Magdalena Majcher

Prawda przychodzi nieproszona


Скачать книгу

się, co przeskrobałaś, że tak się przymilasz! – Michał odłożył talerz na blat i żartobliwie pogroził żonie palcem.

      – Ja? – Magdalena zrobiła minę niewiniątka. – A czy ja kiedykolwiek coś przeskrobałam?

      Mężczyzna podszedł do niej i cmoknął jej usta.

      – Nie. Muszę przyznać, że żona mi się udała – rzucił lekko i wrócił do przerwanej czynności.

      Po chwili postawił przed Magdaleną talerz z rybą w sosie pomidorowym z ryżem.

      – Pachnie nieziemsko – pochwaliła.

      – Mam nadzieję, że tak samo smakuje. Smacznego.

      – Smacznego!

      Danie było przepyszne. Lekkie, smaczne i pożywne. Ryby były dla Magdaleny problemem. Po prostu nie potrafiła ich właściwie przyprawić i przyrządzić. Zdecydowanie lepiej wychodziły jej dania mięsne. Michał tymczasem miał mnóstwo pomysłów na podanie ryby. Co ciekawe, był samoukiem. W przeciwieństwie do żony nigdy nie korzystał z gotowych przepisów. Wszystko gotował na oko.

      – Czy to nie za dużo szczęścia jak na jedną osobę? – zapytała Magdalena, kiedy już kończyła swoją porcję. – Przystojny, inteligentny, dobry w łóżku, a na dodatek świetnie gotuje!

      Michał udawał niewzruszonego, ale Magdalena doskonale wiedziała, że jej słowa go dowartościowały. Lubił komplementy. Jak każdy.

      – Uważaj, bo uwierzę, że naprawdę zgrzeszyłaś!

      Magdalena odsunęła od siebie talerz. Uznała, że posprząta później.

      – Jak w pracy? – zagadnęła Michała, który też już zdążył zjeść.

      – Nic nowego. Wiesz, że moja praca w zasadzie jest bardzo nudna!

      Wiedziała, że z jego strony to zwykłe przekomarzanie się. Michał lubił to, co robił. Inaczej nie odnalazłby się w tej pracy. Straciłby zainteresowanie w ciągu kilku minut. Taki był. Poświęcał czas temu, co w jakiś sposób mogło go rozwinąć i co po prostu pozwalało mu się spełniać.

      – Bo uwierzę!

      – Opowiedz lepiej, jak było u terapeutki.

      Magdalena wyraźnie spochmurniała. W głębi serca żywiła nadzieję, że Michał zapomniał o tej wizycie, chociaż wiedziała, że to niemożliwe. On nigdy nie zapominał. Przecież właśnie za to, między innymi, go kochała.

      – Na początku całkiem przyjemnie, potem już trochę gorzej, ale koniec końców całość raczej znośna – podsumowała.

      – A coś więcej? – dociekał Michał.

      – Nie zaczęłyśmy jeszcze właściwej terapii. Pierwsze wizyty polegają na tym, że mamy się poznać, dotrzeć, i wtedy będę mogła zdecydować, czy ta terapeutka w ogóle mi pasuje i czy chcę, żeby prowadziła moją terapię – wyjaśniła Magdalena.

      – Jakie zrobiła na tobie pierwsze wrażenie?

      – Całkiem niezłe – przyznała zgodnie z prawdą. – Czuję się swobodnie w jej towarzystwie. Prosiła, abym opowiedziała jej o sobie, więc to zrobiłam, ale… Kurczę, Michał, ja nie wiem, czy chcę się babrać w tym gównie. – Spuściła głowę, żeby nie widzieć rozczarowania w oczach męża.

      – Przecież o tym rozmawialiśmy. Podjęłaś już decyzję – przypomniał jej mąż. – Nie możesz się teraz wycofać, nie teraz, kiedy wreszcie zrobiłaś pierwszy krok.

      – Wiem, ale pod koniec rozmowa zeszła na moich rodziców i… – westchnęła Magdalena. – Chyba nie jestem gotowa, żeby o tym rozmawiać.

      – A kiedy będziesz? Kochanie, wiem, że to dla ciebie trudne, ale nie jesteś jedyną osobą, która straciła matkę we wczesnym dzieciństwie.

      Ale nie każdy stracił ją w takich okolicznościach – chciała dodać, ale oczywiście tego nie zrobiła.

      – Zdaję sobie z tego sprawę – powiedziała tylko.

      Michał z zakłopotaniem podrapał się po głowie.

      – Wiesz, dużo o tym myślałem… – zaczął niepewnie. – Może powinnaś spróbować odnaleźć ojca? Uważam, że rozmowa z nim mogłaby ci pomóc.

      – Jak ty to sobie wyobrażasz? – zdenerwowała się Magdalena. – Miałabym go zapytać, dlaczego mnie zostawił, dlaczego w ogóle nie dał znaku życia? Nie, to nie wchodzi w grę. – Wstała od stołu. – Z dwojga złego wolę już tę terapię. A teraz przepraszam cię, ale muszę posprzątać – powiedziała i zaczęła zbierać naczynia.

      Michał przypatrywał się w jej milczeniu. Wiele by dał, aby pomóc żonie, ale ona nie przyjmowała żadnej formy wsparcia. Był bezradny. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że ta psychoterapeutka zdziała więcej niż on sam.

      Rozdział 8

      Magdalena wcisnęła się w oparcie skórzanej czarnej kanapy. Tym razem poprosiła o kawę. Od samego rana paskudnie bolała ją głowa. Zawsze tak reagowała na gwałtowne zmiany pogody. Jeszcze poprzedniego dnia było słonecznie i pogodnie, a teraz Bielsko pogrążyło się w odcieniach szarości. Przed południem padał deszcz ze śniegiem. Było mgliście i nieprzyjemnie.

      Alicja Twardowska cierpliwie czekała, aż pacjentka sama zacznie mówić. Podskórnie wyczuwała sporą niechęć kobiety do rozmowy o jej rodzicach. Intuicja i wieloletnie doświadczenie podpowiadały jej, że źródło problemu tkwi właśnie w nieprzepracowanej żałobie i trudnych, a właściwie żadnych relacjach z ojcem. Nie zamierzała jednak naciskać. Nie taka była jej rola. Nie mogła powiedzieć Magdalenie, że musi poukładać swoje relacje, aby odzyskać kontakt ze sobą, bo wyparte emocje objawiają się w ciele. Ona musiała dojść do tego sama.

      – Będziemy tak milczeć? – zapytała zirytowana Magdalena.

      – Jeśli tego sobie pani życzy.

      Pacjentka sapnęła ze zniecierpliwieniem. Nie za to płaciła Twardowskiej. Chciała, żeby terapeutka powiedziała jej, jak żyć bez lęku, ale wyglądało na to, że Alicja woli słuchać niż mówić.

      – Ostatnio rozmawiałyśmy o moich dziadkach. Wspomniałam, że to oni mnie wychowali – wymamrotała, konsekwentnie unikając wzroku psychoterapeutki.

      – Zgadza się. Mówiła pani, że matka zmarła, a ojciec wyjechał za granicę. Co pani czuje, kiedy myśli o ojcu? – spytała Alicja, domyślając się, że Magdalenie łatwiej będzie zacząć od rozmowy o tacie.

      Żałoba tkwiła w niej zbyt głęboko, pozostawała wyparta. Magdalena nigdy świadomie jej nie przeżyła.

      – Żal, złość – odpowiedziała błyskawicznie Magdalena.

      – Dlaczego?

      – To chyba jasne.

      – Niekoniecznie – zauważyła Alicja, zakładając nogę na nogę.

      Magdalena odstawiła na szklany stolik pustą filiżankę po kawie. Nadal czuła się kiepsko. Trzecia już tego dnia mała czarna wcale nie postawiła jej na nogi. Magdalenie brakowało chęci i energii do działania.

      – Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Dorastałam w atmosferze nienawiści do niego.

      – Co ma pani na myśli?

      – Cóż… – Magdalena wbiła wzrok w szare płytki, którymi była wyłożona podłoga. – Zawsze dostawałam czytelne sygnały ze strony dziadków, w szczególności babci. Mój ojciec