Magdalena Majcher

Prawda przychodzi nieproszona


Скачать книгу

nazywała wypadkiem przy pracy.

      Często wyjeżdżali do Hiszpanii właśnie jesienią, aby odpocząć od kapryśnej polskiej aury. Latem raczej zaszywali się początkowo w dwupokojowym mieszkaniu, a teraz w domu na nowo wybudowanym przez dewelopera osiedlu, do którego przed kilkoma miesiącami wyprowadzili się z blokowiska. W tym akurat się zgadzali – nie znosili upałów, nawet tych polskich, a co dopiero hiszpańskich. Michał co prawda co jakiś czas nieśmiało sugerował, że marzą mu się tygodniowe wakacje w hotelu z basenem, ale Magdalena nie była w stanie zrobić tego nawet dla niego. Basen był nie do przyjęcia, niezależnie od okoliczności.

      Dzień kończyli w jednej z urokliwych knajpek przy La Rambli. Panował już półmrok, a wąskimi uliczkami przemykały liczne skutery i mniej liczne samochody. La Rambla miała dla nich szczególne znaczenie, bo właśnie tam Michał oświadczył się Magdalenie. Kompletnie się tego nie spodziewała. Byli ze sobą dopiero od ośmiu miesięcy, nie przypuszczała, że Michał tak szybko poprosi ją o rękę. Nie zdążyła się zastanowić, po prostu powiedziała „tak”. Nie żałowała, ale czasem zadawała sobie pytanie, czy to wszystko nie podziało się za szybko. Na samo słowo „rodzina” w jej głowie rozbrzmiewał sygnał alarmowy. Po tych zaręczynach zresztą mocno się od niego oddaliła. Zbliżenie wydawało jej się zagrożeniem. Taki zresztą był klimat ich związku – kiedy on był zbyt blisko, dystansowała się. Michałowi dużo czasu zajęło zaakceptowanie wycofywania się Magdaleny. Wielokrotnie miał ochotę tupnąć nogą, powiedzieć jej, że nie godzi się na takie traktowanie, ale w głębi duszy był tradycjonalistą zabiegającym o kobietę. Magdalena wpasowywała się więc w jego schemat, nawet jeśli działo się to tylko na nieracjonalnym poziomie. Ale ostatnio coś się zmieniło. Przestało mu wystarczać to, co jest, a ona bała się, dokąd ich to może zaprowadzić.

      Nieważne. Odsunęła od siebie wszystkie złe myśli. Tak. La Rambla była ich miejscem. Tam na dobrą sprawę zaczęła się ich wspólna droga, bo wcześniej to była tylko gra w podchody. Pierścionek na serdecznym palcu stał się obietnicą, a najpopularniejsza barcelońska ulica – wspomnieniem początku miłości. Pamiętała, jak wielki szok przeżyła w sierpniu dwa tysiące siedemnastego roku, kiedy w programie informacyjnym usłyszała, że ich La Rambla padła ofiarą zamachowców.

      – Masz już dość na dzisiaj? – zapytał Michał, uważnie przypatrując się twarzy żony.

      Była piękna, ale w taki niecodzienny sposób. To nie była uroda, z którą zdobyłaby tytuł miss świata. Magdalena nie odpowiadała ogólnie przyjętym kanonom piękna, miała niewielką szparę między jedynkami i mocno zadarty nos, a cała jej uroda składała się z kontrastów. Jasna cera, czarne włosy, niebieskie oczy, gęste, ciemne brwi i rzęsy. Kiedy Michał zobaczył ją po raz pierwszy, nie mógł się nadziwić, jak doskonale te wszystkie skrajności komponują się i tworzą twarz, której nie sposób zapomnieć. Jeśli wierzyć Zofii, Magdalena była wierną kopią Izabeli, swojej tragicznie zmarłej matki. Michał nie miał okazji jej poznać, bo umarła, kiedy Magdalena była małą dziewczynką. Musiał więc zawierzyć słowom babci swojej ukochanej, z którą de facto również nie miał zbyt wiele wspólnego, bo żona rzadko jeździła do rodzinnej miejscowości. Nie rozumiał tego – przy każdej okazji podkreślała, jak wiele zawdzięcza dziadkom, a odwiedzała ich sporadycznie. Przyzwyczaił się jednak do tego, że Magdalena jest jedną wielką sprzecznością, i przestał zadawać pytania. A może właśnie powinien? Przecież chodziło też o jego życie!

      – Oj, tak. Chyba przesadziliśmy. Przeszliśmy z dwanaście kilometrów! To co, po kolacji wracamy do hotelu?

      Skinął głową. On także był już zmęczony i marzył o tym, żeby znaleźć się w pokoju.

      – Tak ci się przypatruję…

      – I? – Spojrzała na niego niepewnie, nie rozumiejąc, do czego zmierza.

      – Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem o twojej mamie.

      Magdalena zamarła. Mogła się spodziewać wszystkiego, ale nie tego, że nagle wypłynie temat Izabeli.

      – O mojej mamie?

      – Twoja babcia zawsze podkreśla, że jesteś do niej taka podobna. Była mniej więcej w twoim wieku, kiedy zmarła, prawda? – wyrzucił z siebie szybko Michał.

      Tak niewiele wiedział o przeszłości Magdaleny. Rozumiał, że te wspomnienia są dla niej szczególnie bolesne, ale na litość boską, była jego żoną! Coraz częściej miał wrażenie, że przyczyny niechęci Magdaleny do posiadania dzieci są związane z jej przeszłością, z historią rodziny. W porządku, to zrozumiałe, nie miała trwałego wzorca – jej mama umarła tak wcześnie, że Magdalena praktycznie jej nie pamiętała – ale przecież wiele kobiet wychowuje się bez matki, a mimo to rodzą dzieci i prowadzą normalne życie!

      Zawsze chciał być ojcem, a związał się z kobietą, która nawet nie chce słyszeć o tym, że miałaby zajść w ciążę. Czy to nie dziwne?

      – Tak. Wiesz, sama niewiele pamiętam, ale na zdjęciach widać, że rzeczywiście jesteśmy do siebie podobne.

      – Twoja babcia twierdzi, że wręcz identyczne.

      Magdalena poczuła przeszywający jej ciało dreszcz. Dlaczego tak dziwnie reagowała na sugestię, że wygląda tak samo jak matka? Bała się, że skończy jak ona?

      – Każdy jest do kogoś podobny – stwierdziła, zmuszając się do wzruszenia ramionami.

      Nie lubiła rozmów o przeszłości. Po co grzebać w czymś, czego nie można zmienić? Wolała rozprawiać o tym, co jest tu i teraz – literaturze, kinie, pięknej Barcelonie, nawet o pracy. Byle nie o jej domu rodzinnym.

      – Twoi dziadkowie są już wiekowi. Może powinniśmy ich odwiedzić w najbliższym czasie? – zasugerował Michał, obserwując reakcję żony.

      – Z Bielska do Wąsewa jest kawał drogi.

      Nie kupował tego tłumaczenia. Latali po całej Europie, a nie mogli pokonać czterystapięćdziesięciokilometrowej drogi na Mazowsze? Odpuścił jednak. Jak zawsze. Przyzwyczaił się do tego, że Magdalenę owiewa aura tajemniczości. A może właśnie dlatego jego żona wciąż tak bardzo go pociągała? Byli małżeństwem od pięciu lat, a ona nadal była dla niego nie do końca odkrytą kartą.

      Zanim się poznali, Magdalena często się przeprowadzała. Nie przywiązywała się do miejsc ani ludzi. Jakby ciągle uciekała. Dopiero w Bielsku-Białej osiadła na stałe. Michał dziękował losowi, że pchnął jego wtedy jeszcze przyszłą żonę na południe, ale nie mógł zrozumieć, jak to się w ogóle stało, że z małej miejscowości w województwie mazowieckim Magdalena przez Lublin, Kielce, Radom i Katowice trafiła w końcu do Bielska. Tłumaczyła, że po prostu z każdą przeprowadzką wiązała się zmiana pracy, ale Michał, który urodził się i wychował w mieście, gdzie żył do teraz, nie potrafił tego objąć rozumem. Nie mieściło mu się w głowie, że samotna kobieta borykająca się z silnymi atakami paniki mogła się tak przemieszczać po kraju, z dnia na dzień zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie. Magdalena była przecież taka krucha!

      – Smakuje ci? – Magdalena wskazała na paellę z owocami morza, którą Michał już kończył.

      Tęsknym wzrokiem spojrzał na talerz.

      – Przepyszna. Najchętniej zamówiłbym drugą porcję, ale rozsądek podpowiada co innego – roześmiał się, klepiąc delikatnie po brzuchu.

      Nie był otyły. Prawdę mówiąc, tych kilka dodatkowych kilogramów, które osadziły się w okolicach brzucha, nie odebrało mu nic z atrakcyjności. Od dwóch lat obiecywał sobie, że od nowego tygodnia zacznie biegać, ale na razie na samych obietnicach się kończyło.

      – Ja