Julia Boyd

Wakacje w Trzeciej Rzeszy


Скачать книгу

26 lutego 1924 roku Hitler stanął przed sądem w Monachium pod zarzutem zdrady po nieudanym puczu, wielu żywiło przekonanie, że to dopiero początek jego politycznej kariery. Dwa dni później „Manchester Guardian” donosił: „Hitler ma swoje pięć minut. Jego mowa obronna, którą znajdziecie w dzisiejszych gazetach, wywarła olbrzymie wrażenie”. Trzydziestoczteroletni Hitler zwrócił uwagę całego narodu „potokiem teatralnej ckliwości oraz biciem piany”. Jego pełne żaru potępienie rządu weimarskiego, Żydów i traktatu wersalskiego trafiło na podatny grunt – z uwzględnieniem sędziego, który zasądził absurdalnie niską karę dziewięciu miesięcy pozbawienia wolności. Dziennikarz „Manchester Guardian”, który obserwował przebieg procesu, wyraził zdziwienie domniemanym brakiem motywu Hitlera. „Jakby nie miał poczucia, że walczy za uciśnionych”, pisał. „Knuł i ryzykował życie własne i innych z nieokreślonych pobudek”. Zdaniem wysłannika gazety nic nie wskazywało także na osobisty interes bądź ambicje, które tłumaczyłyby podjęcie równie ryzykownych działań. Tak czy inaczej, wizerunkowy sukces Hitlera podczas rozprawy nie ulegał wątpliwości, mimo że narodowi socjaliści pozostali na marginesie niemieckiej polityki jeszcze przez kilka lat po jego wyjściu z więzienia. Jednak właśnie w tamtym stosunkowo spokojnym okresie Hitler wyrósł na niekwestionowanego lidera swojej partii. Odtąd już na zawsze miał pozostać Führerem.

      Potem, 14 września 1930 roku, na scenie politycznej zaszły dramatyczne zmiany, kiedy naziści uzyskali sto siedem miejsc w wyborach federalnych. Długie oczekiwanie dobiegło końca. Co więcej, nauczony doświadczeniem nieudanego puczu, Hitler dążył do celu legalnymi metodami. Magnat prasowy, lord Rothermere, przebywający wówczas w Monachium, nie krył zachwytu w przekonaniu, że Hitler otworzył dla Niemiec nową erę. Przekonywał rodaków, że niemiecki faszyzm ma wiele do zaoferowania Europie – zwłaszcza w kontekście walki z komunizmem150. Rumbold był bardziej sceptyczny. Miesiąc później, 13 października, po pierwszym zgromadzeniu Reichstagu od czasu wyborów, doniósł królowi Jerzemu V:

      Byłem w Reichstagu, kiedy ci niemieccy faszyści wkroczyli w swoich okropnych mundurach, składających się z koszuli khaki, bryczesów i owijaczy, z hakenkreuzem na ramieniu. Jeden z liderów wystąpił w pumpach, w których prezentował się niezbyt korzystnie. Przybyli do Izby w płaszczach, aby ukryć mundury, i takiego wejścia nie powstydziłby się kabaretowy Mussolini. Ale chociaż ich zachowanie bywa śmieszne i dziecinne, z pewnością tchnęli w kraj nowego ducha, który przejawia się usilnym pragnieniem zmian151.

      Sir Horace odnosił wrażenie, że nowi nazistowscy deputowani odgrywają komedię, a ich faszystowskie pozdrowienie to wciąż nowość – nawet dla nich. „Niebawem natarli na komunistów”, pisał do matki. „Jedni i drudzy obrzucali się obelgami. Tymczasowy przewodniczący – osiemdziesięciotrzyletni »bóbr«, dostojny i czcigodny – nie był w stanie przerwać tej szczeniackiej burdy”152.

      Później tego samego dnia przemoc rozgorzała na ulicach. Wstrząśnięty Rumbold opisywał synowi, jak grupy młodych nazistów rozbijały witryny sklepów żydowskich, w tym słynnych domów towarowych Wertheim i Tietz. Sir Horace z pewnością nie dostrzegał sprzeczności między swoim szczerym oburzeniem wobec takiego postępowania a beztroskim antysemityzmem, na który – podobnie jak wielu przedstawicieli jego pokolenia i sfery – regularnie sobie pozwalał. „Liczba Żydów w tym miejscu jest zatrważająca”, pisał do swojego poprzednika, sir Ronalda Lindsaya, niedługo po przyjeździe do Berlina. „Nie sposób od nich uciec. Rozważam zamówienie amuletu dla ochrony przed »złym nosem«, obawiam się jednak, że nawet to ich nie zrazi”153. Jego wzgardę widać również we wzmiance o „jakimś syjonistycznym zjeździe”, na którym miał okazję „poznać tłumy Hebrajczyków przy kolacji”154. To samo dotyczyło jego dobrodusznej żony: „Doprawdy spotykamy najdziwniejszych ludzi. Wczoraj jedliśmy podwieczorek z Afgańczykami. Dzisiaj najpierw mamy podwieczorek z grupą Żydów, którzy zwą siebie narodem wybranym (trudno o coś bardziej wymownego), a następnie z Turkami. Jutro uświetnimy swoją obecnością salony Persów. Czy Lucy obcuje w Oslo z takimi personami?”155.

      Nawet ekonomista John Maynard Keynes, autor The Economic Consequences of the Peace (1919), który ochoczo wychwalał żydowskich przyjaciół w rodzaju Einsteina oraz bankiera Carla Melchiora, napisał po wizycie w Berlinie: „Ale gdybym tam mieszkał, mógłbym stać się antysemitą, gdyż biedny Prusak jest zbyt wolny i ociężały dla innego rodzaju Żydów, nie chochlików, lecz sługusów diabła, z rogami, widłami i ogonami”. Dodał, że przykro jest widzieć cywilizację „pod wstrętnym pantoflem nieczystego Żyda, który ma całą władzę, spryt oraz pieniądze”156.

      Cicely Hamilton, bystra obserwatorka, która z pewnością nie należała do grona zwolenników nazistów, podzielała pogląd wielu rodaków i próbowała usprawiedliwić niemiecki antysemityzm. Główną przyczyną Judenhetze [nagonki na Żydów] jej zdaniem była zawiść:

      Naród, który tyle wycierpiał i klepie biedę, patrzy teraz na rasę, która bogaci się na gruzach jego niedawnej świetności. Nic dziwnego, że w sercu wzbiera mu zawiść i sprzeciw wobec spekulantów. Dlaczego Izrael panoszy się na Kurfürstendamm, niegdyś arystokratycznej dzielnicy cesarskiego Berlina, odpowiedniku londyńskiej Mayfair, jeśli nie dzięki temu, że utuczył się na nieszczęściach bliźniego?157.

      Wyndham Lewis, pisarz, malarz i współtwórca wortycyzmu lub – jak nazywał go Auden – „samotny wulkan prawicy”158, poruszając „kwestię żydowską” w swojej książce zatytułowanej Hitler, posunął się krok dalej i skwitował temat jako „rasową zasłonę dymną”:

      Poradziłbym Anglosasom: nie pozwólcie, aby te trudne sprawy odwróciły waszą uwagę (ale przywołajcie Niemca do porządku, kiedy jest z wami). Dopuśćcie jednak do głosu Blutsfühl [więzy krwi]… na korzyść tego dzielnego i nieszczęśliwego ubogiego pobratymca. Niech błaha Judenfrage [kwestia żydowska] wam w tym nie przeszkodzi!159.

      Książka Hitler, ze swastyką na okładce, stanowiła pierwszą wyczerpującą analizę fenomenu Führera i ukazała się zaledwie cztery miesiące po krótkiej wizycie Lewisa w Berlinie w listopadzie 1930 roku. Przemoc, zapewniał czytelników, prowokują komuniści, a policja dolewa oliwy do ognia, strzelając do niewinnych nazistów.

      Lewis uczestniczył w „spotkaniu potworów” w Sportpalast, gdzie Hermann Göring, nowo wybrany do Reichstagu, i geniusz propagandy Joseph Goebbels przemawiali do dwudziestotysięcznego tłumu. „Dało się tam zaobserwować coś na kształt fizycznego nacisku przemożnego niezadowolenia”, zauważył160. Lilian i Edgar Mowrerowie byli na podobnym zgromadzeniu: „Jeszcze zanim dotarliśmy na Potsdamer Strasse, naszą taksówkę zatrzymały patrole zwolenników w brunatnych koszulach, którzy przepuścili nas dopiero po obejrzeniu naszego zaproszenia”, wspominała Lilian. W końcu wpuszczono ich do auli pomalowanej na jaskrawe, futurystyczne kolory. Wszystkie z dwudziestu tysięcy miejsc były zajęte i ludzie tłoczyli się w przejściach. Jeszcze więcej zgromadziło się z tyłu, „niczym wielki chór”. Oddziały umundurowanych mężczyzn w skórzanych wysokich butach i czapkach z daszkiem pilnowały porządku. „Sztywno stali na baczność, gotowi jednak zdusić w zarodku najmniejszy przejaw niesubordynacji. Ich postawa była wyzywająca i bojowa, a miny agresywne. Atmosfera groziła wybuchem, jak w fabryce prochu”161. Nie przeszkadzało to Wyndhamowi Lewisowi