Piotr Zychowicz

Żydzi


Скачать книгу

który daje się poniewierać i upokarzać. Ostatecznym upodleniem tego Żyda miał być Holokaust, podczas którego miliony dały się poprowadzić jak owce na rzeź. W Izraelu ocalałymi z Holokaustu pogardzano.

      Domyślam się, że wywoływało to w nich wściekłość.

      Oczywiście! Dlatego właśnie przybysze z Europy, chcąc udowodnić, że również są coś warci, stworzyli kontrmit. Był to właśnie mit powstania w warszawskim getcie. Patrzcie! My też walczyliśmy, my też zasługujemy na szacunek, my także byliśmy bohaterami – mówili. Walczyliśmy jak lwy do ostatniej kropli krwi z potężną Trzecią Rzeszą. Oczywiście musieliśmy przegrać, ale tanio skóry nie sprzedaliśmy.

      Mówi pan, że to mit. Ale przecież powstanie w getcie to fakt.

      Problem polega na tym, że żydowscy historycy i politycy ten fakt niebywale zmanipulowali. Przede wszystkim wyolbrzymili go do niesamowitych rozmiarów. Szczytem wszystkiego jest to, że w kwietniu w Izraelu obchodzimy Dzień Pamięci Holokaustu i Heroizmu. Tak jakby te dwa zjawiska można było ze sobą zestawiać, jakby ich skala była porównywalna. Holokaust był tymczasem tragedią na skalę epokową, a żydowski heroizm był zjawiskiem marginalnym.

      Wróćmy do powstania w getcie.

      Zacznijmy od początku. Niemcy latem 1942 roku deportowali około 300 tysięcy mieszkańców getta do Treblinki. W efekcie wiosną 1943 roku w dzielnicy żydowskiej pozostało około 45–50 tysięcy ludzi. Byli to głównie wykwalifikowani specjaliści, ludzie potrzebni Niemcom do pracy w kluczowych zakładach przemysłowych. W żargonie narodowosocjalistycznym nosili miano „Żydów produktywnych”. Każdy z tych ludzi miał nadzieję, że dzięki temu uda mu się jakoś przeżyć. Wielu miało opracowane rozmaite plany ratunku.

      Jakie?

      Choćby takie jak ukrycie się po polskiej, aryjskiej stronie. Proszę pamiętać, że w lutym 1943 roku Niemcy dostali w skórę pod Stalingradem i sytuacja na frontach dramatycznie się zmieniła. Niepokonany dotąd marszałek Rommel został pokonany w Afryce. Trzecia Rzesza została zepchnięta do defensywy i wśród mieszkańców getta pojawiła się nadzieja. Ludzie uwierzyli, że uda im się dotrwać do kapitulacji Rzeszy. Szczególnie że Niemcom ogromnie brakowało specjalistów. Wśród Żydów w getcie przeważała chęć życia, a nie umierania.

      Żydowskie podziemie miało w tej sprawie inne zdanie.

      Ale to był margines! Oni nie reprezentowali całej społeczności getta. Podobnie jak wśród Polaków, wśród Żydów istniały dwie organizacje konspiracyjne – lewicowa Żydowska Organizacja Bojowa i prawicowy Żydowski Związek Wojskowy. Pierwsza liczyła może z 220 ludzi, druga nieco mniej. W sumie około 400 bojowników, czyli mniej niż procent wszystkich Żydów mieszkających w getcie. Broni zaś nie mieli w ogóle. To się musiało skończyć rzezią.

      Jak pozostałe 99 procent Żydów zapatrywało się na plany powstańcze?

      Ci, którzy o nich wiedzieli, byli przeciw. Ostrzegali młodych, narwanych bojowników, że konsekwencje ich wystąpienia będą dramatyczne. Wskazywali na bestialstwo Niemców, którzy stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Skoro za zabicie jednego Niemca – przekonywali – już teraz zabija się pięćdziesiąt osób, to gdy rozpoczniecie powstanie, zostaniemy wymordowani do nogi. Konspiratorzy jednak zupełnie nie liczyli się ze zdaniem reszty ludności, ignorowali ostrzeżenia starszych, bardziej doświadczonych ludzi.

      Mówi się, że wszyscy ci ludzie i tak byli skazani.

      Ale dlaczego to akurat powstańcy wybrali godzinę ich śmierci?! Ten argument jest całkowicie bałamutny. Oczywiście wszystkim Żydom spośród tych 50 tysięcy nie udałoby się przeżyć wojny. Ale co najmniej 10 procent by jednak przetrwało. Ukryliby się u Polaków, uciekli do partyzantki, doczekaliby w jakimś obozie pracy w Niemczech czy w fabryce do przyjścia Amerykanów czy Sowietów. Mieli cały wachlarz możliwości. Każdy z nich ułożył sobie jakiś – lepszy czy gorszy – plan. Tymczasem w wyniku decyzji o wywołaniu powstania wydano wyrok śmierci na wszystkich. Nie dano im żadnej szansy. Tego bojownikom z ŻOB i ŻZW nie wolno było zrobić. Nie wolno było im decydować o śmierci innych Żydów.

      Ci bojownicy, którzy przeżyli, mówili po wojnie, że woleli umrzeć w walce niż w jakimś masowym rozstrzelaniu czy komorze gazowej.

      To są bardzo ładne słowa. Ale niestety nieprawdziwe. Duża część powstańców po kilku dniach walki uciekła – między innymi kanałami – na polską stronę. Ludzie ci wcale nie ponieśli więc heroicznej śmierci na gruzach getta, ale przeżyli. Kilku nawet żyje do dziś. Uciekając, pozostawili zaś na pastwę Niemców bezbronną ludność cywilną. I to na tej ludności skupił się straszliwy niemiecki odwet.

      Trochę pan przesadza. Jednak spora część powstańców poległa w getcie.

      Zgoda, ale nawet ci nie zrealizowali swojego celu heroicznej śmierci. Ponieważ bojownicy dysponowali głównie pistoletami – mieli ich około stu – chcieli wciągnąć Niemców w gęste zaułki getta i tam strzelać do nich z bliskiego dystansu z dachów i okien. A następnie wycofywać się piwnicami i bramami, aby kontynuować walkę na innej ulicy. Niemcy, jak na złość, nie mieli jednak najmniejszej ochoty uganiać się za bojownikami po całej dzielnicy. Zamiast ryzykować, po prostu podpalili getto. I oczyszczali je brutalnie budynek po budynku. Bojownicy uciekali więc przed płomieniami i gruzami walących się budynków. Osaczeni wyrzucali pistolety i starali się wmieszać w tłum cywilów. W efekcie spotkała ich właśnie taka śmierć, jakiej chcieli uniknąć.

      Pisała o tym chyba Cywia Lubetkin z ŻOB.

      Tak. „Byliśmy bezradni” – wspominała – „zszokowani i zawstydzeni. Całe nasze plany legły w gruzach. Marzyliśmy o ostatniej bitwie z wrogiem, w której oczywiście zostaniemy pokonani, ale utoczymy mu wcześniej sporo krwi. Tymczasem musieliśmy uciekać. Nie mieliśmy możliwości prowadzić walki”.

      Żydzi są dumni, że powstanie trwało blisko miesiąc.

      Kolejny mit. Prawdziwy opór, prawdziwa walka trwała jeden dzień. Gdzieniegdzie czterdzieści osiem godzin. Czyli tyle, ile Niemcom zajęło ochłonięcie po pierwszym zaskoczeniu. Potem rozpoczęła się rzeź. Już podczas pacyfikacji getta zamordowano około 12 tysięcy ludzi, a resztę wywieziono do obozów zagłady.

      Ostatnio coraz częściej mówi się o zepchniętym niegdyś na margines ŻZW. Oni podobno mieli broń, nawet karabin maszynowy, dzięki któremu stoczyli bitwę na placu Muranowskim.

      No cóż, członkowie ŻZW rzeczywiście trochę się z Niemcami postrzelali i trwało to nieco dłużej niż w innych częściach getta. Jak się jednak skończyło? Otóż również oni uciekli za mur. Pierwsza grupa ewakuowała się już 20 kwietnia, a więc dzień po wybuchu powstania. Następne grupy wyszły w kolejnych dniach. Jedna z nich została wytropiona przez Niemców i wybita w pobliżu Otwocka. Inną zniszczono jeszcze w Warszawie przy ulicy Grzybowskiej. Powstanie w getcie to wielki dramat, który nic, ale to absolutnie nic nie dał.

      Mówi się, że Niemcy podczas powstania przekonali się przynajmniej, że nie mogą bezkarnie mordować Żydów. Że Żyd potrafi oddać.

      Właśnie podczas powstania Niemcy mordowali Żydów całkowicie bezkarnie. Jak wynika z raportu Jürgena Stroopa, w trakcie całej „wielkiej” bitwy zostało zabitych szesnastu Niemców. A mówiąc ściślej, czternastu Niemców, bo poza nimi w walkach zginęli ukraiński esesman i polski policjant. Tymczasem historycy żydowscy snuli niestworzone opowieści o setkach, czy wręcz tysiącach zabitych nieprzyjaciół. W rzeczywistości powstanie nie wyrządziło Niemcom żadnej krzywdy. Za to wyrządziło ogromną krzywdę Żydom.

      A heroiczna, zacięta obrona w bunkrach?

      Każdy kraj musi mieć swoich bohaterów. Polska, Francja, Rosja, Niemcy czy Ameryka. Izrael ma jednak na bohaterów zapotrzebowanie większe niż wszystkie inne narody. Weźmy Polskę. Polska raz miała lata lepsze, raz gorsze. Pojawiała się i znikała z mapy. Najpierw były rozbiory, potem przyszli Niemcy, a potem Sowieci.