James Frey

Milion małych kawałków


Скачать книгу

dietą a sprawnym umysłem. Nic z tego nie rozumiem przez leki i w pewnym momencie Wykład się kończy i wstaję i wychodzę i wracam na Oddział z resztą mężczyzn. Jeden z nich wygląda jak Gwiazda Filmowa i wydaje mi się, że z nim rozmawiam, ale nie jestem pewien. Popołudnie i wczesny wieczór przemijają pod pokrywą otumanienia, gdzie zdolność do zbornego rozumowania zanika i gdzie każda chwila wydaje się wiecznością. Wkrótce po kolacji wchodzę do łóżka i po raz pierwszy od kilku lat mam świadomość tego, że zasypiam.

      Otwieram oczy. Moi Współlokatorzy śpią i w Pokoju jest cicho i spokojnie i ciemno. Siadam i przejeżdżam palcami po włosach i spoglądam na poduszkę i widzę, że jest zakrwawiona. Dotykam twarzy i dociera do mnie, że krwawię.

      Wstaję i powoli robię dziesięć kroków do Łazienki i otwieram drzwi i wchodzę do środka i włączam światło. Wzdrygam się oślepiony i zamykam oczy i kiedy czekam, aż wzrok mi się przyzwyczai, robię krok do przodu i chwytam brzeg umywalki. Otwieram oczy i patrzę w lustro i pierwszy raz od pięciu dni widzę swoją twarz.

      Moje wargi są pocięte i popękane, a z powodu opuchlizny są trzy razy większe niż normalnie. Rząd zaschniętych pokrytych strupami szwów na lewym policzku trzyma głęboką ranę długości jednego cala.

      Mój nos jest skrzywiony i napuchnięty pod bandażem, z nozdrzy wyciekają mi czerwone strużki. Pod oczami mam ciemnofioletowe i żółte sińce. Wszędzie jest krew, ta lepka i ta zaschnięta.

      Sięgam po papierowy ręcznik i namaczam go i zaczynam delikatnie wycierać. Smugi krzyżują mi się na policzkach i strupy pękają i krzywię się z bólu i ręcznik nasiąka. Wyrzucam go i sięgam po następny. Robię to jeszcze raz.

      Robię to jeszcze raz.

      Robię to jeszcze raz.

      Kończę i wyrzucam ostatni ręcznik i myję dłonie i patrzę, jak czerwień ścieka ze skóry do umywalki i do odpływu. Zakręcam kran i przejeżdżam rękami po włosach i są ciepłe i miłe w dotyku i próbuję na siebie jeszcze raz spojrzeć.

      Chcę zobaczyć oczy. Chcę zajrzeć pod powierzchnię bladej zieleni i zobaczyć, co jest wewnątrz mnie, co jest we mnie, co ukrywam. Zaczynam podnosić wzrok, ale odwracam się. Próbuję się zmusić, ale nie mogę.

      Odwracam się i wychodzę z Łazienki i wchodzę do Pokoju. Larry i Warren i John nie śpią i są na różnych etapach ubierania. Mówią cześć i mówię cześć i wracam do łóżka i wchodzę pod kołdrę. Kiedy zaczyna mi być wygodnie, John podchodzi i staje nade mną.

      Co robisz?

      A jak ci się wydaje?

      Idziesz spać.

      Właśnie.

      Nie możesz tego zrobić.

      Dlaczego nie?

      Musimy wykonać swoje Prace.

      Jakie prace?

      Każdy z nas ma wyznaczoną jakąś Pracę. Wstajemy rano i ją wykonujemy.

      Teraz?

      No.

      Wstaję z łóżka i idę za Johnem na Górny Poziom Oddziału. Roy mnie zauważa i podchodzi do mnie i prowadzi do Tablicy Prac i pokazuje mi ją i tłumaczy, jak to działa.

      Jest Praca i jest twoje imię. Im dłużej tu jesteś, tym lżejsza Praca. Ponieważ dopiero przyjechałeś, masz wyczyścić Toalety Publiczne. Pytam, gdzie są środki czystości, i pokazuje mi. Kiedy je zbieram i kieruję się w stronę Toalet Publicznych, mówi.

      Postaraj się, żeby były czyste.

      Tak jest.

      Naprawdę czyste.

      Usłyszałem.

      Znajduję Toalety Publiczne, dwie Łazienki na Górnym Poziomie używane przez Opiekunów, Gości i mężczyzn, którym nie chce się wracać do Pokoi. Są małe, z jedną toaletą i jednym pisuarem i jedną umywalką w każdej. Wchodzę do środka i szoruję toalety i pisuary i umywalki. Opróżniam kosz na śmieci i wymieniam papier toaletowy. Myję podłogę. To nie jest przyjemne, ale już czyściłem toalety, więc mi to nie przeszkadza.

      Kończę pracę i odnoszę środki czystości i wracam do Pokoju i idę do Łazienki i wymiotuję. Nie piłem od trzech dni i nie brałem koki od pięciu, więc mdłości nie są tak silne jak zazwyczaj, ale zaczyna mi być niedobrze w innym sensie. Zamykam pokrywę i spuszczam wodę i siadam na sedesie i patrzę w ścianę. Zastanawiam się, co się ze mną dzieje.

      Wstaję i zaczynam chodzić po Łazience w tę i z powrotem. Krzyżuję ramiona i zaczynam pocierać ciało. Robi mi się zimno i czuję chłód w krzyżu. W jednej sekundzie chce mi się płakać, w jednej chce mi się zabijać, w jednej chce mi się umrzeć. Rozważam bieganie, ale nie ma gdzie biegać, więc chodzę szybkim krokiem i pocieram ciało i jest mi zimno.

      Larry otwiera drzwi i mówi, że czas na śniadanie, więc wychodzę i idę za nim i Warrenem i Johnem do Stołówki i staję w kolejce i dostaję jedzenie. Znajduję pusty stolik i siadam i zaczynam jeść ciepłą słodką owsiankę z miseczki i pić wodę ze szklanki. Wrażenia ustąpiły, ale nie do końca. Wydaje mi się, że tracę zmysły.

      Kończę owsiankę i opieram się na krześle i rozglądam się po Stołówce i widzę Kena rozmawiającego z mężczyzną z mojego Oddziału. Mężczyzna pokazuje na mnie i Ken podchodzi do mojego stolika i siada przede mną.

      Dobrze się czujesz?

      W porządku.

      Myślałeś o naszej rozmowie?

      Tak.

      Jakieś wnioski?

      Nie.

      No to myśl dalej.

      Będę myślał.

      Dziś rano jesteś umówiony do Dentysty.

      W porządku.

      Zaprowadzę cię na Oddział Medyczny i po tym, jak dostaniesz leki, wsadzę cię do furgonetki. Kierowca zawiezie cię na wizytę, zaczeka i przywiezie cię z powrotem.

      Dobrze.

      Potem, jak już zjesz lunch, poddamy cię badaniu o nazwie MMPI. To standardowy test psychologiczny, który pozwoli nam określić, jak możemy ci pomóc.

      Dobra.

      Wstaje.

      Gotów?

      Biorę tacę i wstaję.

      No.

      Odkładam tacę i wychodzimy i wracam na Oddział Medyczny. Dostaję leki i biorę je i idziemy do głównego Wejścia do Szpitala, gdzie czeka biała Furgonetka. Ken daje mi kurtkę, żebym nie zmarzł, i wychodzimy i odsuwa boczne drzwi furgonetki i rozmawia z Kierowcą, podczas gdy ja rozsiadam się z przodu. Ken się żegna i ja się żegnam i zamyka drzwi i Kierowca rusza i odjeżdżamy. Pogoda się popsuła. Czarne chmury zasłaniają Niebo i płaty śniegu zalegają na Ziemi. Co kiedyś było zielone, jest brązowe. Co kiedyś miało liście, nie ma ich. Jest zimno i jest zima i Swiat poszedł spać. Spoglądam przez okno na dryfujący zamarznięty krajobraz. Mgiełka mojego oddechu zbiera się na szybie i zaczynam drżeć. Kulę się i patrzę na Kierowcę, który też się kuli i jedzie powoli i patrzy na Drogę.

      Można tu trochę nagrzać?

      Kierowca patrzy na mnie.

      Zimno?

      Patrzę na niego.

      Jak cholera.

      Smieje się.

      Już niedługo, Mały. Jak tylko silnik się rozgrzeje, będzie ciepło. Zatrzymujemy się na samotnym skrzyżowaniu, gdzie światło jest czerwone i drogi są puste i wiatr wzbija w powietrze skrawki papieru i liście. Kierowca jest leciwy. Ma rozczochrane siwe włosy i zmierzwioną siwą brodę i błyszczące niebieskie oczy. Jego cera wygląda, jakby była z licowanej skóry. Jego przedramiona są cienkie, ale wyglądają