Nadine Dorries

Matki z Lovely Lane


Скачать книгу

Gaskella.

      Pammy uśmiechnęła się szelmowsko i wycelowała w nią palec.

      – Koniecznie pamiętaj, by mówić, że jest niebezpieczny – zaśmiała się i szturchnęła lekko Beth.

      Przyjaciółki podeszły do drzwi prowadzących na oddział. Czekały tam pielęgniarki, które w pierwszej turze udawały się na przerwę kawową. W rękach ściskały peleryny, które miały je chronić przed przeciągiem na długim korytarzu. Z niecierpliwością wyczekiwały chwili, gdy znajdą się w garkuchni.

      Gdy tamtego wyjątkowego ranka szły do nowych sal operacyjnych, Pammy już nie pamiętała rozmowy o Oliverze Gaskellu z poprzedniego dnia. Co innego Beth. Słowa Pammy tłukły jej się po głowie całą noc. Nie mogła przez to spać i godzinami wierciła się w łóżku.

      – Czyli to prawda: oddziałowa z bloku operacyjnego odeszła – stwierdziła Victoria, wyrywając Beth z zamyślenia. – Ponoć wściekła się na wieść o tym, że jej stare sale mają zostać zamknięte, ale nikt nie chce podać powodów tej decyzji. Mówią, że wpadła jak burza do gabinetu siostry przełożonej.

      – No cóż, ona ma już pewnie z siedemdziesiąt lat jak nie więcej. W sumie nie wiem, która gorsza, dawna oddziałowa z bloku operacyjnego czy siostra Pokey. Kogoś muszą na to stanowisko powołać, Pokey przecież nie będzie w stanie jednocześnie kierować oddziałem nagłych wypadków i blokiem operacyjnym.

      Reszta dziewcząt szła w milczeniu, ponieważ Pammy buzia się nie zamykała. W powietrzu tego jasnego i wietrznego poranka było już czuć zimę, a opadłe liście zdążyły zbutwieć i teraz tłumiły odgłosy ich kroków. Pammy zmieniła temat i zaczęła rozprawiać o Anthonym.

      – W tym tygodniu wybieramy się do kina – powiedziała. – On ma w tym miesiącu tylko cztery wolne wieczory. To naprawdę niesprawiedliwe.

      Nikogo specjalnie nie dziwiło, że stateczny, pragmatyczny i troskliwy doktor Mackintosh zainteresował się żywym liverpoolskim srebrem w osobie Pammy. Doskonale równoważył jej roztargnienie i gadatliwość. Pammy była całkowicie przejrzysta. Z nikim nie pogrywała, niczego przed nikim nie chowała w tajemnicy.

      – Nigdy nie trzeba się zastanawiać, o czym nasza Pammy akurat myśli. Dziewczyna jest szczera do bólu – mawiał jej ojciec.

      Doktor Anthony Mackintosh cenił jej prostolinijność i otwartość. Uwielbiał jej wścibstwo, jej roztargnienie i jej rodzinne szczęście, w szczególności zaś jej mamę Maisie, która serwowała mu obiady, jakich nie miał okazji jadać, odkąd po uzyskaniu kwalifikacji zawodowych wyjechał z Edynburga. On sam był jedynakiem, synem prezbitera. Wychowywał się nad jeziorem, w wiosce zamieszkałej przez dwadzieścia trzy osoby. W tętniącym życiem domu Tannerów czuł się naprawdę dobrze. Przez lata musiał znosić samotność i wyobcowanie, więc gdy teraz spoglądał na rozgadaną, zuchwałą i piękną Pammy, wprost nie wierzył własnemu szczęściu.

      Dziewczęta stały przy krawężniku i już miały przejść na drugą stronę drogi, gdy nagle tuż obok nich zatrzymała się znana im furgonetka. Pielęgniarki zajrzały do środka. Za kierownicą siedział zastępca portiera Jake, a miejsce dla pasażera zajmował Bryan Delaney.

      – Witam szanowne pielęgniarki! – zakrzyknął Jake. – Idą panie do nowych sal operacyjnych?

      – Zgadza się! – Dziewczęta zeszły z krawężnika i ustawiły się przy oknie od strony pasażera.

      – To ja tylko powiem, że na miejsce przybyli już dziennikarze „Echa” z wielkim aparatem, więc niech siostry szeroko się uśmiechają do obiektywu!

      – Bez obaw, Jake! My zawsze jesteśmy uśmiechnięte, prawda, dziewczęta? – powiedziała Pammy i dotknęła ręką włosów schowanych pod czepkiem, żeby je nieco poprawić.

      Pammy miała lekkiego bzika na punkcie swojego wyglądu, choć Beth skłonna była twierdzić, że to akurat przypadłość wszystkich młodych mieszkanek w Liverpoolu. Pewnie wynikało to z faktu, że porównywała je z dziewczętami z baz wojskowych, gdzie dorastała. Zazdrościła im urody, stylu i błyskotliwości. W żadnym innym mieście Beth nie widziała równie pięknych dziewcząt. Wcale jej nie dziwiło, że marynarze wyśpiewują swoją tęsknotę za nimi w swoich szantach.

      Beth stała teraz obok Pammy i uśmiechała się do Bryana. Nie zauważyła, że na jej widok poczerwieniał. Purpura wypełzła mu spod kołnierzyka i wspinała się po szyi w górę, aż w końcu dotarła do linii włosów.

      Victoria nerwowo spojrzała na zegarek.

      – Spóźnimy się, a dziś rano na oddziale króluje siostra Pokey – zaświergotała, po czym wskoczyła na chodnik.

      – Tak, to prawda, siostro Baker. – Jake nachylił nieco głowę, żeby lepiej je widzieć przez okno. – Przyszła o wpół do siódmej. Siostra Haycock wysłała jej Biddy do pomocy, ale ona działa siostrze Pokey na nerwy.

      – Jasny gwint! – wykrzyknęła Pammy. – Dzięki za ostrzeżenie, Jake. Do zobaczenia, Bryanie!

      Pammy i Beth również weszły na chodnik i podbiegły, by dogonić Victorię, która na wzmiankę o siostrze Pokey znacznie przyspieszyła kroku.

      – Nasza Lorraine w kółko opowiada o Bryanie Delaneyu – powiedziała Pammy, odwracając się i spoglądając, jak furgonetka zmierza w stronę Lovely Lane. – Może powinnam pójść w ślady mojej mamy i pobawić się w swatkę.

      – Ach, jakie to słodkie – stwierdziła Beth. – Lorraine tak szybko wyrosła. W ciągu dwóch lat bardzo się zmieniła.

      – Szybko dojrzewa. Większość dziewcząt z okolic portu w wieku dziewiętnastu lat już od dawna ma mężów, a czasem mają już nawet dwójkę dzieci. W sobotę w St Chad’s odbył się ślub, panna młoda ma zaledwie szesnaście lat. Mama by nie chciała, żeby Lorraine tak szybko wyszła za mąż. Wolałaby, żeby też przyszła do St Angelus i zdobyła zawód. Boże, jak ja się denerwuję na myśl o dzisiejszym dniu.

      – Ja też. Martwię się, co to się będzie działo na salach operacyjnych – powiedziała Victoria. – Nigdy nie pracowałam z siostrą Pokey. Nie umiem sobie wyobrazić, jak to jest, kiedy ciągle kogoś będą otwierać. Ja najbardziej lubię rozmawiać z pacjentami, a przecież my tam nie będziemy miały do czynienia z przytomnymi ludźmi. No, chyba że akurat będziemy asystować anestezjologowi.

      Za rogiem wiatr przybrał na sile. Przyjaciółki pokonały ostatni odcinek prowadzący na tyły szpitala i dotarły do miejsca, gdzie kiedyś stała brama, którą w czasie wojny zdemontowano na potrzeby armii. Tylko zardzewiałe zawiasy zamocowane do potężnych postumentów z czerwonego piaskowca świadczyły dziś o tym, jak wielkie były zdobione podwoje, które miały zatrzymać ludzi w środku w czasach, gdy w budynku mieścił się jeszcze dom pracy dla potrzebujących.

      – A ja wprost przeciwnie – oznajmiła Beth, mocniej otulając się peleryną. – Już nie mogę się doczekać. Zawsze sądziłam, że moim powołaniem jest właśnie sala operacyjna. Victorio, nie ma powodu do zmartwienia. Ponoć siostra Pokey ma tylko dopilnować wszystkiego w okresie otwarcia i rozruchu. Tak powiedziała pani Duffy.

      Pani Duffy, gospodyni domu pielęgniarek przy Lovely Lane, co prawda oficjalnie nie należała do mafii St Angelus, ale z jakiegoś powodu zawsze pierwsza o wszystkim wiedziała.

      – Wkrótce mianują na to stanowisko kogoś innego. Pani Duffy mówiła mi wczoraj wieczorem, że Pokey chce wracać na oddział nagłych wypadków tak szybko, jak to tylko możliwe. Poza tym jest jeszcze pielęgniarka etatowa, która pracuje na bloku operacyjnym już od wielu lat. Założę się, że nasza praca będzie sprowadzać się do mycia zakrwawionych butów i narzędzi.

      Dziewczęta jęknęły chórem.

      – Ja w sumie cię rozumiem, Beth – stwierdziła Pammy. – Że tak bardzo chcesz pracować na bloku operacyjnym. Dla