziła Victorii w drogę. Pewnie awansowałam do biblioteki ze względu na was. Co za różnica? I tak będziemy tu tylko spały – powiedziała Kate.

      Na potwierdzenie tych słów przebrały się, umalowały w łazience w holu, a potem złapały kolejną taksówkę. Kiedy dotarły na miejsce, Jenny zadbała o to, żeby wysiąść jako pierwsza, a Kate bez mrugnięcia okiem otworzyła portfel. Wcisnęły się w długą kolejkę, bramkarz zmierzył je wzrokiem, skinął głową, odpiął aksamitny sznur i wpuścił je do klubu nocnego, nie sprawdzając dowodów.

      – Weszłyśmy dzięki twojej nowej fryzurze! – zwróciła się Kate do Aubrey, przekrzykując hałas, kiedy znalazły się w mrocznym lokalu. Jenny uznała to za wspaniałomyślny gest. Weszły dzięki Kate – w jej wyglądzie, stroju i postawie kryło się coś wyjątkowego. Każdy, kto sądził inaczej, chyba się jej nie przyjrzał.

      – Blondynki bawią się lepiej – oznajmiła Aubrey z szerokim uśmiechem.

      Przeciskały się przez gęsty tłum w poszukiwaniu znajomych, z którymi umówiła się Kate. Muzyka pulsowała. Młodzi, odjazdowi ludzie ubrani w najmodniejsze ciuchy tańczyli, kołysali się i obściskiwali w błyskającym świetle kolorowych lamp. Jenny wszędzie widziała kelnerów z tacami pełnymi wyszukanych drinków i ogromnych butelek szampana.

      – Ile muszą kosztować te drinki – głośno zastanawiała się Jenny, ale żadna z koleżanek jej nie słyszała.

      Przyjaciele Kate zajmowali miejsce w dużej loży na podwyższeniu, z widokiem na parkiet. Griff Rothenberg, chłopak-nie-chłopak Kate, siedział obok wytwornej brunetki, która pochyliła się ku niemu i chichotała kokieteryjnie, ale on ją ignorował, niespokojnie przeczesując parkiet wzrokiem. Kiedy zauważył Kate, jego twarz rozpromieniła się w wyrazie szalonej desperacji.

      Gdy koleżanki wchodziły po schodach do loży, wyrósł przed nimi ochroniarz.

      Griff zerwał się na nogi.

      – Ona jest z nami – oznajmił.

      Ochroniarz odwrócił się.

      – Która?

      – To znaczy one wszystkie – odparł Griff, a Jenny uświadomiła sobie, jak bardzo był zapatrzony w Kate, skoro nawet nie zauważył jej ani Aubrey.

      Griff usiadł i przesunął się, żeby zrobić im miejsce, a dziewczyny stłoczyły się blisko siebie. Znajomi Kate stanowili grupę najpiękniejszych ludzi, jakich Jenny kiedykolwiek spotkała: począwszy od Griffa z jego idealnym profilem i słonecznymi pasemkami we włosach, po czarującą brunetkę oraz chudzinkę o kilometrowych rzęsach, która wyglądała jak Edie Sedgwick i okazała się córką słynnego miliardera. (To właśnie jej ochroniarz je zatrzymał). Jenny rozpoznała kilka osób z imprez w bractwach, dokąd zabierała je Kate, większości jednak nie kojarzyła – byli to znajomi Kate z Odell albo ludzie z jej paczki, którzy chodzili do innych szkół, ale spotykali się, jeśli akurat przyjechali do Nowego Jorku w tym samym czasie. Wszyscy ucieszyli się na widok Kate, lecz gdy przedstawiła im Aubrey i Jenny, tylko przywitali się zdawkowo i przestali zwracać na nie uwagę. Jenny zastanawiała się, po co w ogóle tu przyszła i czy nie lepiej byłoby wyjść. Muzyka grała zbyt głośno, a ona zaczęła się martwić, że jako nieletnie zostaną zatrzymane za picie alkoholu; to mogłoby pozbawić ją stypendium. Poklepała Kate po ramieniu i powiedziała, że chyba już pójdzie. Kate prychnęła i podała jej Cosmopolitan – pierwszego z wielu drinków. Był cierpki, pyszny i niesamowicie mocny.

      – Rozchmurz się i chodź potańczyć! – krzyknęła i pociągnęła ją w sam środek szalejącego tłumu. Dyskotekowe światła migotały nad nimi, a basy pulsowały Jenny w głowie. Kate wirowała, szaleńczo zarzucając włosami, a potem zaczęła tańczyć jak Egipcjanka, co rozśmieszyło Jenny.

      Nikt nie potrafił oprzeć się Kate, gdy była w imprezowym nastroju. Po co w ogóle próbować?

      Jenny zakołysała się w rytm muzyki i chwyciła kolejnego drinka z tacy przechodzącego kelnera. Gdy alkohol zaczął krążyć w jej żyłach, pomyślała: „Jaki Lucas?”. Kate miała rację: powinna się rozchmurzyć i cieszyć życiem. Przecież to ona podjęła decyzję o rozstaniu, choć od razu gorzko tego pożałowała. Chciała doświadczyć uroków studiowania, nie musząc się przejmować – nazwijmy rzecz po imieniu – niepewnym związkiem. Teraz właśnie miała ku temu okazję. Kate stanowiła jej przepustkę do światowego życia, powinna zatem być jej wdzięczna i nie wściekać się, że dziewczyna jest sobą i przykuwa uwagę chłopaków, bo na to nic nie mogła poradzić. Może gdyby Jenny przestała się dąsać i zaczęła zwracać uwagę