James Frey

Milion małych kawałków


Скачать книгу

okrągłe srebrne okulary i dużego złotego roleksa. Przygląda mi się. Kładzie tacę na stoliku. Wygląda na wkurwionego.

      Pamiętasz mnie?

      Nie.

      Pałętałeś się przez dwa dni, wołając na mnie Gene Hackman. Chwytam, że przećpali cię tym szajsem na odtruwanie, ale nie jestem Gene Hackman, nigdy nie był ze mnie Gene Hackman i jeżeli jeszcze raz wyjedziesz mi z Gene’em kurwa Hackmanem, będziemy mieli kurewsko wielki zgryz.

      Śmieję się.

      Coś śmiesznego?

      Śmieję się jeszcze raz. Wygląda jak Gene Hackman.

      To ci się wydaje śmieszne, Chujku?

      Patrzę na niego i się uśmiecham. Nie mam zębów i ta myśl sprawia, że uśmiecham się jeszcze szerzej.

      Myślisz, że to jest kurwa śmieszne?

      Patrzę na niego. Ma twarde, gniewne, agresywne oczy. Rozumiem te oczy i wiem, jak sobie z nimi radzić. Jestem na znajomym gruncie. Wstaję i mój uśmiech znika. Patrzę na mężczyznę i Sala zamiera. Mówię.

      Nie znam cię. Nie pamiętam, żebym cię kiedykolwiek widział, nie pamiętam, żebym z tobą kiedykolwiek rozmawiał, i z pewnością nie pamiętam, żebym kiedykolwiek wołał na ciebie Gene Hackman, ale gdybym tak zrobił, to pewnie, że byłoby śmieszne.

      Czuję, że większość Ludzi w Stołówce nas obserwuje, i serce bije mi szybciej i mężczyzna patrzy na mnie i jego oczy są twarde, gniewne i agresywne. Wiem, że nie jestem w formie, ale jest mi wszystko jedno. Czuję, jak się szykuję. Napinam się, szczęka mi się zaciska, patrzę prosto przed siebie spojrzeniem utkwionym, skoncentrowanym i nieruchomym.

      Jeżeli chcesz mnie zmusić, żebym ci dopierdolił, Dziadek, to równie dobrze możemy startować.

      Jest zaskoczony. Nie przestraszony czy niechętny, tylko zaskoczony. Patrzę prosto przed siebie.

      Coś ty powiedział?

      Spojrzenie utkwione, skoncentrowane i nieruchome.

      Powiedziałem, że jeżeli chcesz mnie zmusić, żebym ci dopierdolił, to równie dobrze możemy startować.

      Młody, jak masz na imię?

      James.

      James, jestem Leonard.

      Uśmiecha się.

      Nie wiem, czy jesteś najgłupszym kutasem, jakiego w życiu spotkałem, czy najodważniejszym, ale jeżeli odpowiesz mi na jedno pytanie, to rozważę puszczenie tej ostatniej uwagi w niepamięć.

      Co to za pytanie, Leonard?

      James, czy ciebie pojebało?

      Tak, Leonard, pojebało mnie. Pojebało mnie i to jak.

      To dobrze, bo mnie też pojebało. Lubię pojebańców i staram się z nimi zadawać przy każdej okazji. To może sobie siądziemy i zjemy razem lunch, zobaczymy, może uda się nam zapomnieć o naszej sprzeczce i zostać kumplami. Przydałby mi się tu kumpel.

      W porządku.

      Siadamy i jemy lunch i Leonard mówi, a ja słucham, jak mówi. Leonard pochodzi z Las Vegas, a tu jest od tygodnia. Jest uzależniony od kokainy i od ponad roku zbierał się, żeby tu przyjechać. Ostatnich dwanaście miesięcy spędził na jedzeniu wysokokalorycznych posiłków, piciu drogich win, grze w golfa i wciąganiu gigantycznych ilości koki. Wziął już tyle, mówi, że jeżeli weźmie jeszcze raz, to umrze. Nie wiem, jak zarabia na życie, ale wiem, że to nielegalne, i wiem, że jest w tym dobry. Widzę to po jego oczach, słyszę w jego słowach, rozpoznaję po łatwości, z jaką mówi o sprawach, które większość ludzi uznałaby za przerażające. Dobrze się czuję w jego towarzystwie. Lepiej niż w towarzystwie innych ludzi tutaj. Mówienie o okropnościach przychodzi mu łatwo. Jest jakimś Przestępcą. Dobrze się czuję w jego towarzystwie.

      Kończymy jeść i odnosimy tace i wychodzimy ze Stołówki i idziemy do Auli. Pacjentki siedzą po jednej stronie Auli, Pacjenci po drugiej, łączna liczba Pacjentów wynosi około dwustu pięćdziesięciu. Każdy siedzi ze swoim Oddziałem i kiedy Leonard i ja siadamy wśród dwudziestu mężczyzn z Sawyer, Lekarz na Podium zaczyna opowiadać nam o Alkoholizmie i Narkomanii jako chorobach.

      Zbiera mi się na wymioty. Wstrząsają mną fale mdłości. Robi mi się zimno. Zamykam oczy i otwieram je i zamykam je jeszcze raz. Robię to szybko, robię to powoli. Zaczynam się trząść i patrzę na krzesło przede mną i ono się rusza. Zaczyna do mnie mówić, więc odwracam wzrok i widzę tańczące wszędzie niebieskie i srebrne światła. Zamykam oczy i światła tańczą mi w mózgu. Czuję, jak krew płynie mi powoli przez serce i czuję, że stracę przytomność, więc chwytam twarz dłonią i ściskam twarz. Boli, ale chcę bólu, bo on zamienia ten koszmar w rzeczywistość i ratuje przed utratą zmysłów. Ból jest ogromny, ale potrzebuję go, bo ratuje mnie przed utratą zmysłów. Lekarz kończy mówić i Pacjenci zaczynają klaskać i puszczam twarz i biorę głęboki wdech i patrzę prosto przed siebie. Leonard klepie mnie w ramię.

      W porządku?

      Nie.

      Potrzebujesz pomocy?

      Nie.

      Wyglądasz, jakbyś potrzebował.

      Potrzebuję czegoś, ale nie pomocy.

      Kiedy Lekarz na Podium odpowiada na pytania, wstaję i wychodzę z Auli. Kieruję się z powrotem na Oddział w nadziei, że dojdę do łóżka i że w łóżku poczuję się lepiej. Kiedy mijam Gabinet Kena, woła mnie, a ja go ignoruję i idę dalej. Wychodzi na Korytarz i woła mnie jeszcze raz.

      James.

      Zatrzymuję się.

      Co?

      Opieram się o ścianę.

      W porządku?

      Podchodzi do mnie.

      Fatalnie się czuję, muszę się położyć.

      Zatrzymuje się przede mną.

      Możesz się położyć później. Czas na twój test.

      Jaki test?

      MMPI. Opowiadałem ci o nim rano.

      Nie chce mi się go robić.

      Dlaczego?

      Bo fatalnie się czuję i muszę się położyć.

      Przez pewien czas będziesz się czuł fatalnie.

      Może, ale i tak nie chcę robić tego testu.

      Jest obowiązkowy.

      Nie mogę go zrobić później?

      Nie, musisz go zrobić teraz. Pomoże nam zrozumieć, jak ci pomóc, bo chcemy ci pomóc jak najszybciej.

      Dobra.

      Przechodzimy przez Aulę i przez labirynt Korytarzy z wykładziną na podłodze i wchodzimy do małego pustego Pokoju z dwoma krzesłami i stołem. Ken siada i ja siadam. Przed nami na stole jest duża spięta zszywaczem książeczka i arkusz odpowiedzi i ołówek. Ken mówi.

      To bardzo prosty test. Odpowiadasz prawda lub fałsz, możesz się zastanawiać, jak długo chcesz. Kiedy skończysz, wróć do mojego Gabinetu, a jeżeli mnie tam nie będzie, zostaw odpowiedzi na biurku. Psycholog wszystko przeanalizuje i za dwa dni omówimy razem wyniki.

      W porządku.

      Jakieś pytania?

      Nie.

      Ken wychodzi, a ja biorę ołówek i arkusz odpowiedzi i otwieram książeczkę i zaczynam czytać. Strony są wypełnione pytaniami i zaczynam na nie odpowiadać.

      Jestem zrównoważoną osobą.

      Fałsz.

      Uważam, że Świat sprzymierzył się przeciwko mnie.

      Fałsz.

      Uważam,