Ałbena Grabowska

Matki i córki


Скачать книгу

ma o czym mówić… – Odwróciła się do mnie plecami, podeszła do okna i spoglądała na wewnętrzne podwórze z trzepakiem w roli tronu.

      Dobre sobie. Nie ma o czym mówić. Genialna babcia i nie ma o czym mówić?

      – Mam na myśli ciebie, babcię i prababcię – nie ustępowałam. – Dlaczego nie wiedziałam, że babcia była skrzypaczką? To chyba nie jest tajemnica.

      Ten cholerny brak jakichkolwiek prawdziwych wspomnień. Żadnych opowieści poza banałami. Jak przodkinie mogły istnieć, także po śmierci, skoro nie miały żadnego bagażu? Matka nic nie mówiła. Może zastanawiała się nad tym samym.

      – To bardzo bolesne – powiedziała, wciąż wpatrując się w widok za oknem.

      – Ile muszę mieć lat, żeby dowiedzieć się o swoim dziedzictwie?

      Dopiero teraz odwróciła się do mnie.

      – Jesteś już duża, masz prawo wiedzieć – westchnęła.

      Następnie usiadła na kuchennym stołku i wskazała mi miejsce koło siebie. Było w tym geście coś w rodzaju pasowania na równą sobie i ja się na to nabrałam.

      – Gdzie są jej skrzypce? Dlaczego nigdy nie grała w domu? Czemu o tym nie rozmawiałyśmy?

      Mama po raz kolejny westchnęła, potem popatrzyła w dal, ponad moją głową. Dziś wiedziałabym, że to typowe sztuczki psychologiczne, mające na celu uwiarygodnienie własnej opowieści. Wtedy po prostu pomyślałam, że ciężko jej zacząć.

      – Babcia była niezwykle zdolna… Miała szansę na wielką karierę. Światową. Kobiety w tamtych czasach…

      Tyle jest kobiet w tak zwanych czasach. Krainy czasów zasiedlają same kobiety. Uciśnione, niespełnione, kobiety ozdobniki, kobiety Medee, Hery i hetery… I te, którym się udało, ale nie do końca. Nie naprawdę. To osiągnęła sukces czy nie? Czy bycie kobietą było przeszkodą czy przeciwnie – pomogło jej? U mnie w klasie na trzydzieści trzy osoby jest dwadzieścia pięć dziewczynek. Mamy jednego nauczyciela mężczyznę – od WF-u, ale nie uczy naszej klasy. Był pan od fizyki, ale odszedł na wyższą uczelnię. W okolicznych sklepach są ekspedientki, w kasie biletowej pani, lody sprzedaje kobieta, listonoszka przynosi listy. Nie widziałam z bliska żadnego mężczyzny niemalże od urodzenia. Tyle jest kobiet, a mimo to ciągle słyszę o tym, że „kobiety w tamtych czasach to i tamto”.

      – Owe czasy nigdy się nie skończą dla naszej rodziny, prawda?

      – O czym ty mówisz, Lilu?

      O tym, że jesteśmy rodziną czarownic. Jedyną na świecie, w której przychodzą na świat same dziewczynki, bez udziału mężczyzn.

      – Opowiedz mi o babci – przymiliłam się. – Czemu przestała grać na skrzypcach?

      Zamieszała łyżeczką w herbacie. Potem zamieszała historię.

      – Tuż przed wybuchem wojny proponowano jej wyjazd z Polski. Dziadek nawiązał pewne znajomości.

      To moja babcia miała ojca? Niemożliwe. Nie zbaczajmy jednak z tematu.

      – Mówiłaś, że dziadek umarł niedługo po powrocie z Syberii…

      – Tak. Przetrwał zesłanie i zmarł już wolny, dziesięć lat po tym, jak wrócili. Mama i babcia zostały same.

      – Czemu nie chciały wyjechać? – spytałam ostrożnie. – Nie bały się wojny?

      Matka uśmiechnęła się smutno.

      – Dziś wiemy, czym była ta wojna. Wtedy uważano, że po pierwszej wojnie światowej nikt nie rozpęta drugiej.

      No tak, myślenie życzeniowe dopadało większość poprzednich pokoleń. Ci, którzy wszczynali wojny, mieli jednak inne życzenia.

      – Nie wierzyły, że wojna wybuchnie, tak?

      – Tak. – Wyraźna ulga w głosie. – Plan był taki, że pojadą do Wiednia. Mama miała zaplanowane koncerty w październiku trzydziestego dziewiątego. Nie zdążyły. Wybuchła wojna i wszystko się zmieniło.

      Znam te opowieści. Niemcy wchodzą do Polski, bomby, łapanki, Żydzi do gazu. To nie dotyczy nas.

      – Prababcia była Polką, ale pradziadek miał żydowskie korzenie. Ukrywali to. Nie poszli do getta.

      Naprawdę? To rzeczywiście możliwe czy znów mnie oszukuje? Później się nad tym zastanowię. Teraz opowiadaj, mamo, opowiadaj. Co się stało z całą rodziną?

      – Jak babcia trafiła do obozu?

      – Babcia uczyła muzyki. Nie wolno było. Ktoś doniósł i aresztowano ją.

      – Uczyła gry na skrzypcach? Przecież to słychać…

      – Nie wiem, Lilu… Mnie mówiła, że uczyła muzyki. Nie dociekałam. Wywieziono ją do obozu.

      – Do Oświęcimia?

      – Tak – potwierdziła mama. – Była w obozie. Tam głodowała, walczyła o życie. Przetrwała. Kiedy wróciła po wojnie, nie chciała już grać na skrzypcach.

      – Nie chciała grać na skrzypcach? Tak po prostu?

      – Nie tak po prostu – stwierdziła mama. – Odmroziła ręce.

      Usiłuję przypomnieć sobie palce babci. Nie mogę. Nie głaskała mnie nimi, nie robiła kanapek, nie lepiła pierogów. Robiła mielone i schabowe z karkówki. Ręce miała chyba normalne. Takie starcze, z plamami na skórze, ale normalne. Nie, zaraz. Palec wskazujący lewej ręki był taki zakrzywiony. Pamiętam, kiedy śliniła go, żeby przewrócić kartki książek. Pisała lewą ręką. Ręce. A więc to o nie chodziło?

      – Miała krzywy palec lewej ręki – mówię.

      – Nie mogła kontynuować kariery skrzypaczki. Zrezygnowała.

      Babcia pracowała w Instytucie Francuskim, uczyła tego języka dzieci. Sądziłam, że to jej wyuczony zawód.

      – Nie skończyła filologii francuskiej?

      – Tak naprawdę nie. Mówiła świetnie po francusku, bo pochodziła z inteligenckiego domu. Po wojnie wystarczyło powiedzieć, że papiery spłonęły w powstaniu. Odtwarzano wszystkie dokumenty, świadectwa urodzenia, dyplomy uczelni. Zresztą wiadomo, że przez sześć lat nie było żadnej oficjalnej edukacji. Podawało się tajne komplety jako gimnazjum, nawet jako studia. Wojna zmieniła wszystko.

      Biedna, biedna babcia. Tak zabić jej marzenia.

      – Niepotrzebnie ta dziewczyna wywołała wspomnienia, Lilu. Źle się stało. Dla nas bardzo źle. Przede wszystkim dla ciebie.

      Przecież to nie twoje wspomnienia, mamo. To jedynie wspomnienia babci. Dlaczego tak się ich boisz?

      – Co się stało ze skrzypcami babci? – zmieniłam temat.

      Mama wydawała się nieco pewniejsza.

      – Babcia została aresztowana z tymi skrzypcami. To był bardzo cenny instrument. Nie stradivarius, ale z tego, co wiem, niemalże równie cenny. Jeden z Niemców zabrał je i chciał roztrzaskać o ścianę, ale inny się sprzeciwił. Ci Niemcy… Niektórzy byli bardzo wrażliwi. Znali się na sztuce. Nie pozwolił zniszczyć skrzypiec, ale je zabrał. Wywiózł pewnie do Rzeszy.

      – Nie szukaliście ich potem? – spytałam jeszcze.

      Mama uśmiechnęła się z politowaniem.

      – Po tylu latach? Gdzie ich szukać? Igła w stogu siana. Śpij, Lilu, i zostaw przeszłość w spokoju.

      Nie chciałam jej zostawić, ale wtedy to zrobiłam. Pooglądałam na Okólniku jeszcze kilka wycinków z gazet i na tym się skończyło. Wyobraziłam